two (2)

436 18 0
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


– Dlaczego ty zawsze musisz wyglądać jak pieprzona rzeźba w muzeum? – wywracam oczami na słowa mojej przyjaciółki, poprawiam gumkę we włosach chichocząc pod nosem. – Wyglądam przy tobie jak Hugh Hefner na tle króliczków playboya...– jęczy pod nosem i na mnie spogląda, nie rozumiem jej narzekania, jest śliczną szatynką z dużym tyłkiem i okrągłymi piersiami. Nie jeden facet w szkole i na chodniku się za nią ogląda, a ona ciągle porównuje się do mnie.

– Nie jesteś żadnym Hefnerem, jesteś piękna i chce żeby to w końcu do ciebie dotarło głupia. – pocieram dłońmi jej ramiona chcąc dodać jej ciepła i otuchy, widzę jak się uśmiecha co sprawia, że ja sama nie potrafię nie wykrzywić ust. – Moje cycki przy twoich melonach to niedojrzałe kiwi. – obie się śmiejemy, zdałam sobie sprawę, że moje porównanie było beznadziejne jednak jak najbardziej trafne. – Idę skorzystać z łazienki zanim wyjdziemy! – mówię przekraczając drzwi jej pokoju.

Lubię spędzać tutaj czas bo nikt nie obserwuje moich ruchów, nikt nie komentuje, że się garbię albo jem o jedno ciastko za dużo. Chociaż pomimo tego, że mogę sobie pozwolić na trochę więcej kalorii to i tak Rebekah Holt ciągle stoi gdzieś w głębi mojej głowy i daje pouczenie, cóż często staram się ją ignorować, ale nie zawsze mi to wychodzi.

Moja matka kontroluje całe moje życie i chwilami zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę to nie jest moje życie tylko jej wyidealizowane i wymarzone, ona to ja za czasów jej młodości z tą różnicą, że mam być lepszą wersją, tą którą ona sama nie mogła być.

Po skorzystaniu z toalety, dokładnie myję dłonie, wycieram w miękki czarny ręcznik i spoglądam na siebie w lustrze. Nie jestem doskonała, ciągle mi czegoś brakuje, ciągle szukam tego ostatniego kawałka układanki. Poprawiam koszulę z dekoltem, który nie wygląda na mnie dobrze bo nie mam piersi, jestem zbyt szczupła i wiem o tym, ale matka wbiła mi do głowy, że tak właśnie wyglądają idealne dziewczyny, każdy mężczyzna chce kobietę z taką figurą.

Biorę głęboki urywany oddech, ostatni raz poprawiam włosy i zamierzam chwycić za klamkę jednak drzwi w tym samym momencie otwierają się, a w progu staje facet ze szmaragdowymi oczami, dłuższymi brązowymi włosami zaczesanymi do tyłu, ale gdzieś pośrodku głowy widzę nikły przedziałek. Ma gęste brwi, a niesamowicie pełne usta są lekko uchylone, patrzy na mnie z góry i jestem w stanie widzieć jak doskonałe ma kości policzkowe, mam wrażenie, że gdybym je dotknęła mogłyby mnie skaleczyć. Mój oddech staje cię wolniejszy i cięższy, chwila staje się dla mnie wiecznością, czas się zatrzymał, a my jesteśmy w siebie wpatrzeni.

– Rue jesteś gotowa co ty robisz tyle czasu? – głos przyjaciółki sprowadza mnie na ziemie, wygładzam materiał koszuli, a drugą ręka zakładam kosmyk włosów za ucho. – Och widzę, że już poznałaś Harrego, mój brat marnotrawny powrócił do domu po latach tułaczki! – mówi podkreślając dokładnie każde słowo jakie przeszło przez jej usta.

Cóż wspominała, że ma starszego brata, który studiuje, ale nigdy jakoś nie zainteresowałam się tym jak wygląda. Jest do niej podobny, ten sam odcień zieleni oczu, może ona ma jeszcze bardziej pełniejsze usta.

– Harry to Rue, moja najlepsza przyjaciółka... – prostuję się i wyciągam dłoń w jego stronę przybierając na twarz lekki uśmiech, natomiast on nadal się we mnie wpatruje z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który sprawia, że czuję się zakłopotana. – ...Rue to Harry, mój starszy głupszy brat. – czekam aż ujmie moją dłoń i kiedy myślę, że tego nie zrobi on ją chwyta, a przez moje ciało przechodzi dziwny prąd.

– Harry. – patrzy ciągle w moje oczy, a ja nie potrafię oderwać moich nijakich od jego szmaragdów, które z każdą chwilą wydają się pokazywać coraz to większą głębie.

– Rue. – puszczam jego dłoń pierwsza i znów nerwowo wygładzam koszulę, Katt karze mu się przesunąć i między czasie ciągnie mnie za nadgarstek, on się odsuwa, ale nasz kontakt wzrokowy nadal się utrzymuje.

Kiedy idziemy przez korytarz biję się z myślami czy powinnam się odwrócić, ale nagle robię to nie kontrolując swoich odruchów, ale nikt nie stoi w drzwiach. To było coś dziwnego, jakbym na chwilę straciła poczucie czasu i swoją postawę jaką zawsze prezentuje, a te jego głębokie szmaragdowe oczy sprawiły, że na chwilę zapomniałam jak się oddycha.

Wsiadając na miejsce pasażera w taksówce zapominam o tym co wydarzyło się chwilę temu, ale gdzieś z tyłu mojej głowy ta zieleń odcisnęła piętno i na pewno zapamiętam ją na bardzo długo.

Droga na imprezę urodzinową jednego z przyjaciół Montiego, który jest jednym z Czarnych Diabłów mija nam na ciągłej rozmowie z kierowcą, który jest miłym facetem, ale kiedy Katt zaczęła żartować z Trumpa atmosfera w samochodzie diametralnie się zmieniła. Starałam się poruszyć jakiś prosty bezkonfliktowy temat, ale mężczyzna nie był już taki skłonny do rozmowy dlatego kiedy tylko auto się zatrzymało pod wyznaczonym adresem szybko zapłaciłam i wyszłam na zewnątrz.

Głośna muzyka drażniła moje uszy, a kiedy przekraczam drzwi mieszkania ktoś wręcza mi fioletowy kubek z alkoholem, przykładam go do ust i biorę malutkiego łyka. Nieznacznie się krzywię, Katt lekko uderzyła mnie w tyłek i krzyczy do mojego ucha, że czas się dobrze upić, ale ja sama nie wiem czy tego chcę. Raz w życiu byłam pijana, a następny dzień był dla mnie piekłem i nie chodzi tu tylko o wywody mojej mamy.

Szukam wzrokiem Montiego i po chwili dostrzegam go siedzącego na fotelu w salonie, dookoła niego stoi kilka dziewczyn z drużyny, a jedna z nich, która kojarzę właśnie usiadła mu na kolanach.

Zaciskam mocno zęby, nie jestem o niego zazdrosna, ale nie chcę żeby powstały jakieś głupie plotki. Nagle Katt staje przed moimi oczami szeroko się uśmiechając, wygląda dzisiaj naprawdę ładnie, obcisła szara sukienka przylega do jej ciała i uwydatnia tyłek, którym może się pochwalić. Jej blond włosy kaskadami opadają na ramiona, a szminka sprawia, że jej usta wydają się być jeszcze pełniejsze. Czuję się trochę dziwnie mając na sobie koszulę i czarne spodnie, podczas kiedy większość dziewczyn ma sukienki podobne do tej Katt.

– Rue dzisiaj obie mamy w dupie tego idiotę... – chcę coś powiedzieć, ale ona ucisza mnie kładąc palec na moje usta przez co śmieję się pod nosem. – ...zanim powiesz, że ja ciągle mam go w dupie, pomyśl jak miło możemy spędzić dzisiaj czas bez tego idioty. – przekręcam głowę lekko w bok unosząc jedną brew ku górze, bo wiem, że prawda jest inna.

Katt po prostu nie chce być blisko Reggiego po tym co stało się wczoraj podczas przerwy, skomplementowała go i dopiero po jakimś  czasie  się zorientowała.

– Za późno, już tutaj idzie. – śmieję się widząc jej zirytowaną minę, mówi, że idzie zrobić nam dobrego drinka i znika zanim Monty pojawia się przy moim boku. Pochyla się i całuje mnie w usta kładąc jedną swoją dłoń na moim tyłku, wywracam oczami na to zachowanie w myślach.

– Znów nie założyłaś sukienki. – jęczy z niezadowolenia prosto w moje usta, a ja delikatnie go od siebie odsuwam. Wygląda dobrze jak zwykle, podoba mi się w czarnej koszuli bo idealnie opina jego mięśnie.

– Musisz już marudzić? – pytam, a on kręci despotycznie głową na boki mając przy tym zaciśnięte usta.

Kładzie dłoń na mojej tali, a ja nie czuję nic jak za każdym razem kiedy mnie dotyka i przed oczami widzę te szmaragdowe oczy i przypominam sobie ten prąd kiedy nasze ciała się zetknęły.  Tak szybko jak ta myśl się pojawiła odeszła w niepamięci kiedy widzę uśmiechnięta Katt z dwoma kubeczkami, odstawiam ten fioletowy na stolik, a biorę w dłoń różowy.

– Masz tam niecały kieliszek wódki. – przyjaciółka puszcza mi oko, a ja uśmiecham się z wdzięcznością.

To nie tak, że nie chcę wypić więcej, ale wiem, że moja mama będzie mnie sprawdzać kiedy późno wrócę do domu, a nie mam siły na to żeby słuchać jej narzekań i tego, że kobiecie takiej jak ja nie wypada tyle pić.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz