Rogogon Węgierski

41 4 4
                                    

Wczorajszy dzień spędziłam z Remusem. Wysłuchał mnie. Tuląc mnie do siebie zjadł ze mną czekoladę oglądając film. Potem po prostu zagraliśmy w jakąś mugolską planszówkę. Wieczorem zrobiliśmy wspólnie zapiekankę. Pierwszy raz poczułam, że mam ojca. Następnego dnia razem przenieśliśmy się na miejsce pierwszego zadania. Jestem na czas.
-Myślałem, że stchórzyłaś. - stwierdza Krum.
-Jak się czegoś podejmuję, prowadzę to do końca.
-Witaj Vicki. Co tam ?
-Idę się ubrać. - poszłam za swój parawan i przebrałam się w spodnie, top i kurtkę ze smoczych łusek, dzięki temu ogień nie będzie mi straszny. Włosy związałam w warkocz.
-Victoria, ktoś do Ciebie!
-Już wychodzę Diggory! - wyszłam zza parawanu.
-Vi... Musimy pogadać.
-Draco... Pogadamy jak już wygram pierwsze zadanie. - miał już coś powiedzieć, ale wszedł Minister razem z dyrektorami naszych szkół.
-Panie Malfoy, jestem zmuszony prosić, aby Pan opuścił namiot. - mówi Dumbledore. Draco kiwa smutno głową i wychodzi.
-Dobrze, ustawcie się wokół nas. Będziecie losować smoki. - mówi Minister. Fleur wylosowała walijskiego zielonego, Krum ogniomiota chińskiego, Cedricowi przypadł szwedzki krótkopyski, a mnie został... Rogogon węgierski. Najbardziej niebezpieczny ze wszystkich. Ja to mam szczęście! Nie dość, że jestem osłabiona to przypadł mi najbardziej śmiercionośny smok na świecie. Na pierwszy rzut poszła Fleur. Następnie Krum. Po Krumie Cedric. Teraz przyszła pora na mnie. Victoria, zdobądź tylko jajo i będziesz wolna. Raz się żyje. Wchodzę na arenę. Ten smok jest ogromny! Rozległ się sygnał rozpoczynający. Dobrze, że smok jest przykuty. Zauważył mnie. W moją stronę poleciała fala ognia. Zrobiłam fikołka i schowałam się za skałą. Wyciągam miecz. Rzucam go za skałę i gdy smok się na nim skupia, biegnę w stronę jaja. Rogogon zauważył to i swoim wielkim łapskiem rzucił mną o ścianę areny. Zaćmiło mnie. Upadam na ziemię. Chwilę trwa zanim się podnoszę. Nie poradzę sobie z nim. Wzywam Cezara. Mam nadzieję, że przyleci na czas. Chowam się za kolejną skałę. Widzę jak coś, nie-ktoś spada na ziemię. Biegnę do niego. To chłopiec, ok 9-10 lat. Sprawdzam puls. Nie żyje. On nie żyje! Nie panuję nad łzami. Mój umysł się zawiesza i nagle znów mam siedem lat i patrzę jak babcia bez życia pada na ziemię. Smok rzuca się na mnie. Odzyskuję trzeźwość umysłu. Już prawie mnie ma, ale Cezar zjawił się w samą porę.
-Cezar! Poradzisz sobie?
-Tak, ale nie długo! - biegnę szybko po jajo. Biorę je i zmniejszam zaklęciem. Wsadzam do kieszeni. Rogogon powala Cezara jak mnie poprzednio i zrywa łańcuchy, które trzymały go w miejscu. Biegnę do Cezara. Wiemy co mamy robić. Wskakuję mu na grzbiet i wznosimy się wysoko w powietrze. Smok leci za nami. Zaczyna się powietrzna walka, podczas której rogogonowi udaje się zrzucić mnie z grzbietu Cezara. Zaczynam spadać. Teraz to już na pewno umrę.
*Draco pov *
Wskoczyła na grzbiet Cezara. Zawsze chce zgrywać bohaterkę. Kiedyś ją to zabije. Dwa smoki walczą ze sobą. Victoria spadła z grzbietu swojego smoka. On nawet tego nie zauważył! Zbiegam z trybun. Biegnę ile tchu. Byleby nie być za późno. Muszę ją złapać. Wpadam na arenę. Zaraz zderzy się z ziemią! Biegnę, ile sił w nogach. W ostatniej chwili padam na kolana i łapię ją w ramiona. Całe szczęście, że zdąrzyłem. Jest cała zapłakana.
-Ciii, nie płacz już. Jesteś bezpieczna. - mówię.
-Draco? Draco, przepraszam Cię. Przepraszam...- przerwałem jej.
-Już dobrze kochanie. Już dobrze. - przytulam ją do siebie. Cała się trzęsie.
-Tak bardzo Cię kocham. Proszę wybacz mi, że milczałam przez 3 tygodnie.
-Ja też Cię kocham Vi. Tak bardzo Cię kocham. - łzy spływają mi po policzkach. Obok nas ląduje Cezar.
-Victoria? Jesteś cała? - pyta.
-Zdarzyłem w ostatniej chwili. - odpowiadam za nią. - A co z Tobą?
-Pokonałem tego dupka. Jestem cały. Proszę zabierz ją stąd. - kiwam głową.
-Vi, dasz radę wstać?
-Spróbuję. - wstaje podpierając się o Cezara, ale traci równowagę. Szybko się podnoszę i ją łapię.
-Trzymam Cię.-następnie biorę ją na ręce i niosę do namiotu.
*Victoria*
Draco przyniósł mnie do namiotu. Był już tam Remus i pozostali uczestnicy.
-Połóż ją tu. - mówi do Dracona Remus. Po paru sekundach Draco kładzie mnie ostrożnie na łóżku.
-Nic Ci nie jest? - pyta mój ojciec chrzestny. Jego słowa ledwo do mnie docierają. Jestem w szoku, cały czas widzę tego chłopca.
-Jest w szoku. - mówi mój ukochany.
-Oczywiście, że jestem. Z trybun spadł chłopiec, który nie przeżył. Najgroźniejszy smok świata rzucił mną o ścianę. No i jeszcze mogłam zginąć. Ale chyba nic mi nie jest. Dzięki temu, że Cezar uleczył mnie naszą więzią.
-To dobrze. Draco, możesz zabrać Vicki do dormitorium? Wszystko wyjaśnię z Ministrem.
-Oczywiście.-Remus całuje mnie w czoło.
-Powinnaś odpocząć. - kiwam głową. Siadam na łóżku.
-Poczekaj. Zaniosę Cię. - Draco bierze mnie na ręce. Stwarza portal, przez który mnie przenosi. Ląduję w kolejnym łóżku.
-Przyniosłem Cię do naszego dormitorium. Jeśli chcesz-nie dałam mu dokończyć.
-Teraz brakuje mi tylko jednego. Na co czekasz Malfoy? - poklepałam miejsce obok siebie. Położył się obok. Tradycyjnie, położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
-Nie mam siły na rozmowy, dlatego wszystko wyjaśnimy sobie jutro. Jeśli nie masz nic przeciwko to się prześpię. Od trzech tygodni dobrze nie spałam, ale teraz czuję się bezpiecznie. Po raz pierwszy od pieprzonych 3 tygodni. - poczułam dłoń na talii.
-Przy mnie jesteś bezpieczna. Tak, porozmawiamy jutro. - pocałował mnie w czoło. - Dobranoc Vi.
-Dobranoc moja fretko. - nawet nie zareagował. Chyba oboje byliśmy zmęczeni. Nie minęła chwila, a ja już spałam.

Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboruWhere stories live. Discover now