*W domu Magnusa*
Jace był w szoku. Szok był spowodowany tym, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie był przygotowany na to, że na pierwszy rzut oka młodsza dziewczyna, a do tego niższa, powali go z taką lekkością i wrzuci do portalu. Po chwili przez portal wyszli kolejno: Izzy, Alec oraz Magnus.
-Co to miało być? Kim ona jest? Jakim cudem potrafiła mnie powalić na kolana?- Jace zasypał Najwyższego Czarownika Brooklynu serią pytań.
-Po pierwsze: nie mam pojęcia co to miało być, ale trzeba było się tego spodziewać. Po drugie: nie muszę udzielać wam takich informacji, a po trzecie: nie wiem, nie znam jej aż tak dobrze, aby wiedzieć, gdzie i od kogo nauczyła się walczyć.- To co powiedział Magnus było prawdą. W jego głowie zrodziło się pytanie, kim stała się jego iskierka? Pomyślał o tym jak bardzo ciężko musiało jej być przez tyle lat samej.
-Jest Nocnym Łowcą. Musimy zgłosić to rodzicom.- zawyrokowała Isabelle.
-Jest z rodziny Wayland'ów, prawda?- blondyn nie dawał za wygraną.
-Nie muszę Cię o tym informować młody Wayland'zie.- odpowiedział czarownik.
-W takim razie powiesz Clave.- rzekł Alec Lightwood. Młodzi Nocni Łowcy wyszli z domu Magnusa Bane'a uprzednio dając czarownikowi zapłatę. Udali się prosto do Instytutu, aby zdać relację rodzicom. Magnus zaś zrobił sobie drinka i wyszedł na balkon, gdzie przyszedł do niego jego kot- Prezes Miau. Najwyższy Czarownik wyczarował kotu miskę mleka, aby następnie oprzeć się o barierkę balkonu. Mężczyznę pochłonęły jego własne myśli, bo przecież jak to możliwe, że Victoria przetrwała tak długo i na dodatek wyrosła na tak piękną młodą kobietę. Jego iskierka jest już prawie dorosła i prawdopodobnie go nienawidzi. Tej myśli Magnus nie potrafił wyrzucić z głowy. Zawiódł jedną z najważniejszych osób w jego bardzo długim życiu. Po chwili jego myśli powędrowały do młodego Lightwood'a. Chłopak był wysoki, szczupły, wysportowany, a na dodatek wydawał się mądry. Jedno Magnus wiedział na pewno... Spróbuje poderwać tego Nocnego Łowcę.*Instytut w Nowym Jorku*
Robert i Maryse już czekali na swoje dzieci. Niecierpliwili się, to była ich pierwsza tak poważna misja, a oni nie wracali już dość długo. W końcu, przez mosiężne drzwi do Instytutu weszli Isabelle na czele, Alec po jej lewej stronie, a Jace po prawej. Wyglądali jak zgrana drużyna, i właściwie tak było. Nic nie było ich w stanie powstrzymać. Robert i Maryse przerwali chodzenie w kółko po holu i stanęli jak wryci, bowiem z ich dziećmi nie było Abigail i Thobiasa.
-Do mojego gabinetu. Już.- powiedział zdenerwowany Robert. Naprawdę myślał, że ta trójka da sobie radę. Maryse poszła za mężem.
-No to mamy przechlapane.- całą sytuację skomentowała Izzy.
-Może nie będzie tak źle.- powiedział optymistycznie Jace.
-Taaaaa...- mruknął zrezygnowany Alec. Cała trójka udała się za rodzicami do gabinetu ojca. Gdy tam weszli ujrzeli ojca siedzącego w fotelu z rękoma ułożonymi w piramidę. Maryse stała po jego prawej stronie z zawiedzioną miną i rękoma zaplecionymi na piersi.
-Dlaczego nie przyprowadziliście Abigail i Thobiasa?- zapytała pani Lighwood.
-Oni nie żyją.- do odpowiedzi wyrwał się Jace.
-Alexandrze czy zechcesz nam to wyjaśnić?- zapytał Robert.
-Najwyższy Czarownik Brooklynu, Magnus Bane stworzył nam portal do jakiegoś lasu, gdzie rzekomo widział po raz ostatni Thobiasa i Abigail. Po chwili okrążyło nas stado gadających wilków, a niedługo po tym pojawiła się jakaś dziewczyna z chłopakiem, która powiedziała nam, że mamy się tam już nigdy nie pokazywać. Ponadto udało jej się zaskoczyć Jace'a i wrzucić go do portalu.
-Kim jest ta dziewczyna?- zastanawiała się na głos Maryse.
-Myślę, że jest powiązana z Abigail i Thobiasem. Magnus Bane będzie wiedział.
-W takim razie będzie trzeba go przesłuchać...- powiedziała głowa rodziny Lightwood.Magnus dostał ognistą wiadomość jeszcze tego samego dnia. Zgodnie z nią ma się stawić jutro o wschodzie słońca w Instytucie na przesłuchanie w sprawie tajemniczej dziewczyny z lasu.
Najwyższy Czarownik Brooklynu stawił się o czasie. Usiadł naprzeciw Maryse i Roberta, a wokół nich zebrało się kilku Nocnych Łowców.
-Chyba wiesz, w jakiej sprawie cię wezwaliśmy?- zapytał Robert.
-Podejrzewam.- odpowiedział spokojnie Bane.
-Kim była ta dziewczyna w lesie, która zmienia się w wilka?- z pytaniem wyrwał się Jace?
-To Victoria Wayland, duma rodziny Wayland, córka Thobiasa, wnuczka Abigail. Straciła ojca, gdy miała kilka miesięcy, a babcię w wieku 7 lat.- ta informacja wszystkich zdziwiła.
-Skąd ją znasz?
-Uczyłem jej ojca i przyjaźniłem się z jej babką. Ostatni raz widziałem ją parę miesięcy zanim zmarła Abigail. Jeśli to wszystko to już pójdę, mam napięty grafik.- rzekł Magnus oglądając swoje paznokcie.Po wyjściu Magnusa Bane'a, Robert wraz z Maryse poszli do gabinetu, a ich dzieci na salę treningową.
-Zgłosimy to do Clave?- zapytała Maryse męża.
-Poczekajmy z tym. Na razie nikt nie musi wiedzieć, że jest gdzieś tam młody Nocny Łowca.*Victoria pov*
Draco zdołał mnie dogonić w środku drogi do domu. W wilczych postaciach dotarliśmy do bezpiecznego salonu, w którym nie ma żadnych obcych. Załamana usiadłam już jako człowiek na kanapie chowając twarz w dłoniach. Po kilku sekundach poczułam na plecach ciepłą dłoń mojego chłopaka.
-Nic się nie martw kochanie. Już więcej ich nie zobaczysz. Jeszcze chwilę z nimi pogadałem. Padło parę gróźb, ale w końcu sobie poszli.- wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i po prostu rozpłakałam na dobre.
-Jak on mógł mi to zrobić?! Był dla mnie jak wujek.
-Nie wiem malutka, ale jestem tu z Tobą i nigdy Cię nie opuszczę.- gdy Malfoy to mówił, zaczął rysować delikatnie kółka na moich plecach. Poczułam obok mnie wgniecenie na kanapie po mojej drugiej stronie.
-Co się stało wilczku?- zapytał z troską w głosie. Odwróciłam się w jego stronę.
-Gdy odpoczywaliśmy, niedaleko zjawili się Nocni Łowcy. Przyprowadził ich Magnus! Rozumiesz? Czarownik z ich świata, któremu ufałam! Któremu ufała moja babcia!- Lunatyk mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze córeczko, obiecuję.- odsunął się ode mnie- A teraz idź się przygotuj, zaraz będziemy mieć gości.Razem z Draco, Remusem, Syriuszem, Harrym i Nikodemem zrobiliśmy shake'i domowej roboty i obejrzeliśmy "Minionki". Na kolację zrobiliśmy kanapki z sałatą i pomidorem, a do tego wybraliśmy białą herbatę. To popołudnie i wieczór poprawiły mi humor i nie miałam okazji myśleć o dzisiejszych przykrych wydarzeniach. Byłam tak zmęczona, że usnęłam w ubraniach czekając na Dracona.
![](https://img.wattpad.com/cover/281515641-288-k3438.jpg)
YOU ARE READING
Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboru
FanfictionA co gdyby to nie Harry Potter był wybrańcem? Co gdyby wybrańcem wcale nie był chłopak tylko dziewczyna? Dziewczyna, której babka zmieniła przepowiednię, która głosi że wybrana pokona Lorda Voldemorta? Co jeśli ta dziewczyna wywróci świat pewnego bl...