Szlaban

25 3 0
                                    

-Dziękuję, że mi pomagasz.- mówię, gdy drzwi od WS się za nami zamykają.
-Nie musisz mi dziękować. Dobrze wiesz, że zawsze Ci pomogę.- spojrzałam na niego z wdzięcznością. Ilu, którzy chcieliby ze mną być już dawno by odeszło? Ilu by nie wytrzymało? Ilu by mnie zostawiło ze względu na moje humorki i zmiany nastroju? Uśmiechnęłam się.- Co Cię tak cieszy?
-Zastanawiam się jak ze mną wytrzymujesz. Przecież jestem niedowytrzymania.- trącił mnie w ramię.- Hej! Mogłam upuścić obiad!- zaśmiałam się.
-Chodź Wayland, obiad młodym wystygnie.- przez resztę drogi po prostu się uśmiechaliśmy, nic nie mówiliśmy. Nie było to potrzebne.
-Zanieś posiłek Nikowi, ja dam jedzenie Alexowi.- ruszyliśmy każdy w swoją stronę. Usiadłam przy łóżku pulchnego dzieciaka o czarnych włosach. Podaję mu talerz.
-Jedz.
-No nareszcie! Jestem głodny jak wilk!- wyrwał mi talerz. Jak można jeść tak łapczywie?
-Dlaczego zepchnąłeś Nikodema z miotły?- popatrzył na mnie gniewnie.
-Bo mam go dosyć. Nie wiem, jak trafił do naszego domu, skoro jest takim mazgajem.
-Nic nie wiesz, więc się nie odzywaj.- cedzę przez zaciśnięte zęby. Odchodzę i siadam na łóżku Nika.- Smakował obiad?
-Tak, dziękuję.- uśmiechnął się.
-Na prawdę nie potrzebujesz niczego więcej?
-Na prawdę.
-Vicki potrafi być nadopiekuńcza. Mówiłem, nie pozbędziesz się jej.- Malfoy obejmuje mnie ramieniem.
-Tak, nie pozbędziesz się mnie. Obaj się mnie nie pozbędziecie.- spędziliśmy całe popołudnie na rozmowie. Zostało 40 minut do szlabanu. Wstaję z łóżka.
-Słuchaj Niki, za chwilę mam szlaban.
-Jasne idź.- całuję go w czoło.
-Przyjdziemy jutro po Ciebie.- mówię łapiąc Draco za rękę. Wychodzimy ze SS. Prowadzę swojego blondyna do jednej z licznych wnęk w ścianie. Stanął naprzeciw mnie.
-Do szlabanu ponad pół godziny. Mogliśmy jeszcze pobyć w Skrzydle.
-Myślałam, że ucieszysz się ze wspólnie spędzonego czasu.- uśmiechnęłam się zadziornie.
-Oczywiście, że tak.
-To dobrze.- objęłam go w pasie i oparłam czoło o jego pierś. Po chwili mnie objął.
-Z chęcią się poprzytulam, ale na stojąco szybko się zmęczymy. Proponuję usiąść.- pokiwałam głową i się odsunęłam. Draco usiadł na podłodze i rozłożył nogi.- No chodź kochanie.- usiadłam między jego nogami i oparłam plecami o jego tors. Blondyn objął mnie lewą ręką w pasie, a prawą przykrył moją dłoń.
-Chyba nie jesteś zła za tą akcję ze sprawdzianem.
-Oczywiście, że nie. To było urocze.- zaczęłam bawić się jego palcami.- Słuchaj... A może byśmy się wybrali gdzieś całą paczką? Aby się rozerwać? Jutro mamy dzień wolny, moglibyśmy pójść do "Trzech Mioteł".
-Wspaniały pomysł Vi. Chyba wszyscy tego potrzebujemy.- chyba pora się przełamać i zapytać o Freda. Może nie będzie tak źle?- Będziesz zły jeśli zaproszę Freda? Wiem, że nie przepadasz za nim i chyba przepadać nie będziesz, ale tęsknię za nim jako przyjacielem. Wiesz, że...
-Nie będę miał nic przeciwko, o ile nie będzie wyprawiał żadnych głupot.- usiadłam bokiem do jego torsu.
-Dziękuję.- pocałowałam go w policzek.
-Mamy jeszcze kilka minut do Twojego szlabanu. Odpocznij sobie.- wtuliłam się w zagłębienie jego szyi i po prostu się zrelaksowałam.

Nadszedł czas szlabanu. Wchodzę do gabinetu prof. Mcgonagall.
-Dobry wieczór.
-Dobry wieczór panno Wayland. Proszę usiąść.- siadam na krześle przy biurku naprzeciw nauczycielki.- Jako karę dostaniesz podszkolić troje uczniów z magicznych zwierząt.- łatwizna!- Zaraz tu przyjdą.- słyszymy pukanie do drzwi.- O, są. Proszę wejść!- odwracam się kto to.
-Dobry wieczór.- mówią chóralnie Blaise, Pansy i Astoria. Dobra, nie będzie to łatwizna. Jeśli któreś z nich wyjdzie z tego żywe, odniosę sukces.
-Dobry wieczór, Victoria będzie waszą korepetytorką przez ten wieczór.- cała nasza czwórka wydała z siebie pomruk niezadowolenia.- Zajrzę do was za półtorej godziny.- po tych słowach wyszła.
-No nie wierzę...- Astoria przewraca oczami.
-Mi też się to nie widzi, ale czym prędzej zaczniemy, tym prędzej stąd wyjdziemy.- mówię.
-Nie będziesz nam rozkazywała Wayland.- odzywa się Parkinson.
-Słyszałam, że macie problem z magicznymi stworzeniami. Powiedzcie którymi, zrobię wam wykład, a kiedy Mcgonagal przyjdzie, rozejdziemy się każdy w swoją stronę.
-Nie ma takiej opcji.- mówią Pansy i Astoria.- Nie będziemy słuchać zdrajczyni krwi.- zaciskam ręce w pięści. Zaraz ich tu pozabijam.
-Proponuję posiedzieć tu i się wyluzować.- mówi Zabini rozpościerając się na krześle nauczycielki i kładąc nogi na biurku. Wyciąga coś spod szaty. Piersiówka. Upija łyk.
-W tak młodym wieku popadać w alkoholizm...
-Odezwała się ta, która wcale w wieku trzynastu lat nie wypiła pół litra wina z rumem.
-To była inna sytuacja.- cedzę przez zęby.
-Ale jakoś alkohol w takiej dawce Tobą nie wstrząsnął. Trzymałaś się mocno na nogach.- komentuje Astoria.
-Tak się składa, że jakbyście żyły z tymi pacanami Westami to też byście się nauczyły jak przetrwać. Dwa tygodnie z nimi byłyby dla was lepsze niż najdroższa Szkoła przetrwania.- Blaise usiadł po ludzku na krześle i nachylił się nad biurkiem.
-Powiedz Vicki, dlaczego cały czas próbujesz wszystkich chronić, przecież nie jesteś pieprzonym Bogiem.- pochyliłam się także nad biurkiem.
-A kto to za mnie zrobi? Kto dopilnuje, aby nawet takim dupkom jak wy nie stała się krzywda? Prawda jest taka, że tylko ja jestem w stanie sprzeciwić się Zakonowi i Śmieciożercom.- prychnęłam.- Nikt inny nie jest na tyle głupi, prawda?- oparł się o oparcie krzesła.
-Mamy problem z Centaurem, Kelpią i Nieśmiałkiem. Opisz je jakoś fajnie, bo jak będzie nudno pożałuję, że się na to gówno zgodziłem.
-Bardzo miły jak zawsze.- kpię i wyświetlam wspomnienie spotkania z centaurem, oczywiście tylko obraz (nikt nie może wiedzieć o czym rozmawialiśmy).- Zaczniemy od Centaura. Przede mną widzicie, jak to stworzenie wygląda na żywo. Głowa, tors I ręce człowieka, a tułów i nogi konia. Z powodu swojej inteligencji i zdolności do mówienia nie powinny być uznawane za zwierzęta, ale stało się tak na ich życzenie. Jak widać, zamieszkują lasy. Ich życie jest dla większości tajemnicą, którą powierzają tylko wybranym, jeśli zdradzisz ich tajemnice zabiją Cię uprzednio torturując. Żyją w stadach i są doskonałe w leczeniu, wróżeniu, lecznictwie i astronomii. Nie są bardzo niebezpieczne, ale trzeba je traktować z wyjątkowym szacunkiem, dlatego otrzymały klasyfikację XXXX.- obraz przede mną zmienił się na Kelpie.- Kelpia to zmiennokształtny demon wodny, a jego najczęstszą formą jest koń z sitowiem zamiast grzywy. Kiedy ktoś usiądzie na jego grzbiet, nurkuje z nim na dno zbiornika wodnego i go zjada pozwalając wnętrznościom wypłynąć na powierzchnię. Aby ją pokonać trzeba założyć jej za pomocą zaklęcia wędzidło, aby była uległa i niegroźna. Ma klasyfikację XXXX.- obraz zamienił się w nieśmiałka na drzewie.- Nieśmiałek pilnuje drzew, a jego wzrost wynosi maksymalnie osiem cali. Sprawia wrażenie, że składa się z kory, gałązek i dwóch małych brązowych oczek. Żywi się insektami. Te stworzenia są pokojowo nastawione, ale jeśli ktoś zagraża drzewu, na którym mieszkają, rzucają się na niego i próbują wydrapać mu oczy. Mają klasyfikację XX, czyli są niegroźne i mogą zostać udomowione. Jako ciekawostkę podam, że jeden nieśmiałek- Pickett był przyjacielem wielkiego magizoologa- Newta Skamandera, autora książki "Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć".- obraz znika, a zamiast niego na biurku pojawiają się trzy egzemplarze wspomnianej książki. Kiwam na nie.- Wszytko co wam powiedziałam, jest z tej książki. Te egzemplarze są dla was. Może wam pomoże.- spoglądam na bransoletę. Została godzina.- Mamy jeszcze godzinę, możecie zająć się sobą.- wstaję z krzesła.
-Muszę przyznać, że dobrze to rozegrałaś Wayland.- odzywa się Blaise. Dlaczego jest nagle w miarę miły? Wzruszam ramionami i siadam z dala od nich. Przywołuję sobie kartki i długopis, który zaczarowywuję tak, aby napisał to samo na wszystkich i piszę zaproszenia na jutro. Potem je podpisuje i przeteloportowywuję do pokojów przyjaciół, którzy mieli je dostać. W dalszym ciągu zostało mi trochę czasu, więc piszę pismo do Ministra o zmianę opiekuna prawnego Nikodema i wysyłam. Przyszła Mcgonagal.
-Pan Zabini, Panny Greengrass i Parkinson możecie iść. Panno Wayland, proszę usiąść przy biurku.- robię co mi każe. Gdy drzwi się zamykają za trójką Ślizgonów, westchnęła.
-Na prawdę to było potrzebne? Czy Nikodem nie mógł sam sobie poradzić, skoro przyszedł tak daleko?
-Pani nic nie rozumie. On ma problem z zaufaniem jak i mierzy się z problemami w domu. Nie zostawię go. Nawet jakbym musiała codziennie odbywać szlaban. To przez co on przechodzi...
-Jest gorsze od tego, przez co Ty przechodzisz?
-Ja jestem przyzwyczajona, że niektórzy traktują mnie jak gówno. Lata praktyki, ale nie pozwolę, aby ta sytuacja go zniszczyła.- pochyliłam głowę.- Tak jak mnie zniszczyło życie. Mam piętnaście lat, a czuję się jakbym miała przynajmniej dwadzieścia. Pomagam wszystkim, ponieważ przez bardzo długi czas mi nie miał kto pomóc.
-Rozumiem. Możesz już iść.- wychodzę z gabinetu. Czeka na mnie Draco.
*Draco pov*
Wyszła z gabinetu, ale coś się zmieniło. Opadły jej ramiona, zbyt mocno pochyla głowę. Widziałem, że wcześniej stamtąd wychodzą Pansy, Astoria i Blaise. Jeśli coś jej zrobili, pożałują. Podchodzę do mojej księżniczki. Łapię jej podbródek i kieruję jej twarz na swoją. Spojrzała mi w oczy. Teraz się do mnie nie śmieją, szklą się.
-Co się stało?- uśmiechnęła się wymuszenie.
-Nic takiego. Po prostu jestem już wykończona dzisiejszym dniem. Możemy już iść do łóżka?- wsunąłem jedną rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy i ją podniosłem. Zawiesiła swoje ręce na moim karku i przytuliła do mojego torsu. Zaniosłem moją kochaną Vi do dormitorium, gdzie gdy tylko położyłem ją na łóżku, od razu zasnęła. Przykryłem ją, a sam położyłem się obok, tuląc się do niej. Po chwili również zasnąłem.

Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboruWhere stories live. Discover now