Rozdział 13

173 31 72
                                    

Vincent

W drodze do pracy Vincentowi towarzyszył ból głowy, a po jego ciele co jakiś czas rozchodziły się fale gorąca. Może dlatego że Gabriel już telefonicznie poinformował go o przełomowym momencie śledztwa:

„Zakładaj portki i marsz do biura, cały trzeci oddział jedzie dziś do więzienia SOO. Na takiej wycieczce jeszcze nie byłeś!".

Akurat tu Vincent musiał się zgodzić. Więzienie w otoczeniu porośniętych dziewiczymi lasami Peryferii Miasta było gniazdem sekcji badawczej. Śledczy przyjeżdżali tam w określonym celu – przesłuchania schwytanego, a więc coś było na rzeczy.

– Vincent, czemuś się nie pochwalił! – zaczął Gabriel, gdy wraz z innymi członkami oddziału siedział już w służbowym busie.

Rekrut nie zdążył spytać, o co chodziło liderowi.

– Przejrzałem twoje akta. I zastanawiam się, co ty tutaj robisz – kontynuował, otwierając termos z kawą.

Kojąca woń wypełniła wnętrze pojazdu. Vincent nie miał pojęcia, z ilu łyżeczek Gabriel parzy kawę, ale po intensywności zapachu było pewne, że on sam nigdy nie wypiłby tak silnego naparu. Nic dziwnego, że lider był zawsze taki nadpobudliwy.

– Byłeś w dziesiątce najlepszych rekrutów do sekcji badawczej, a wybrałeś śledczą. Nie chciałeś należeć do elity naukowców?

W samochodzie zapadła cisza i wydawało się, że nawet kierowca przesłuchiwał się słowom Gabriela. Śledczy, zarówno ci, co dołączyli do SOO w tym roku, jak i starsi stażem, wszyscy patrzyli na Vincenta z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Jak na geniusza świadomie ukrywającego swój talent przed światem. Vincent w zdenerwowaniu przeczesał włosy, by zająć ręce czymkolwiek i mieć chwilę na znalezienie sensownego usprawiedliwienia swojego wyboru. Prawda byłaby zbyt żałosna.

– No wiesz... chciałem tam iść, ale zaszła pomyłka przy rekrutacji i jakimś cudem jestem tutaj.

– O cholera, młody! Ucierpiałeś na tym.

Vincent wziął głębszy oddech.

– Wcale nie jest tak...

– Ale was rekrutów czeka jeszcze ślubowanie. Przed nim możecie zmienić sekcję, oczywiście na taką, do której się zakwalifikowaliście. No, a przez tę obławę Rebelii ślubowanie będzie opóźnione – powiedział Gabriel, ogrzewając ręce o termos.

– Cóż... ja tu chyba zostanę – odparł cicho Vincent.

Ile jeszcze będą się tak na niego gapić?

Gabriel wziął głębszy łyk kawy. W zaintrygowaniu uniósł brew.

– Twoja decyzja, młody.

Wśród malowniczych, skalnych terenów znajdował się wylesiony obszar ogrodzony siatką pod wysokim napięciem, a na jego środku jeszcze bardziej niepasujący do otoczenia przeszklony budynek. Przypominał główną siedzibę SOO w Szóstej Dzielnicy, tylko że nieco mniejszą. Vincent przez szybę pojazdu w oddali doszukiwał się Muru, ale skalne wzniesienia i drzewa przysłaniały granicę Miasta.

Gdy bus zatrzymał się przed główną bramą, wszyscy musieli z niego wysiąść i przejść kontrolę. Sprawdzano każdą legitymację, nawet porównywano zdjęcie z dokumentu z jego właścicielem. Procedura goniła procedurę. Następnie jeden z egzekutorów ubrany w czarny mundur z wygrawerowanym na nim napisem SOO rozkazał otworzyć bramę. Resztę drogi po ponurym placu śledczy pokonali pieszo. Zachmurzone niebo wydawało się potęgować nieprzyjemny nastrój, jaki ogarnął Vincenta po przekroczeniu bramy. Przyglądał się niezliczonym strażnikom, w każdej chwili gotowych go rozstrzelać, gdyby dostrzegli w nim coś podejrzanego. Obszar więzienia rządził się dość bezwzględnymi prawami.

MIASTO ✅Where stories live. Discover now