forty-eight (48)

141 9 0
                                    

– Szlak... – mruczę w poduszkę, nie otwieram oczu bo boję się dziennego światła, które sprawi, że moja już boląca głowa, ważąca kilka ton, dostanie jeszcze mocniejszych bolesnych impulsów. 

Leżę tak przez chwilę trzymając dłoń na czole, moja twarz jest tłusta i zmęczona, nienawidzę tego uczucia. To jakbym miała buzię wysmarowaną masłem. Oblizuję co po chwilę spierzchnięte wargi, marzę o szklance zimnej wody gazowanej i najchętniej burgerze z podwójnymi frytkami, koniecznie z sosem słodko-kwaśnym. Obracam swoje ciało na plecy, a zbyt szybki i gwałtowny ruch sprawia, że mam odruch wymiotny. Jęczę klnąc na siebie za swoją głupotę, za to, że pozwoliłam Katt namówić się na to wszystko i gdyby była teraz obok, znalazłabym w sobie siłę, żeby uderzyć ją w ramię. 

– Warto było? – marszczę brwi słysząc głos Harrego, uchylam jedną powiekę i widzę go stojącego we framudze drzwi do jego sypialni. Cieszę się, że jest tutaj tak ponuro, a brak okna jest plusem tego pomieszczenia i dopiero teraz bardziej to doceniam. 

– Rebekah mnie zabije. – jęczę przejeżdżając dłońmi po tłustych włosach, muszę wziąć gorącą kąpiel o tym teraz tylko marzę. Wczorajszą noc pamiętam dobrze, ale w niektórych momentach mam pustki. Ostatnie co widzę jak przez mgłę to jazdę taksówką do  mieszkania brata mojej przyjaciółki i myślę, że to dobrze się kończyło, gdyby Rebekah zobaczyłabym mnie nad ranem ledwo trzymającą się na nogach dostałabym jeszcze gorszą pogadankę niż tą na jaką się zapowiada. 

Siadam na łóżku, robię to powoli bo każdy najmniejszy ruch powoduje okropny ból głowy i żołądka. Moje nagie stopy lądują na miękkim dywanie, boję się spojrzeć w lustro bo jeśli wyglądam tak jak się czuję to będzie masakra. 

– Poważnie tym się teraz przejmujesz? – jego głos zmienia się w ironiczny, naskakuje na mnie i ja to czuję, jednak jestem zmęczona i nie mam sił wdawać się z nim w głupie kłótnie. Znów przechodzi mnie myśl na jakim stopniu jest nasza znajomość, czuję się przy nim bardziej swobodnie iż przy Montym. 

– A czym innym mam się przejmować? – wzdycham prostując plecy, odpycham się dłońmi od łóżka wstając. 

– Może tym jak wczoraj wyglądałaś bawiąc się z kolesiem, który mógłby być twoim ojcem? – wywracam oczami na jego pretensje, w głowie odtwarza mi się wspomnienie wczorajszej nocy kiedy to Harry podszedł do nas w Roast. 

– Zwyczajnie dobrze się bawiłam, choć nie tak dobrze jak ty ostatnio. – odpowiadam mu podchodząc do niego specjalnie wskazuję palcem miejsce na swojej szyi, gdzie to on ostatnio miał ślad malinki. 

– Ten typ, kurwa, mógł zrobić ci krzywdę, był silniejszy i większy od ciebie Rachel, z łatwością mógłby wrzucić ci coś do drinka i cię wykorzystać w klubowej toalecie, a ty nawet kurwa byś nie drgnęła! – marszczę brwi, Harry się o mnie martwi, to zwyczajna troska z jego strony czym mnie zaskakuje. Widząc jaki jest wściekły kiedy o tym mówi utwierdza mnie, że to nie gra, to jego prawdziwe emocje.

– To mógłby zrobić ktokolwiek, niekoniecznie Adam, ale jakikolwiek facet nawet na ulicy. Jakbym miała myśleć w taki sposób popadałbym w paranoję i nigdzie nie wychodziła. – wzruszam ramionami, a moja obojętność podnosi mu ciśnienie coraz bardziej. 

– Ja uważam to za świetny pomysł. – komentuje, a ja mrużę na niego oczy lekko uchylając usta i czekam, aż powie mi, że to żart jednak nic takiego się nie dzieje. – Chociaż znasz jego imię. – mruczy pod nosem kiedy go wymijam, ale nie komentuję tego bo jestem zbyt wypruta z życia na kłótnie. 

– To zbyt wcześnie na takie rozmowy, gdzie mój telefon? Muszę wysłać Rebekah wiadomość, chyba że, już to zrobiłeś... –  szukam wzrokiem urządzenia i po chwili dostrzegam go na drewnianym kuchennym blacie w kącie, jest podpięty do ładowania. 

– Zrobiłem, jak zawsze. – mówi, spoglądam na niego głęboko się zastanawiając nad tym co tak właściwie dzieje się między nami.  

Jak zawsze wysłał wiadomość do mojej matki, żeby nie zmartwiała się na śmierć gdzie się podziewam dobrze mnie przy tym też kryjąc. Jak zawsze, ostatnio często, budzę się w jego mieszkaniu, a on robi dla nas coś do zjedzenia tak jak teraz - od razu dostrzegłam czarne garnki na płycie indukcyjnej i poczułam smaczny zapach. Coraz częściej spędzamy ze sobą czas, dzisiaj pokazał mi po raz kolejny, że się o mnie martwi i wiem, że wybuch o oglądanie zdjęć Montiego był spowodowany czymś na rodzaj zazdrości, choć Harry się do tego nie przyzna.

– Co? – pyta mnie tym samym wyrywając mnie z zamyślenia, wzruszam ramionami i podchodzę do niego, nie zbyt blisko, bo nie chcę zabić go zapachem z moich ust. 

– Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś. – wysilam się na lekki uśmiech, widzę w jego oczach zaskoczenie, które zaraz sprawnie ukrywa za obojętną maską. – Muszę się wykąpać i koniecznie umyć zęby. – wymijam go, przechodzę przez sypialnię i zaraz znajduję się przed wanną. Zanim pochylam się, aby włączyć ciepłą wodę słyszę jego podniesiony głos, ale tylko po to, abym go zrozumiała. 

– Różowa szczoteczka będzie twoja, nie chce żebyś używała mojej, to obleśne! 

Woda uderza o białą wannę, podczas kiedy mój wzrok ląduje na umywalce gdzie widzę kubek z dwiema szczoteczkami, czarną, która należy do Harrego i różową, która ma być moja. Nachodzi mnie zbyt dużo pytań i zbyt dużo myśli, boli mnie głowa i już nie tylko przez ilość wódki jaką wczoraj wypiłam. Jest zbyt wcześnie na analizowanie, odkładam to na później lub nigdy. 

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Where stories live. Discover now