Rozdział 44

88 15 40
                                    

Blue

Odgłosy walki powoli ucichały, a Blue nabierała odwagi, by wyjść z okropnej rudery, w której się schowała. Szlag, jej nadajnik przepadł, więc nie miała pewności, czy aby na pewno jest już po wszystkim. Musiała zaryzykować, odnaleźć chociażby jedną osobę ze swojej drużyny.

Brak odgłosów wystrzałów z karabinu był jedyną sugestią, że starcie się skończyło i szala zwycięstwa przechyliła się na stronę ostrokostnych. Oby Blue nie natknęła się na niedobitki egzekutorów.

Najważniejsze, że ona sama nadal nie odniosła żadnych ran. Mogła uciekać, bronić się, a może, kto wie, zaatakować? Miała nadzieję, że jednak nie zostanie zmuszona do żadnej z tych czynności.

Slumsy były okropne pod każdym względem. I przede wszystkim obce.

Przed oczami wyrosło jej dwóch ostrokostnych, których na dodatek twarze nie zasłaniały maski. Blue obserwując ich, powoli traciła możliwość swobodnego oddechu. Należeli do obozu Isabelli czy Naoto? Trucicielka mimowolnie przygotowała się na najgorsze, jako „ta od Rady" powinna.

Żółte oczy łowcy młodej ostrokostnej taksowały jej sylwetkę. Blue cierpliwie czekała na ruch ze strony przeciwnej.

– To ona – usłyszała znajomy głos.

I pierwszy raz naprawdę ucieszyła się, że go słyszy.

Isabella wyłoniła się z bocznej uliczki. Wyglądała tak, jakby wyrwała się z piekła. Począwszy od twarzy umazanej pyłem i krwią, kończąc na przedartych w wielu miejscach bojówkach, które odsłaniały skaleczenia i poważniejsze rany. Dziwne, że jako czarnooka ostrokostna nadal borykała się z takimi obrażeniami. Regeneracja powinna sprawić, że rany goiłyby się na oczach Blue.

– Wspinamy się na dach – oświadczyła Isabella i ruchem głowy wskazała najbliższą kamienicę. – Skacząc między budynkami, będzie szybciej i bezpieczniej.

Blue szybko opuścił entuzjazm.

– Nie masz nadajnika?

– A umiesz w ogóle określić, gdzie jesteśmy? Kennet i reszta kręcą się w pobliżu. Przemieszczałam się górą, jest bezpiecznie. Poza tym obiecałam, że cię sprowadzę.

– Znajdę ich sama.

– Idziesz ze mną.

Do Isabelli dołączył Ethan, który wyszeptał coś do jej ucha. Blue dostrzegła, jak na twarzy przywódczyni pojawił się cień zdenerwowania. Gdy znów spojrzała na trucicielkę, jej oblicze stało się łagodniejsze. Dobrze, Blue zdecyduje się pójść na ugodę. Najważniejsze, by znów znalazła się wśród swoich.

I uwierzyć, że dziewczyna, którą niemal zabiła półtora miesiąca temu, teraz przychodziła jej z pomocą. Mimo to...

– Wejdę na dach przez budynek – oświadczyła.

I tam poczeka na resztę. Wprawdzie ostrokostne z Rebelii przyzwyczajone i obeznane w terenie slumsów bez problemu przeskakiwały z budynku na budynek, ale Blue się do nich nie zaliczała. Nie czekając na odpowiedź, ruszyła do środka kamienicy. Nie odwróciła się, nawet gdy usłyszała za sobą przyspieszone kroki. Skończyło się na tym, że Isabella zagrodziła jej dalszą drogę na schody. Jej mina mówiła sama za siebie, nie miała siły na takie pierdoły. A przynajmniej tym musiało być dla niej zwlekanie Blue i szukaniem alternatyw.

– Nie umiem się wspinać – wyznała trucicielka w końcu.

Oczywiście, że nie umiała, bo nigdy tego nie potrzebowała. Nawet w takich okolicznościach poczuła wstyd. Potencjalnym wrogom nie powinno przyznawać się do słabości.

MIASTO ✅Where stories live. Discover now