Quirell Sługą Czarnego Pana

118 8 1
                                    

-Czego chcesz? - mruknął blondyn obok mnie. Potem próbował mnie sobą zasłonić. Urocze. Ale z Thomasem to on nie ma szans.
-Znalazłaś sobie ochroniarza? - spojrzał West krytycznym wzrokiem na Dracona- Nawet uroczy, ale te włosy... Wygląda jakby Ci krowa je polizała. - o, nie! Tak być nie może! Na mnie może się wyżywać, ale Malfoya niech zostawi w spokoju!
-Nie przeginaj West.- warknęłam.
-Bo co mi zrobisz Wayland? Jesteś słaba. Nigdy ze mną nie wygrasz. - zakpił znienawidzony szatyn z lokami. Jeszcze się przekona. Dobrze, że Dracon mnie zasłania. Niezauważalnie wyciągam miecz. Aktywuję go. Stwarzam portal za Westem. Wymijam mojego przyjaciela. Rzucam się w stronę Thomasa on wyciąga swój miecz. Krzyżujemy ostrza. Wkładam całą swoją siłę i wpycham go w portal, który następnie zamykam.
-Po problemie-mówię. Spoglądam na szarookiego blondyna. Wygląda na... Urażonego? Smutnego? Muszę coś wymyślić.
-Draco... Słuchaj... Przepraszam, że Cię tu wyciągnęłam. Powinniśmy zostać w dormitorium.
-Przecież to nie Twoja wina, że West ma na Twoim punkcie obsesję. - odpowiedział.
- Oh, no chodź tu.- powiedziałam z uśmiechem i rozłożyłam ramiona. Wiedział co robić. Przytulił mnie. A ja jego.
-Dziękuję, że chciałeś mnie obronić. Chociaż to było głupie z Twojej strony. Thomas jest wyszkolony.
-Wiem, wiem. Tylko ja nie mogę się powstrzymać. Na Merlina, Wayland co Ty ze mną zrobiłaś. Wcześniej dbałem tylko o siebie, a teraz? Byłem gotowy stawić czoła wyszkolonemu wojownikowi.- roześmiał się, a ja nie wiem co o tym myśleć. Dopiero po czasie też się roześmiałam.
-No dobra, a teraz idziemy. Mam dla Ciebie niespodziankę. - powiedział.
-Jaka to niespodzianka?
-Zobaczysz. - po tych słowach zakrył mi oczy dłońmi. Nie było to dość łatwe. Jesteśmy tego samego wzrostu.
-Ufasz mi? - zapytał.
-Zawsze.-uśmiechnęłam się mimo, że nie mógł tego zobaczyć. A potem zaczął mnie prowadzić. Nie weszliśmy do zamku. Prowadził mnie gdzieś indziej. Przez trawę i jakieś... korzenie.
-Gotowa?
-Jasne!- zdjął mi dłonie z oczu.
Poznaję to miejsce- Błonie. Rozejrzałam się. Zobaczyłam... Gryfonów?
-Niespodzianka! - krzyknęli Harry, Ron, Hermiona i bliźniaki.
-Ale co wy tu robicie? Powinniście świętować zwycięstwo! - popatrzyłam na Draco. - A więc to tak? Mówisz mi, że nie będziesz oglądać Pottera w akcji, a następnie przyprowadzasz mnie do nich?! - jego triumfalna mina zbiła mnie z tropu.
-To było zaplanowane- Hermiona wzięła mnie w ramiona. Cała roześmiana.
-A teraz się zabawmy! - krzyczą bliźniaki. Włączyli muzykę. Do końca dnia siedzieliśmy na błoniach. Mogę śmiało powiedzieć, że to był najszczęśliwszy dzień w Hogwarcie. Śmialiśmy się, bawiliśmy, wygłupialiśmy. Nawet Draco! On... On to zrobił dla mnie? Kto by pomyślał, że ktoś mógłby zmienić rozpieszczonego dzieciaka z bogatego domu.
*Draco Pov*
Nie podobało mi się, że spędzę całe popołudnie z Potterem i jego bandą. Ale to jej przyjaciele i jeśli chcę być częścią jej życia (a chcę tego bardzo) to muszę to zaakceptować. I tak mi jej nie odbiorą. Nie widziałem, aby z kimś innym droczyła się tak jak to robi ze mną. Co ta dziewczyna ze mną robi? Nie wiem, ale podoba mi się to. Podoba mi się wszystko co z nią robię. Odkąd zapoznałem się z jej historią, zapragnąłem aby była szczęśliwa, bezpieczna. Nawet jeśli to miałoby związek z tolerowaniem Pottera i jego kumpli. Nie mam pojęcia co będzie dalej. Wiem jednak, że mimo wszystko nie chcę stracić jej przyjaźni. Nie chcę stracić JEJ.
*Victoria*
Kolejne tygodnie mijały spokojnie. Posiłki, lekcje, nauka no i... snucie teorii spiskowych przez Harrego. Nie wiem co mu odbiło. Nadal podejrzewa Snape'a, moim zdaniem dziwniejszy jest Quirell. Ale mniejsza. Siedzimy właśnie z Malfoyem w dormitorium.
-To co robimy? - pyta mnie przyjaciel. Już miałam odpowiedzieć, ale moja bransoleta rozbłysła na czerwono.
-Ktoś ma kłopoty. - zawyrokowałam i szybko sprawdziłam lokalizację bransolety nadawającej sygnał. Nie znam tego miejsca. Muszę iść tam tradycyjnie.
-Idź, obrończyni niewinnych- zakpił Draco. - Tylko uważaj na siebie!
Ledwo go usłyszałam. Byłam już za drzwiami dormitorium.
*Hermiona pov*
Kiedy otworzyliśmy drzwi upolowanym kluczem, naszym oczom ukazała się komnata, a w niej- figury szachowe na planszy.
-To co teraz? - spytał Harry.
-Musimy zagrać... - odpowiedział Ron. Zaraz... Brakowało 3 czarnych figur.
-Wydaje mi się, że musimy zastąpić brakujące figury. - mówi rudowłosy przyjaciel.
-Harry-będziesz gońcem, Hermiono- ty wieżą. A ja... Ja będę skoczkiem. - przełknął głośno ślinę. Poszłam na swoje miejsce. Zaczęła się rozgrywka. Biała królowa zwróciła się ku Ronowi.
-Pozostało tylko jedno... Muszę dać się zabić. - stwierdził Ron.
-NIE- krzyknęliśmy równocześnie z Harrym.
-Musi być jakieś inne wyjście! - krzyknęłam. Przypomniało mi się. Bransoleta! Wcisnęłam czerwony przycisk.
- Chcecie powstrzymać Snape'a czy nie? Słuchajcie... Kiedy zrobię ruch, Królowa mnie zabije. A wy zaszachujecie króla. Zrozumiano? - Nie było wyjścia. Kiwnęliśmy głowami. Mam  łzy w oczach. Zrobiliśmy jak powiedział Ron. Kiedy tylko się ruszył królowa się na niego rzuciła. Zwlokła go z planszy.
-Ron!- usłyszałam znajomy głos.
-Victoria! Przyszłaś! - mam ochotę się rozpłakać z ulgi.
*Victoria*
Podbiegłam do Rona. Oddycha. Mam ochotę płakać z ulgi. Jednak przybyłam trochę za późno.
-Przecież nigdy bym nie zostawiła was w potrzebie. - odpowiedziałam.
-Ale co ty tu robisz?- zapytał Harry.
-Ja ją wezwałam. - powiedziała Hermiona.
-Dokończcie rozgrywkę. - mówię- Zajmę się Ronem. Żyje. - zrobili jak im powiedziałam, a ja sprawdzam właśnie obrażenia Rona. Nic z czego by się nie wylizał.
-Wygraliśmy... - usłyszałam głos Harrego.
-Ron ! - podbiegła do nas Hermiona.
-Zostań tu z nim.- mówię do Miony. - Dalej to ja pójdę z Harrym. - ta tylko pokiwała głową. Razem z Potterem przeszliśmy jeszcze przez jedno pomieszczenie. Jeszcze tylko jedne drzwi.
-Pójdę przodem. - mówię Harremu. Weszłam. Pusto. Jest tylko lustro. Ain Eingrap. Nawet w nie nie patrzę. Ono ukazuje pragnienia. Nie mam ochoty na nic co tam zobaczę.
*Harry pov*
-Nie rozumiem. Dlaczego nie ma tu Snape'a? - powiedziałem na głos.
-Nie wiem. - odpowiedziała Victoria.
W pomieszczeniu, do którego trafiliśmy jest tylko lustro Ain Eingrap. Spojrzałem w nie, ale nie widzę rodziców jak poprzednim razem. Widzę... Siebie z Kamieniem Filozoficznym w kieszeni!
-Tak myślałem, że Cię tu znajdę Harry Potterze. - to nie był Snape... To Quirell!
-Wiedziałam, że jesteś jakiś podejrzany! - krzyknęła Victoria.
-Ah... Panna Wayland. Ciągle psujesz mi szyki. Jesteś na prawdę uparta.
-Dziękuję za komplement- uśmiechnęła się.
-Ale po co Ci kamień? - zapytałem.
-I przecież to Snape próbował mnie zabić! - teraz nic nie rozumiem.
-Głupi. To ja próbowałem Cię zabić! I prawie mi się udało, gdyby nie Twoja przyjaciółka! - rzekł Quirell.
-Nie wiem jak udało Ci się zdobyć tak potężnego sojusznika- jakiś inny głos. Ale nie widzę tu nikogo.
*Victoria*
-Kim jesteś? Gdzie się ukrywasz?! - jestem zdezorientowana.
-Ah... Tak... Quirell!
-Tak panie?
-Odsłoń mnie! - Quirell zdjął turban i obrócił się tyłem do mnie i Harrego. A tam... Była twarz! Z tyłu głowy!
-Jestem Lord Voldemort! A teraz, oddajcie mi Kamień! - krzyknęła twarz z tyłu głowy Quirella. A więc to Voldemort. Moja zemsta przyjdzie wcześniej niż się spodziewałam. Ale czy dam radę?
-Uciekaj Harry! - ten puścił się biegiem, ale wyjścia strzegą płomienie. Quirell-Voldemort rzucił się na niego. Muszę coś zrobić.
-Ekspeliarmus!- odbił moje zaklęcie. Wrócił do Harrego. Rzucił nim na ziemię. Próbowałam podbiec, ale odgrodziły mnie płomienie.
-Harry! - krzyknęłam błagalnie.
*Harry pov*
-Victoria! - odgrodziły nas od siebie płomienie. Oby nic jej się nie stało. Ale teraz mam inne zmartwienie.
-Oddawaj mi Kamień dzieciaku! - krzyknął Quirell. Nie mogę mu go dać. Nie mogę dać Kamienia Voldemortovi! Rzucił się na mnie. Zaczął mnie dusić.
-Nigdy!- wychrypiałem. Po czym przyłożyłem ręce do jego twarzy. Z oddali usłyszałem jak Vicki wypowiada jakieś zaklęcie (pewnie jakieś związane z jej własną magią) i zobaczyłem jak twarz Quirella węgli się. A po chwili zostaje z niego popiół. Czy ja? Czy ja go zabiłem! Nie nie jestem zabójcą! Zobaczyłem jak Voldemort zamienia się w jakąś dziwną mgłę.
-To jeszcze nie koniec Harry Potterze... - powiedział Voldemort wylatując przez drzwi. Płomienie zniknęły.
-Harry! - podbiegła do mnie Victoria i przytuliła mnie chyba tak mocno jak mogła.
*Victoria*
Oderwałam się od niego.
-Nic Ci nie jest? Ja nie mogłam przejść przez płomienie-choć usilnie próbowałam.
-Nie nic mi nie jest. A Tobie? - w jego głosie słychać było troskę. - Czy Ty- Czy to poparzenia?
-Nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się blado.
-Vi... Ja... Ja go zabiłem... - powiedział zdołowany Harry.
-Oh... Harry, wszystko widziałam... Nie, nie zabiłeś go. To nie Twoja wina- nie wierzy mi. Wzięłam jego brodę i nakierowalam jego twarz na swoją. - Rozumiesz? Sam wybrał swój los. Wiedział na co się pisze. - próbowałam do niego dotrzeć.
-Ale... On się zwęglił pod moim dotykiem. - rzekł mój przyjaciel. Przytuliłam go.
-To nie Twoja wina- szepnęłam mu do ucha. - Jesteś wspaniały Harry, nie dołuj się tą sytuacją. - poczułam, że kiwa głową
-A teraz chodźmy do reszty. - wzięłam go pod rękę i poprowadziłam do Hermiony i Rona.
-O matko! Co tam się stało? - powiedziała zaniepokojona Hermiona z głową Rona na kolanach.

Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz