-Victorio możemy porozmawiać?- zapytał Remus przy śniadaniu.
-O czym chcesz porozmawiać?- powiedziałam.
-Chcę z Tobą porozmawiać w cztery oczy.- Syriusz chrząknął.
-Obydwoje mamy z Tobą parę spraw do omówienia.
-No dobrze.- Spojrzałam na pozostałych- Posprzątacie ze stołu jak zjecie? Jakby coś się działo to będziemy w moim pokoju. -Syriusz, Remus i ja poszliśmy do mojego pokoju, mężczyźni usiedli na łóżku a ja na fotelu naprzeciwko.
-A więc...- zachęcam ich.
-Po pierwsze to co Cię łączy z Severusem?- pyta Łapa. Wzruszam ramionami.
-Nic. Jest moim nauczycielem, może kimś trochę bliższym, coś w rodzaju dalekiego wuja. Wybaczcie, ale... Przyjaźnił się z moimi rodzicami, więc oni mu ufali.
-Jest śmierciożercą!- protestuje Syriusz.
-Ale to on mi pokazał, że Dubledore hoduje Harry'ego i mnie jak baranki na śmierć!- zdenerwowałam się.
-Właśnie to ci powiedział kiedy chciał porozmawiać na osobności?- pyta Lunatyk. Pokiwałam głową.
-Skąd wiesz, że to prawda?- Łapa.
-Weszłam do jego umysłu, jego wspomnień.
-O kurde...- zdzwiwił się Syriusz.
-Nie możecie o tym nikomu powiedzieć, ja to załatwię.
-Nie za dużo bierzesz na siebie Vicki?
-Nie, daję radę ze wszystkim. W końcu mam czym zająć głowę, po tym jak...
-Jak co?- Remus ciągnie mnie za język.
-Ehhhhh... Byłam u pani ginekolog... Powiedziała mi, że jestem bezpłodna...- Popatrzyłam na nich.- Nigdy nie będę miała dziecka, rozumiecie? Przez to, że West mnie zgwałcił ja nie mogę mieć dzieci.- pojedyńcza łza spłynęła mi po policzku, więcej nie znalazło ujścia, jestem twarda, przetrwam wszystko.
-Bardzo nam przykro- Remus mnie pociesza.
- A wy co chcieliście mi powiedzieć.
-Bo widzisz...- Syriusz splótł swoje palce z palcami Remusa.
-Ja i Luniek się kochamy Victorio.- pisnęłam z zachwytu zacierając dłonie.
-To wspaniale!- podeszłam i ich uściskałam- Tak powoli myślałam, że coś jest na rzeczy.
-Myślałem, że...
-Będę wami pogardzać, bo jesteście gejami? Dajcie spokój. Cieszę się, że jesteście razem Remus. Mam dwóch ojców! Kto by nie chciał tak żyć?- zaśmiałam się siedząc między nimi. Łapa zmierzwił mi włosy.
-Victorio... Tylko nie mów jeszcze nikomu, to nie pora aby to rozpowiadać.- ściągnęłam usta w wąską linię, zawsze jest przecież czas na miłość.
-Rozumiem- tyle tylko udaje mi się wypowiedzieć, jest mi trochę smutno, że nie chcą się ujawnić, ale z drugiej strony im się nie dziwię. Będą jeszcze bardziej nimi gardzić nic nie warci naszego czasu czarodzieje i czarownice.
-Jest jeszcze jedna sprawa Vi.
-Tak Syriusz?
-Ufasz Severusowi?
-Tak.- mówię po czym wychodzę z pokoju.O 12 mamy już obiad. Siedzimy sobie przy stole. Nie mogę się powstrzymać i ciągle zerkam na Remusa i Syriusza. Czemu ja tego nie zauważyłam? Przecież oni musieli już od dłuższego czasu się spotykać. Dzisiaj na obiad mamy kurczaka w sosie śmietanowym oraz młode ziemniaki i surówkę. Do tego sok pomarańczowy. Moje ulubione połączenie. Nagle przez okno wleciała sowa, zrzuciła list przede mną i wyleciała. Otwieram kopertę, wyjmuję pergamin i czytam na głos:
"Droga Victorio,
Chciałbym, abyś wraz z Harrym się ze mną spotkali przy Privet Drive 4, gdzie mieszka jego wujostwo. Mam dla was pewne zadanie. Chodzi o to, żeby przekonać Horacego Slughorna do nauki uczniów Hogwartu. Mi już odmówił kilka razy, ale najlepszym uczniom nie odmówi. Zwłaszcza, gdy ci uczniowie są potomkami jego ulubieńców z Klubu Ślimaka. Wolałbym, abyście zjawili tylko we dwójkę o 15.00.
Z pozdrowieniami, Albus Dumbledore."-Nie ma takiej opcji- mówi Draco, gdy spogląda na moje trzęsące się ręce.- Idę z wami.
-Bez ciebie nigdzie nie idę.- potwierdzam jego słowa.
-To dobrze.- mówi Remus.- Sam miałem poprosić Dracona aby z wami poszedł.
-Dlaczego?- pyta Harry.
-Nie ufam Dumbledorowi w pełni.- odpowiadam. Ten tylko kiwa głową ze zrozumieniem. Chociaż widzę, że chce drążyć temat. Jednak go nie drąży, lepiej dla niego. Boję się spotkania z Dumbledorem, zwłaszcza po tym śnie. Nie mogę wyrzucić go z głowy.
-Macie jeszcze trzy godziny. Pograjmy w coś.
-Nikodem ma rację, przy okazji oderwiemy głowy od tego wszystkiego.- rzecze Draco. Ma rację. Przyda nam się zmiana myśli z myśli o tym co powiedział mi Severus na myśli o jakiejś grze.Po dwóch i pół godzinie byliśmy już gotowi. Chłopaki są ubrani na czarno, ale się dobrali. Za to ja mam na sobie czarną spódniczkę, kabaretki, czarne szpilki oraz białą bluzkę z kołnierzykiem i cekinami na krótkich rękawach.
-Wyglądasz pięknie- powiedzieli jednocześnie Draco i Harry.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
-To co? Jak się tam dostaniemy?- pyta Harry.
-W sumie to mamy jeszcze pół godziny...- patrzę znacząco na Malfoy'a.
-Wyścig na motorach!- krzyknęliśmy jednocześnie. Potter nie miał wyjścia, musiał się zgodzić, z resztą nie miał nic przeciwko.Wygrałam ja, jak zwykle.
-To już się robi nudne panowie.
-Bardzo śmieszne Wayland.- całą trójką się roześmialiśmy.
-Dumbledore'a jeszcze nie ma.- rzekł Harry.
-To sobie poczekamy.- mówię siadając na chodniku.
-Nie musicie długo czekać.- skąd do cholery on się tu wziął?! Ah tak... teleportacja.
-Dzień dobry panie dyrektorze.- rzekliśmy chórem.
-Ah tak, dzień dobry.- spojrzał na nas po kolei, jego wzrok zatrzymał się na mnie.- A więc przyjechaliście razem z panem Malfoy'em.
-Mam nadzieję, że to nie problem.
-Ależ skąd. Pan Malfoy też jest bardzo uzdolniony. Zapewne zarówno pan Malfoy jak i pan Potter są tak uzdolnieni za twoją zasługą panno Wayland.
-Sami potrafią się uczyć.- rzekłam wzruszając ramionami.
-Dobrze, teraz złapcie się mnie.
-Dlaczego?
-Zobaczysz Harry.- złapaliśmy się Dumbledore'a. Ten nas przeteloportował do jakiejś mugolskiej wioski.
-Gdzie jesteśmy?- pyta Draco rozglądając się dookoła w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.
-W Budleigh Babberton mugolskiej wiosce. Patrzcie, tu znajduje się dom Horacego.- wskazał na budynek przed nami.
-Wchodzimy?- pytam zniecierpliwiona. Dumbledore pokiwał głową i ruszył przodem. W progu wyciągnął różdżkę i polecił nam zrobić to samo. Wyciągnęliśmy różdżki bez wahania. W domu jest straszny bałagan. Meble poprzewracane, brak żyrandoli oraz pobite wazony i lustra na całej posesji.
-Proszę spojrzeć.- Draco wskazał na sufit. Krew. Tylko nie wydaje się ludzka... raczej smocza.
-To smocza krew.- mówię aby ich uspokoić.
-Horacy- szepcze Dumbledore.
-Panie Slughorn.-szepcze za nim Harry. Mi za to coś tu nie pasuje. Ten pokój jako jedyny jest nietknięty, a fotel wydaje się jakiś podejrzany. Biorę stelę i rysuję runę na kształt oka na ramieniu. Jasnowidzenie, percepcja pozazmysłowa pozwala zobaczyć to co nie jest widoczne. Dzięki czemu widzę zamiast fotela pana Slughorna.
-Dzień dobry panie Horacy.- mówię podchodząc do fotela. Wtem fotel zamienia się w starszego mężczyznę o siwych włosach.
-Dzień dobry. Skąd wiedziałaś?- pyta mnie Horacy. Wzruszam ramionami.
-Dar.- nic więcej nie rozwijam. Dumbledore za pomocą różdżki sprząta Slughornowi mieszkanie.
-Witaj stary przyjacielu.- mężczyźni wymieniają uściski dłoni.- Pozwól, że ci przedstawię Harrego Pottera, Victorię Wayland oraz Dracona Malfoy'a.
-Panie Malfoy, pan tutaj? Myślałem, że...
-To źle pan myślał. Nie jestem swoimi rodzicami. Stoję po właściwej stronie.
-To dobrze. Widzę, że mamy tutaj dwie gwiazdy.- Horacy wskazuje na mnie i Harrego.
-Bez przesady.- mówię.- Ja się za gwiazdę nie uważam.
-Tak, tak. Albusie, czym sobie zawdzięczam tą wizytę?
-Wie pan, panie Slughorn. Kadra nauczycielska w Hogwarcie potrzebuje wspaniałego i uzdolnionego nauczyciela. Ja nie widzę na tym stanowisku nikogo innego jak pana.- próbuję mu połechtać ego.
-Ale słodzisz panno Wayland, dobrze, przyjmę propozycję pracy w Hogwarcie pod warunkiem, że wasza trójka dołączy do klubu ślimaka.- popatrzyłam na swoich towarzyszy. Draco i Harry najwyraźniej się zgadzają.
-Zgoda.- misja wykonana.
![](https://img.wattpad.com/cover/281515641-288-k3438.jpg)
YOU ARE READING
Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboru
FanfictionA co gdyby to nie Harry Potter był wybrańcem? Co gdyby wybrańcem wcale nie był chłopak tylko dziewczyna? Dziewczyna, której babka zmieniła przepowiednię, która głosi że wybrana pokona Lorda Voldemorta? Co jeśli ta dziewczyna wywróci świat pewnego bl...