Pierwszy Dzień W Pracy

20 2 0
                                    

Następnego ranka wstałam przed Draconem, aby przygotować się jak najlepiej do zajęć. Po potrzebne książki będę musiała podejść do dyrektora przy śniadaniu. Wchodzę do łazienki, stwierdziłam, że wezmę długą ciepłą kąpiel. Klatka piersiowa nie boli mnie tak jak wieczorem, a co za tym idzie da się z tym bólem funkcjonować. Każdy nagły ruch kończy się bólem nie do wytrzymania, więc muszę uważać. Ostrożnie zdejmuję swoje ubrania, a następnie odwijam bandaż. Swoją mocą odkręcam kurek w wannie, aby lała się gorąca woda. Krzywię się na widok w lustrze. Cała moja klatka piersiowa jest sina. Owszem, miałam już łamane żebra w przeszłości, ale nigdy aż tak. Powoli wchodzę do wanny opierając się plecami o jej brzeg oraz uważając aby nie zamoczyć włosów. Leżąc w wannie zamówiłam sobie u Teodora śniadanie. Po 15 minutach rozlega się pukanie do drzwi.
-Vi, jesteś tam?
-Tak, potrzebujesz czegoś?
-Tylko się upewniam, że nadal tu jesteś...- no tak... Rada, pewnie sobie pomyślał, że już po mnie przyszli.
-Uszykuj maść i bandaż. Zaraz przyjdę.- mówiąc to zebrałam się aby wyjść z ciepłej wody. Wycieram się ręcznikiem i sięgam po uszykowane wcześniej ubrania. Zakładam bieliznę, a na to długą do kostek czarną spódnicę z ślniącej satyny pokrytej czarnym tiulem w wyszywane gwiazdy oraz czarną koszulkę Dracona, którą wpuszczam w spódnicę. Założyłam ją dlatego, że jest luźna i nie będzie pod nią widać bandaży. Całość dopełniają płaskie czarne trampki oraz włosy upięte w luźny kok. Nie zawracałam sobie za to głowy makijażem. Tak wyglądając wychodzę z łazienki. Na mój widok Draco znieruchomiał.
-Wow. Vi, wyglądasz pięknie.- uśmiechnęłam się na te słowa. Bo ma rację: osoba, która stoi teraz przed nim jest piękna w porównaniu z osobą, którą miał przed sobą wczorajszego wieczoru.
-Dziękuję. Trzeba mi tylko założyć bandaż.- mój chłopak siada na łóżku poklepując miejsce obok siebie.
-Siadaj. Zajmę się tym.- posłusznie więc zajęłam miejsce naprzeciw niego. Wyjęłam ze spódnicy koszulkę. Patrząc na to uniósł jedną brew.
-Co?
-Czy to moja koszulka?
-Mhm.- zaśmiałam się pod nosem odsłaniając klatkę piersiową.
-Pasuje Ci.- mówi smarując obolałe miejsca maścią.
-Nie będzie pod nią widać bandaża.
-Martwisz się o to czy będzie Ci widać bandaż czy nie?- pyta owijając moje żebra tkaniną.
-W porównaniu z innymi zmartwieniami to wydaje się takie przyziemne.
-Zgadza się. To co? Idziemy na śniadanie? I tak już jesteśmy spóźnieni.- Bez słowa wstałam i wzięłam go pod rękę. Idziemy korytarzem, już widać drzwi WS.
-Nie usiądę dzisiaj przy stole Ślizgonów. Muszę podejść do Dumbledore'a po materiały do lekcji.
-A już myślałem, że wprowadzono zasadę: nauczyciel nie może jeść przy jednym stole z uczniami.
-Bardzo śmieszne. Nie spóźnij się tylko na pierwszą lekcję.
-Sugerujesz, że mógłbym spóźnić się na lekcję z moją ulubioną nauczycielką?- teatralnie złapał się za serce.
-Nie rozśmieszaj mnie. Nie mogę się śmiać.- powiedziałam cały czas się uśmiechając.
-Przepraszam.- pocałował mnie w czubek głowy. Weszliśmy na WS. Oczy wszystkich są zwrócone w naszą stronę. Zostawiam mojego blondyna przy naszym miejscu, a sama idę do stołu nauczycieli.
-Dzień dobry.- nauczyciele mi odpowiadają.
-Czegoś potrzebujesz panno Wayland?- pyta Mcgonagall. Patrzę na dyrektora.
-Miałam przyjść po książki.
-No tak. Może zjesz z nami śniadanie?- kręcę głową.
-Zjem w sali.
-W sali?- dziwi się Snape.
-Zapomniałem wam powiedzieć...- zwraca się do kadry nauczycielskiej dyrektor.- Panna Wayland do końca roku będzie zajmowała stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.- mówi podając mi książki. Biorę 3 grube tomiszcza.- Może jednak zbyt ciężkie?
-Nie. Poradzę sobie.
-Powodzenia Victorio.- mówi nauczyciel eliksirów.
-Dziękuję.- odpowiadam i odwracam się na pięcie, aby zejść po schodach. Gdy mijam swojego chłopaka, uśmiecham się do niego ciepło.

Gdy weszłam do sali w niej już unosił się zapach świeżych bułeczek z cynamonem oraz kawy z mlekiem. Nie powiem, Teodor się postarał. Zajmuję miejsce przy biurku. Moją pierwszą lekcję mam z naszym rocznikiem. Gryfoni i Ślizgoni. Sięgam po tomiszcze z 5 roku. Postanowiłam nie męczyć ich teorią. Ważniejsza jest dla mnie praktyka, której w tym roku było zdecydowanie za mało. Pałaszując ciepłą bułeczkę wypisuję na jednym arkuszu pergaminu wszystkie potrzebne informacje teoretyczne. Nie jest ich dużo. Streściłam 600 stron na jednym arkuszu. Następnie skorzystałam z zaklęcia duplikacji i tak miałam kopie dla wszystkich uczniów. Powtórzyłam to samo z 1 rokiem oraz 6. Dumbledore miał rację: dzisiaj mam lekcje z rocznikami, z którymi sobie poradzę, bo są mi dobrze znane. W bądź razie niektóre osoby. Przed rozpoczęciem lekcji weszłam do kantorka, aby tam odłożyć materiały przygotowane dla pozostałych roczników. Usłyszałam głosy uczniów stojących przed salą. Wyszłam więc otworzyć im drzwi.
-Wchodźcie.- powiedziałam i weszłam w głąb sali przysiadając na biurku. Wzięłam kubek z końcówką mojej kawy do rąk. Czekałam aż wszyscy zasiądą na swoich miejscach.
-I gdzie jest ten nowy nauczyciel?- rozlega się czyiś głos.
-No właśnie. Ściągają nas tu, a nauczyciela nie ma.- wtóruje Zabini.
-Dajcie spokój. Zaraz na pewno się pojawi.- uspokaja ich Hermiona. Najwyraźniej dyrektor też nie zająknął się ani słowem także do nich.
-A Ty Vicki dlaczego nie masz mundurka?- zauważa Harry. Uśmiecham się.
-Ponieważ od dziś do końca roku to ja będę nauczycielem OPCM.- po sali poniósł się szum. Inni byli zadowoleni, inni wręcz przeciwnie. Odczekałam całe 2 minuty zanim wzięłam to grube tomiszcze i rzuciłam na pierwszą ławkę. Rozniósł się huk, a uczniowie zamilkli.- Świetnie. Skoro zechcieliście zwrócić na mnie swoją uwagę to chciałabym coś ogłosić.- znowu przysiadłam na biurku.- Mamy jedną zasadę: traktuję was tak jak wy traktujecie mnie. Nie zamierzam was tu katować, bo to nie oto chodzi. Macie się nauczyć najważniejszych rzeczy.- przed każdym pojawia się kopia wcześniej przygotowanego pergaminu.- To jest przygotowana dla was teoria, którą musicie znać na tym roku. Oczywiście, jeśli ktoś jest chętny. A pojęcie "chętny" rozumiane jest jako ktoś, kto mi przeszkadza i nie daje prowadzić lekcji to będzie kuł na pamięć to całe tomiszcze, które rzuciłam na pierwszą ławkę. Jak możecie się domyślić, SUMY także przygotowywuję ja. Podsumowując, będę was traktować tak, jak na to zasłużycie. Bądźcie cicho, pracujcie samodzielnie, nie komentujcie a będziemy żyć w zgodzie. Wszystko jasne?- widzę jak uczniowie kiwają głowami. Rękę podnosi Miona.
-Tak Hermiono?
-Skoro teoria to zaledwie arkusz pergaminu to czego będziemy się uczyć do końca roku?
-Bardzo dobre pytanie. Odpowiedź jest prosta: kiedy tylko się da będziemy wychodzić na zewnątrz i ćwiczyć zaklęcia. Przewiduję nauczyć was trzech z nich. Mianowicie Patronusa, Relashio oraz zaklęcia, którego użyłam na 2 roku- Protego licartum. To trzecie przyda wam się bardziej niż zaklęcie Protego, którego będę nauczać uczniów na roku szóstym. Moim zdaniem zdążymy opanować materiał nawet jeśli dzisiaj nic już nie zrobimy. Dlatego macie wolne o ile będziecie siedzieć w miarę cicho.- Tak jak podejrzewałam, każdy zajął się sobą. Do mnie zaś podszedł mój chłopak. Usiadł obok mnie na biurku.
-Świetnie sobie poradziłaś.
-A dziękuję.- rozlega się dźwięk bransolety, spoglądam kto to dzwoni. Cała znieruchomiałam.
-Co jest?
-Muszę Cię na chwilę opuścić.- szybkim krokiem wchodzę do kantorka zamykając drzwi. Przede mną wyświetla się sylwetka Mistrza Gabriela.
-Tak Mistrzu?
-Już myślałem, że nie odbierzesz. Coś Ty narobiła Wayland?
-On... On chciał zabić Draco. To był wybór, którego dokonałam w pełni świadomie.- westchnął z rezygnacją.
-Wiesz jakie masz cholerne szczęście, że Rada nienawidzi Westów a w Tobie pokłada nadzieję na odbudowę Zakonu, że ja Cię traktuję jak rodzinę i się za Tobą wstawiłem?
-Do czego zmierzasz?
-Oficjalnie zostaje Ci odebrany miecz. Do dzisiejszego wieczora masz go złożyć w siedzibie swojego Zakonu. Oczywiście oddasz ten, który Ci przyślę, a swoim nie będziesz się posługiwała bez konieczności.
-Ja... Nie wiem co mam powiedzieć. Dziękuję.
-Nie wpakuj się w większe bagno Wayland. Nie wiem ile razy zdołam Cię wyciągnąć za uszy.
-Tak Mistrzu.- połączenie się zakończyło. Nie zabiją mnie. Mogę normalnie żyć. Mam ochotę skakać ze szczęścia. Wychodzę z kantorka. Draco stoi przed biurkiem. Podbiegam do niego aby go mocno uściskać. Łzy szczęścia i ulgi spływają mi po twarzy.
-Co jest?- pyta zdziwiony moim zachowaniem. Odsunął się aby spojrzeć mi w oczy. Nie mogę powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
-Dzwonił Mistrz Gabriel. Mam do wieczora złożyć miecz w siedzibie i na tym sprawa się skończy. Rozumiesz? Mam poświęcić tylko miecz.
-To wspaniała wiadomość.- teraz to on mnie przytulił.- Wiedziałem, że będzie dobrze.- szepnął w moje włosy. Wtem podbiegli do nas pozostali przyjaciele zamykając nas w szczelnym uścisku. Jestem bezpieczna. Znowu mi się upiekło.

Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboruWhere stories live. Discover now