Decyzja

29 3 0
                                    

-Wielki Mistrz przyjmuje Mroczny Znak, a razem z nim Westowie i paru innych. Nie wiemy co mamy robić.- cholera, muszę coś wymyślić.- Vicki, musisz nam powiedzieć co robić, jesteś naszą Wielką Mistrzynią.- przeczesuję włosy rękami.
-Nie możemy wystąpić otwarcie przeciw Mistrzowi. Jeśli będzie kazał wam przyjąć znak, przyjmijcie go. Potem skontaktujcie się ze mną, a ja dam wam eliksir, dzięki któremu Voldemort nie będzie mógł was kontrolować przez Znak.
-Jesteś pewna, że to dobry plan?
-To jedyne wyjście, Samantha. Ty też musisz to zrobić. Dobrze wiecie, że jeśli nie zrobicie tego, czego chce Wielki Mistrz to będzie koniec. Jeżeli się dowie, że uznajecie mnie za Wielką Mistrzynię, będę musiała się z nim zmierzyć aby was ocalić. Jeszcze nie jestem gotowa.
-Dobrze. Dostosujemy się. - odpowiada Samantha.
-Skoro taka jest Twoja wola. Dziękuję za pomoc.- spogląda na pozostałych. Wszyscy klękają i przykładają rękę do serca. Połączenie się zakończyło. Co tu się odpierdoliło? Co do cholery mam robić? Opadam na krzesło.
-Dlaczego nazywali Cię Wielką Mistrzynią?- pyta Remus. Odchylam się na krześle i patrzę w sufit.
-Po tym jak wskrzeszono Voldemorta część Wojowników uznała, że jestem w stanie odbudować dobre imię Zakonu. A co jak mi się nie uda? Co jak ich  zawiodę? Co jak zawiodę was? Wszystkich?- chowam twarz w dłoniach.- I to niby Ty Harry masz zły dzień?
-Nikogo nie zawiedziesz dziecko. Jesteś wspaniała.- siadam prosto.
-Dziękuję pani. Po prostu to... Trudne. Być kimś, na kogo liczy tyle osób. Ale to nie po to się spotkaliśmy.- dzięki mnie na stole pojawiają się kieliszki z szampanem. Wstaję, biorę swój do ręki.
-Za mojego brata. Harry, żyj nam jak najdłużej, aby świat nie stracił za szybko tak wspaniałego człowieka.- jubilat wstaje.
-Jesteś mistrzynią zmiany tematu Vi. Jak już pijemy to wypijmy i za to.- wznieśliśmy toast. Impreza trwa w najlepsze. Harry i Draco zaciągają mnie do korytarza. Zamykają drzwi.
-Zamierzałaś nam o tym powiedzieć? -pyta blondyn. Opieram się plecami o ścianę, spuszczam wzrok.
-Kiedyś na pewno. Ale nie tak szybko. Nie chciałam was martwić.
-Na to chyba już za późno.- komentuje Harry.
-Proszę, zrozumcie. Już i tak się o mnie martwicie. Co by było gdybyście się wcześniej dowiedzieli, że prawie połowa Zakonu mi się kłania? Że liczą, iż ich ochronię?- Draco zaczął krążyć po korytarzu.
-Od jak dawna wiedziałaś?- pyta brunet w okularach.
-Ash przyszedł na cmentarz w Dolinie Godryka gdy tam siedziałam w swoje urodziny. Myślałam, że Wielki Mistrz się na razie powstrzyma, póki jest Samantha. Tak bardzo się myliłam.
-Powinnaś nam powiedzieć wcześniej.
-Wiem Harry, wiem... - minęło kilka minut ciszy, podczas których zawołano Pottera. Zostaliśmy razem z Draco.
-Draco... Powiedz coś, proszę.- przystanął.
-Co mam powiedzieć Wayland? Znowu wpakowałaś się w jakieś kłopoty! Czy Ty w ogóle możesz żyć bez narażania własnego życia?!
-Myślisz, że tego chciałam?! Myślisz, że lubię być w niebezpieczeństwie?! Ale powiedz mi, kto to za mnie zrobi?! Nie ma innego wybrańca do tej roli! Nie ma nikogo, komu mogłabym oddać ciężar podejmowania decyzji będąc pewna, że nikt go nie zabije!
-Obiecałaś, że będziemy robić to razem!
-A myślisz, że chcę patrzeć jak to wszystko Cię niszczy?! Nie chcę abyś mnie znienawidził, bo będąc ze mną umierasz od środka!- wchodzę do jadalni, nie dając mu czasu na odpowiedź. Wszyscy się na mnie patrzą. Widząc mój pytający wzrok Hermiona mi odpowiedziała:
-Słyszeliśmy wszystko...
-Przepraszam, ale muszę już iść. Obiecałam szczeniakom, że dzisiaj ich czegoś nauczę.- kłamię. Czuję się z tym okropnie, ale nie chcę psuć im humoru. Przytulam ich po kolei.- Do zobaczenia.- potem przechodzę przez portal.
*Draco pov *
-A myślisz, że chcę patrzeć jak to wszystko Cię niszczy?! Nie chcę abyś mnie znienawidził, bo będąc ze mną umierasz od środka!- nie dała mi czasu na odpowiedź. Po prostu wyszła. To była nasza pierwsza kłótnia, ale nie wytrzymałem. Najdroższa mi osoba pakuje się w sytuacje, które mogą ją zabić. Nie wiem dlaczego myśli, że umieram od środka będąc z nią. Tak na prawdę to tylko w jej obecności nie umieram. Nie mogę bez niej żyć. Wchodzę do jadalni. Rozglądam się.
-Gdzie ona jest?
-Miała sprawę do załatwienia.- tłumaczy Syriusz.
-Słyszeliście wszystko?- kiwają głowami. Świetnie... No po prostu wspaniale...- A co miałem zrobić? Patrzeć jak ginie na moich oczach z rąk swoich wrogów? Obiecała mi... Obiecała, że więcej beze mnie się w nic nie wpakuje. Nie mogę bez niej żyć. Ona tego nie widzi, że przy niej staję się lepszy. Bez niej umieram. Jest moim tlenem. Nie chcę patrzeć jak bierze na siebie odpowiedzialność za wszystko. Jest nastolatką, nie bronią, którą można wykorzystać. Minister i Zakon tak właśnie ją widzą. Może nawet i Dumbledore. Przypomnijcie sobie. Nie zareagował w żadnej sprawie. Każda decyzja, każdy czyn należał do Victorii. A potem Vi się załamuje, bo to dla niej za dużo.
-Dlatego odradzamy zakon Draco.- tłumaczy Syriusz.
-Nie pozwolimy, aby walczyła sama.- mówi Remus.
-Nigdy nie była sama i nie będzie sama. Pomaga nam wszystkim, a my tak na prawdę nie potrafimy pomóc jej.- odzywa się Potter.
-A tak w ogóle jak zdołała wyciągnąć Cię z łóżka?- pyta George.
-Dała mi prezent urodzinowy. Sygnety Potterów i list od moich rodziców. Zapewniła, że wszystko będzie dobrze, że jest ze mną i nigdy mnie nie opuści.
-Pójdę do niej... -mówię, ale zatrzymuje mnie Harry.
-Daj jej chwilę. Nie martw się, nie zrobi niczego głupiego.- kiwam głową i siadam na jednym z krzeseł.
*Victoria*
Wróciłam do domu. Przebrałam się w dresy i zeszłam do garażu, aby sprawdzić stan moich motorów. W Arthu musiałam wymienić opony, a w Two olej. W Dithu musiałam zmienić silnik na nowszy. Oczywiście cała się pobrudziłam, więc poszłam do swojego pokoju się wykąpać. Zdjęłam ubrania i weszłam pod gorącą wodę. Pierwszy raz pokłóciłam się z Draco. Czuję się z tym okropnie. Tak, obiecałam mu, ale nie mogę pozwolić, aby coś mu się stało. Jest moim drogowskazem, gdy będzie na prawdę źle to tylko on będzie mógł mnie sprowadzić na ziemię. Wychodzę z kabiny i ubieram spodenki i koszulkę. Idę do łóżka, kładę się i podkulam nogi. Mimo wszystko kilka łez skapuje na pościel.
*Draco pov *
Minęło 5 godzin. Nie odezwała się. W tym czasie każdy oprócz mnie powrócił do świętowania urodzin Pottera. Wstaję od stołu.
-Dosyć się już naczekałem. Pójdę do niej.
-Dobrze, tylko... Nie kłóćcie się więcej. -mówi Remus.
-Nie mam zamiaru. -odpowiadam i przechodzę przez portal prowadzący do salonu w naszym domu.
-Co jej się stało?- pyta Teodor.- kiedy wróciła jakieś 5 godzin temu, od razu wzięła się za naprawy motorów. Po 3 godzinach poszła na górę i już jej nie widziałem.
-Myślałem, że była u watahy.- szlag! Biegnę na górę. Skoro nie była z wilkami to co robiła oprócz majsterkowania? Wchodzę do jej pokoju. Pusto. Idę zatem do swojego. Zastaję ją leżącą na moim łóżku. Jest odwrócona do mnie tyłem. Podchodzę i siadam obok niej. Dalej żadnej reakcji. Nachylam się i odgarniam jej włosy z twarzy.
-Już Ci przeszło? Na prawdę przepraszam.
-Tak, przeszło mi. Przyszedłbym wcześniej, ale mnie powstrzymali.-odwróciła się w moją stronę.
-Błagam, nie kłóćmy się więcej.
-Wybacz mi, że podniosłem na Ciebie głos. Mogłaś mi powiedzieć. Zawsze się o Ciebie boję. A związek z Tobą wcale mnie nie niszczy. -usiadła, położyłem dłoń na jej policzku.- Jesteś moim tlenem Wayland. Bez Ciebie nie ma mnie. Nie mam nic.
-Nie chcę, aby stało Ci się coś złego Draco. -położyła rękę na mojej.- Tylko Ty będziesz mógł sprowadzić mnie na ziemię kiedy...
-Kiedy co?
-Kiedy przyjdzie mi użyć magii krwi, albo wydobyć ducha wojownika z miecza.
-Vi, chyba nie myślisz, że będziesz musiała to zrobić? -spanikowałem.
-Ej, spokojnie. Nie zrobię tego jeśli będzie inny sposób, ale zbliżają się mroczne czasy. Musimy być silni i gotowi na wszystko.- kiwam głową. Łzy zbierają mi się w oczach. Jest taka dzielna. Całuję ją delikatnie. Oddaje pocałunek.
-Nie zrobiłaś sobie nic głupiego, prawda?- uśmiechnęła się.
-Nie, sprawdź jak chcesz. -lustruję ją wzrokiem. Nie widzę żadnych śladów. Przytulam się do niej.
-Możemy się przytulać w wygodniejszej pozycji?- zaśmiałem się.
-Co tylko zechcesz kochanie.- położyłem się obok, a ona oparła głowę na mojej piersi. Objąłem ją prawą ręką, a lewą głaskałem po policzku.
-Kocham Cię Wayland.
-Ja Ciebie też Malfoy.

Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboruWhere stories live. Discover now