Przez kilka miesięcy nic ciekawego się nie działo. Nauczyłam Draco wywijać na miotle jak tylko potrafiłam. Szczerze mówiąc, jeśli Marcus Flint nie przyjmie go do drużyny w następnym roku to osobiście skopię mu tyłek. Zrobiłam parę kawałów z bliźniakami. A Golden Trio ma niezłą obsesję na punkcie Snape'a, kamienia filozoficznego i Nicolasa Flamela, no i oczywiście- tajemniczego 3 piętra. Ferie minęły mi dosyć dobrze. Spędziłam je razem z Teodorem. Harry i Ron spędzili je w Hogwarcie. Potter na święta dostał pelerynę niewidkę- przydatny prezent. Jestem pewna, że odziedziczył ją po ojcu, a James pewnie znalazł kogoś kto by mu ją przekazał kiedy będzie gotowy. Wracając do teraźniejszości. Mamy teraz początek marca. Jutro jest pierwszy mecz Harrego. Gryfoni grają z krukonami. Oczywiście pójdę kibicować gryfonom. Leżę właśnie na łóżku i czekam aż Draco wyjdzie z łazienki. Mamy potem obejrzeć film wyświetlany przez moją bransoletę.
-Widzę, że rozgościłaś się na moim łóżku - zaśmiał się.
-Yhym. Draco...
-Co?
-Pojdziesz ze mną na mecz?
-Aby oglądać Pottera? Wayland jest dużo rzeczy, które dla Ciebie zrobię, ale to się do nich nie zalicza.
-Malfoy, no proszę!
-Nie ma mowy!- rzuciłam w niego poduszką, jego poduszką.
-Hej, a to za co? - odrzucił mi poduszkę, a ja ją zręcznie złapałam.
-Będę musiała sama iść na mecz. To dostateczny powód. - odburknęłam.
-Eh.. No dobra. Pójdę... - już miałam krzyczeć z radości. -... Ale nie ma nic za darmo.
-Zgoda. Co chcesz?
-Hmmm- postukał się palcem po brodzie. - Może zjemy razem lody?
-Haha Pewnie! Już piszę do Teodora.
Tak jak się spodziewałam. Po kilku minutach pojawiły się lody i mogliśmy puścić film. A raczej mugolską bajkę- "Toma i Jerrego". To już stało się naszą tradycją.
Po dwóch godzinach zaczęłam ziewać. Poczułam się strasznie zmęczona.
-Wiesz co, Draco? - odezwałam się. Nie uzyskałam odpowiedzi.
-Draco? - spojrzałam na niego. Spał. Przykryłam go i sama poszłam na swoje łóżko. Zaśnięcie nie zajęło mi wiele czasu.
Następnego dnia poczułam jak ktoś ściąga ze mnie kołdrę. Dość brutalnie.
-Wstawaj śpiochu! - krzyczy roześmiany Malfoy.
-A Ty co w takim dobrym humorze? - pytam rozciągając się.
-Po prostu. Do meczu mamy jeszcze trochę czasu. Co Ty na to aby pograć w szachy?
-Zgoda. Tylko daj mi chwilę. A i jeszcze pójdziemy najpierw na śniadanie. - powiedziawszy to wzięłam swoje rzeczy i skierowałam swoje kroki do łazienki.
-Niech Ci będzie.- usłyszałam głos szarookiego.
Zapomniałam wspomnieć jak się miewa sytuacja z Thomasem Westem. Nadal próbuje mnie zaciągnąć do "Jadowitych" i nasze treningi wyglądają dosyć... Krwawo i wręcz brutalnie. Żadne z nas nie ustąpi. Gdy wróciłam do pokoju, razem z Malfoyem udaliśmy się do WS. Zjedliśmy i graliśmy w szachy. Wygrałam. Następnie udaliśmy się na boisko quidditcha. Weszliśmy na trybuny i czekaliśmy na rozpoczęcie meczu. Zaczęło się. Mecz trwał w najlepsze. Gryfoni przegrywają dwoma punktami. Harry zauważył znicza, leci za nim. Ale... Jego miotła... Ktoś ją zaczarował! Zaraz spadnie.
-Ktoś zaczarował mu miotłę. - szepczę mojemu przyjacielowi na ucho. Ten już wie co się święci. Ale cóż ja poradzę, że chcę chronić swoich przyjaciół. Pokiwał głową, złapał mnie za rękę i uścisnął. Posłałam mu najlepszy swój uśmiech. Wzięłam różdżkę do ręki.
-Accio Vivianne- (tak nazwałam swoją miotłę). Gdy ta się pojawiła wyskoczyłam na nią z trybun. Na stojąco podleciałam do Pottera.
-Harry, na mój znak wskocz na moją miotłę, zgoda?
-Ta-tak.-odparł. Przygotowałam się do wskoczenia na jego miotłę.
-Teraz!- gryfon zeskoczył na moją miotłę, a ja wskoczyłam na jego. Czuję się tak, jakbym ujeżdżała byka na rodeo. Zaczęłam recytować kontrzaklęcie. Podziałało. Miotła się uspokoiła.
-Wszystko w porządku? - zapytał mój przyjaciel.
-Tak. Wracaj do gry. Powodzenia. - pomachałam mu i wróciłam na miejsce obok Dracona.
-Jesteś szalona. - rzekł.
-Za to między innymi mnie lubisz.
-Oczywiście, że tak. Nie wiem czy usłyszałaś, ale Lee Jordan komentował Twoje umiejętności.- pokręciłam głową.
-Byłam zbyt skupiona na zaklęciu.
Mecz wygrał Gryffidor. Harry zapewnił, a raczej połknął zwycięstwo drużynie. Dosłownie, połknął złoty znicz. Ciekawy sposób na zwycięstwo. Schodzimy z szarookim blondynem z trybun.
-Cześć Wayland.-o nie! Wszyscy tylko nie on.
-Wynoś się stąd West! - odpowiadam przez zaciśnięte zęby.
![](https://img.wattpad.com/cover/281515641-288-k3438.jpg)
YOU ARE READING
Wojowniczka z urodzenia, czarownica z wyboru
FanfictionA co gdyby to nie Harry Potter był wybrańcem? Co gdyby wybrańcem wcale nie był chłopak tylko dziewczyna? Dziewczyna, której babka zmieniła przepowiednię, która głosi że wybrana pokona Lorda Voldemorta? Co jeśli ta dziewczyna wywróci świat pewnego bl...