fifty (50)

171 8 0
                                    

– Już nigdy więcej, aż tyle nie wypiję. – marudzę mając opartą głową o fotel i zamknięte oczy, chciałabym rozkoszować się jazdą samochodem obok Harrego, ale mój żołądek nadal odczuwa skutki wczorajszej nocy. Mało tego mam na sobie ubrania z wczoraj, śmierdzą klubem i nawet gdzieś rozpoznaję na sobie zapach perfum Adama, ciężkie piżmowe.

– Dopilnuję tego. – mówi oschle pod nosem, kiedy skręca czuję jak tost i czarna herbata przelewają się w moich jelitach. – Podwiozę cię pod dom. – dodaje po chwili, otwieram szerzej oczy żeby zaprotestować ponieważ, moja matka jeśli zobaczy mnie wychodzącą z samochodu Harrego zacznie zadawać pytania i być podejrzliwa. Jednak zanim cokolwiek uda mi się powiedzieć samochodu wjeżdża na  wybrukowany podjazd.

– Czemu to zrobiłeś? Oszalałeś? – atakuję go szybko odpinając czarny pas, który zabezpieczał moje ciało. – Jeśli moja matka zacznie podejrzewać, że coś dzieje się między nami, to będzie mój koniec, zwłaszcza jeśli dowie się od jak dawna to trwa! – podnoszę głos, świadomie, Harry nie może robić takich rzeczy. Tamtego dnia kiedy wpadł za mną do domu, podczas kiedy Carter go demolował nie zadawała pytań, ale drugi raz, stanie się dociekliwa i podejrzliwa. Znam ją.

– Mogę wejść z tobą i potrzymać cię za rączkę. – mówi udawanym przesłodzonym głosem z fałszywym uśmiechem, głowę ma zwróconą w moją stronę i obserwuje moje nerwowe ruchy kiedy próbuję odpiąć pas. – Przestań szarpać. – komentuje kiedy widzi jak nie radzę sobie z jego odpięciem, sam wyciąga dłoń naciskając czerwony plastik, a pas magicznie puszcza.

Nie żegnam się z nim nawet spojrzeniem, zamykam za sobą drzwi mocniej nimi trzaskając i słyszę w myślach jak rzuca przekleństwami pod nosem, co wywołuje uśmiecha na mojej twarzy. Wchodząc po schodach nadal nie dochodzą do mnie dźwięki odjeżdżającego samochodu dlatego odwracam głowę przystając na jednym z drewnianych stopni, widzę go jak wysiada z czarnego samochodu i idzie w moją stronę. Moje serce dostaje zawału na ten widok.

– Co ty robisz?! – nie wiem dlaczego, ale mówię szeptem kiedy staje obok mnie, jego głowa jest zadarta przez co patrzy na mnie z góry bardziej niż zwykle. – Harry, co ty do cholery... – nie kończę zdania bo drzwi od naszego domu otwierają się, a kiedy widzę po raz kolejny Thomasa Claytona jestem zaskoczona.

– Rue, witaj! Jak się miewasz? – jak zwykle dobrze się prezentuje, a biała koszulka włożona w lniane spodnie przepasane ciemno brązowym paskiem do niego pasuje.

– Dzień dobry, ja, um tak, wszystko u mnie dobrze. – odpowiadam zakłopotana nie przez to jak wyglądam, lecz przez to jak wiele myśli przechodzi mi przez głowę.

– Harry, jeszcze nie miałem okazji zamienić z tobą żadnego słowa odkąd wróciłeś, jak idzie ci w pracy? – kiedy mężczyzna z uśmiechem na twarzy skupia swoją uwagę na Harrym ja dostrzegam jak zza jego pleców wyłania się moja matka. Zagryzam wargi kiedy widzę jak ogląda mnie swoim chłodnym spojrzeniem, jest wściekła.

– Zdalna praca mi pasuje, odnalazłem się w tym, końcem roku mam kilkudniowe szkolenie we Francji, wszystko dobrze się układa. – odpowiada, ja przysłuchuję się tej rozmowie ponieważ nigdy nie wspominał mi gdzie pracuje. – To twoja zasługa Thomas. – słyszę w jego głosie wdzięczność, muszę na niego spojrzeć, muszę widzieć jego emocje.

– Jesteś dla mnie jak rodzina Harry, cieszę się, że odnajdujesz i spełniasz się w tej pracy. – oczy ojca Reggiego są przepełnione czymś innym, rodzajem ojcowskiej troski, która tak szybko jak się pojawiła zniknęła.

– Harry, miło cię widzieć. – moja matka ubrana w pomarańczową suknię w kwiaty, z idealnie upiętymi włosami i lekkim kulturalnym, wyćwiczonym uśmiechem  zajmuje miejsce zaraz obok Thomasa. Atak serca znów wraca.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Where stories live. Discover now