nine (9)

356 19 1
                                    

– Festyn dobroczynny jest ważnym wydarzeniem Rachel, nie możemy się tam nie pojawić... – zagryzam zęby żeby nie powiedzieć czegoś nie miłego kiedy widzę jak przegląda moją szafę z ubraniami. – ...musisz założyć coś eleganckiego co podkreśli twoje walory, musisz być nieskazitelna. – mruczy do siebie pod nosem, a ja wywracam oczami na jej słowa, mam ochotę krzyknąć jej prosto w twarz jak bardzo nienawidzę kiedy mówi takie rzeczy.

– Gdzie odbywa się tym razem? – zmieniam temat wiążąc włosy w kucyk, jestem zmęczona słuchaniem o tym, że obie musimy się dobrze prezentować.

Mój okres zbliża się wielkimi krokami, jestem drażliwa i pierwszy raz chcę żeby ktoś mnie dotykał, chcę żeby sprawił mi tą przyjemność, którą dał mi wtedy Marcus. Przerażają mnie te myśli bo wiem, że Monty tego nie potrafi, a kiedy przypomnę sobie to uczucie mam ochotę zadzwonić do brata mojej przyjaciółki i się na niego rzucić.

– Na farmie Wirt...odbędą się wyścigi konne, konkurs najlepszego ciasta, losy z ciekawymi nagrodami i będzie muzyka na żywo, jestem pewna, że całe miasto się tam pojawi! – oddycham z ulgą i nawet uśmiech pojawia się na mojej twarzy, lubię zwierzęta i sam fakt, że farma Wirt jest ogromna daje mi szansę na to, żeby nie przebywać w towarzystwie matki i jej przyjaciółek.

– Wybiorę sobie coś sama, nie potrzebuję twojej pomocy i jestem pewna, że będziesz zachwycona. – wstaję na równe nogi i do niej podchodzę, kładę dłoń na jej ramieniu, a ona lekko się wzdryga jakby nie spodziewała się z mojej strony jakiejś bliskości.

– W porządku, ale zabierz ze sobą kapelusz. – kiwam głową, że zrozumiałam, Rebekah lekko się uśmiecha i wychodzi nie zamykając za sobą drzwi co lekko działa mi na nerwy. – Wychodzimy o trzeciej! – krzyczy z dołu roznosząc echo po całym mieszkaniu, spoglądam na zegar w telefonie, a później patrzę co mam w szafie.

Dotykam dłońmi materiałów sukienek rozwieszonych na wieszakach, większość z nich jest w kolorach pastelowych bo takie właśnie lubię i przeważnie sięgają mi za kolano. Chciałabym coś przyjemnego, co nie będzie krępować moich ruchów, ale wiem, że jeśli tylko w czymś takim pokażę się matce odprawi mnie z kwitkiem. 

Wzdycham stojąc przed drewnianą szafą, kiedy zdaję sobie sprawę, że to co w niej jest, nie jest odpowiednie decyduję się sprawdzić zawartość mebla mojej matki. Nasze ciała mają identyczne rozmiary, a ona ma mnóstwo sukien, które nie widziały światła dziennego.

Wchodząc do sypialni mojej matki od razu czuję zapach fiołków, lubię go chociaż czasami kiedy zbyt długo tu przebywam zaczyna mnie drażnić. Otwieram drzwi drewnianej szafy, a blado błękitny kolor sukienki chwyta moje serce, biorę wieszak w dłoń i podziwiam jej materiał oraz krój. Jest długa, aż do kostek, zwiewna, a gorset w okolicach piersi oraz tali wygląda obiecująco, długi rękaw ma urocze falbanki przy nadgarstkach, a dekolt nie jest prowokujący, jego kształt jest prosty, ale dzięki gorsetowi dobrze uwydatniony.

– Chciałam ją założyć, ale na tobie będzie wyglądać lepiej. – lekko się uśmiecham na słowa matki, odwracam się do niej, stoi w drzwiach trzymając biały słomiany kapelusz. Podchodzi i wkłada mi go na głowę, odwracam twarz zerkając na siebie w lustrze, tworzy lekką falę co sprawia, że wygląda lekko.

Nie protestuję, nie mówię zupełnie nic tylko posyłam jej lekki uśmiech i idę do swojego pokoju gdzie kładę ubranie na łóżko wraz z kapeluszem, idę do łazienki zamykając za sobą drzwi na klucz. Zdejmuję ubrania, które mam na sobie oraz napełniam wannę gorącą wodą czyli taką jaką lubię, wchodzę do środka ostrożnie zważając na to, aby się nie poślizgnąć.  Słyszę jak mój telefon wibruje, ale jestem zbyt leniwa żeby ponownie wyjść z wanny i sprawdzić kto dzwoni.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Where stories live. Discover now