"Spójrzcie Na Moją Dziewczynę"

41 4 3
                                    

*Draco pov*
Następnego ranka obudziłem się wcześniej. Vi jeszcze spała. Już myślałem, że pogodzenie się z nią było tylko snem, ale patrzę jak śpi w moich ramionach. Najdelikatniej jak mogę wstaję z łóżka i idę do łazienki. Spędziłem w niej dobre pół godziny, a gdy wyszedłem Vicki siedziała już na łóżku.
-Dlaczego nie śpisz? - zapytałem.
-Nie śpię odkąd poszedłeś do łazienki. - usiadła.
-Jak się czujesz? - siadam obok niej. Łapię ją za rękę.
-Czuję się wykończona. Psychicznie i fizycznie. Słuchaj... Wiem, że to nie Twoja wina, że to Cloe podała Ci amortencję, ale to i tak bolało. Że mógłbyś pokochać inną...
-Przepraszam, że musiałaś to przeżywać. Mogę Cię zapewnić, że nigdy nie będzie innej, którą pokocham. Wiem, to głupie. Mamy dopiero 14 lat, ale mam już pewność, że będę kochał tylko Ciebie. Wybacz mi tą sytuację, mogłem rozpoznać amortencję, a najlepiej mogłem nie pozwolić, aby Cloe weszła do naszego życia.
-Możemy się umówić, że nie będziemy do tego wracać?
-Jestem za. - uśmiecham się do niej, odwzajemnia uśmiech.
-Czyli... Wszystko będzie jak dawniej?
-Nie kochanie... Będzie lepiej. - przytulam ją.
-Mogłabym tak siedzieć cały dzień, ale muszę się ogarnąć. Wczoraj zasnęliśmy w ubraniach, a ubrania ze smoczych łusek nie należą do wygodnych.
-Czekam. Jak już przyjdziesz, pójdziemy na śniadanie.
*Victoria*
-Chyba jesteśmy spóźnieni. - mówię, gdy stajemy przed WS.
-No wiem. - uśmiecha się przebiegle.
-Draco co ty zamie.. - otwiera drzwi do WS, bierze mnie za rękę i ciągnie do środka.
-Spójrzcie na moją dziewczynę, jest dla mnie wszystkim co mam! - zarumieniłam się. Malfoy już dopilnował, aby wszyscy na nas patrzeli, a szczególnie Cloe. No cóż ja mogę rzec? To było urocze.
-No dobrze panie Malfoy, spóźnienie Victorii to rozumiem, ale dlaczego Ty się spóźniłeś? - pyta nauczycielka od transmutacji. Widzę już jego minę.
-Draco nie rób tego. - on się tylko uśmiecha i zaczyna śpiewać:
-Całowałem dziewczynę, podobało mi się! Smak jej wiśniowej pomadki! - dobra wystarczy tego. Ciągnę go do stołu. Zajmujemy miejsca.
-To było niezłe. - mówi konspiracyjnym szeptem Flint.
-I co? Cieszysz się? Znowu masz go tylko dla siebie. - mówi Pansy. Nawet nie mam ochoty jej odpowiadać tylko się uśmiecham.
-Jesteś kretynem. - mówię mu do ucha.
-Za to mnie kochasz.
-Cóż... Między innymi. - śmiejemy się. Nie robiłam tego od trzech tygodni! Świetne uczucie. Czuć się lekko, bezpiecznie.
-Cisza! Wiem, że większość zna już wyniki wczorajszego zadania, ale powtórzę. Na pierwszym miejscu znajduje się Victoria Wayland. - większość uczniów krzyczy i wiwatuje, a ja nie mogę uwierzyć. Po minie Draco wnioskuję, że też jest zaskoczony i dumny.
-Cisza! Wiem, że to dobra wiadomości dla tych, którzy lubią pannę Wayland, ale dajcie mi dokończyć. Na drugim miejscu jest Victor Krum, trzecim- Cedric Diggory, a na czwartym Fleur Delacour. Dziękuję za uwagę. - każdy wrócił do posiłku. Gdy śniadanie już się zakończyło, poczekałam aż wszyscy uczniowie wyjdą. Podeszłam do podwyższenia.
-Panie dyrektorze... - zaczęłam.
-Tak, panno Wayland?
-Czy ten chłopiec...
-To był przypadek Victorio. Nie musisz się o to obwiniać. Świetnie Ci poszło przy pierwszym zadaniu.
-Nie rozumiem jednak, dlaczego pomógł Ci inny smok? - pyta dyrektor Durmstrangu.
-Ten smok jest ze mną związany. Zobowiązał się mnie chronić i być moim przyjacielem. Ja zobowiązałam się do tego samego.
-Od bardzo dawna nie było takiego przypadku. - wyrokuje Snape.
-W jaki sposób udało Ci się zdobyć zaufanie takiego smoka? - pyta Madame Maxine.
-Jako jedyna się go nie bałam. Kiedy inni skazali go na umieranie w męczarniach, ja wzięłam go do domu i wyleczyłam. Siedziałam przy nim dopóki nie wyzdrowiał. Byłam jego siłą. Teraz, gdy ja tego potrzebuje, on jest moją.
-Wystarczy. Victoria powinna teraz odetchnąć. - mówi Draco, po czym kładzie rękę na moich plecach i kierujemy się do wyjścia. Za drzwiami czekają na nas Gryfoni.
-Musimy porozmawiać. - mówię do nich.
-Tak. Musimy. - potwierdza Harry.
-Wybierzemy się na Błonie? - kiwają głowami.
*Harry pov*
Jesteśmy na Błoniach. Vicki zatrzymuje się przy jednym z drzew. Draco nie odstępuje jej na krok.
-Słuchajcie. Na początek chciałam wam podziękować, że przez ten czas, kiedy byłam w rozsypce, wy mnie nie opuściliście. Opiekowaliście się mną, a ja odpłaciłam wam milczeniem, a Fredowi na tyle czasu zabrałam łóżko. Za to chciałam was przeprosić. Ostatnio w takim stanie byłam... Byłam po śmierci babci. Wtedy nikt mi nie pomógł. Cierpiałam w ciszy i tak mi zostało.
-Nie musisz za nic przepraszać Vick. - mówi Fred.
-Jesteśmy rodziną. Będziemy Cię wspierać. - mówię i podchodzę do niej, aby ją przytulić.
-Dziękuję wam.
-Jadłaś coś dzisiaj? - pyta Miona zmartwionym głosem. Milczy przez chwilę.
-Oczywiście, że tak. Myślicie, że Draco by mnie do tego nie zmusił? - uśmiechnęła się. Zaczął padać deszcz. Odeszła kawałek, zadarła głowę do góry i zaczęła kręcić się wokół własnej osi.
-Powinniśmy wrócić do środka. - mówi Ron.
-Dajcie spokój! Jak chcecie to idźcie. - minęła chwila ciszy, podczas której Vicki tańczyła w deszczu. Zdjęła buty. Podbiegła do Draco.
-Tylko tu i teraz. Liczą się sekundy. Przegoonimy razeeem czas. - zaczęła śpiewać i pociągnęła Malfoya do tańca.
-Tańczyć ciemną nocą. W deszczu biegać boso. Kochaaaaaać tylko pierwszyy raz! - teraz jej humor udzielił się i nam. Wszyscy biegamy i tańczymy. Śmiejemy się, jakby jutra miało nie być. Cieszę się, że Vicki się dobrze bawi.
*Draco pov*
Wbiegamy do Pokoju Wspólnego razem z Vi cali mokrzy i roześmiani.
-To było świetne!
-Tak, a teraz Vi, trzeba się wysuszyć, abyś nie była chora.
-Kogo my tu mamy? - pyta Cloe. Razem z kolesiem z Durmstrangu i kilkoma Ślizgonami siedzą na kanapie. Nie zauważyłem ich wcześniej.
-Zgubiłaś gdzieś buty Wayland? - kpi Pansy.
-Nie. Pewnie są na Błoniach. Były dość... Niewygodne. - za pomocą magii suszy nas i przebiera w suche ubrania. Teraz ma na sobie moją koszulę i obcisłe spodnie. Wygląda nieziemsko.
-Z racji tego, że mam dobry humor, zostawię was w spokoju. Chodź Draco, gorąca czekolada z piankami na nas czeka.
-W takim razie chodźmy. - biorę ją na ręce, a ona śmieje się w głos.

Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboruWhere stories live. Discover now