Rozdział 38

84 18 47
                                    

Naoto

Skóra Raisy była wyjątkowo gładka w dotyku. Żadnych zadrapań, blizn czy innych niedoskonałości. Naoto opuszkami palców wodził po jej nagich plecach, od których biło niesamowite gorąco. Nawet chłód Podziemi nie dał rady ich ostudzić, a przynajmniej nie po ich namiętnych igraszkach.

– Coś cię martwi – stwierdziła Raisa, wtulając się w jego nagą pierś.

Oczywiście, że martwiło.

– Dziwne, że nie zauważyłaś – odparł.

– Nao, to co najmniej garstka słabszych ostrokostnych. Nie stanowią zagrożenia. Mogą przemalowywać maski na jakikolwiek kolor, nadal będą słabi – wyszeptała mu do ucha.

Garstka słabszych ostrokostnych. Naoto miał wrażenie, że wyparowała połowa klanu. Gdy tylko przypatrywał się podwładnym, miał wrażenie, że patrzy na kolejnego potencjalnego zdrajcę. A Raisa? Nie miała pojęcia, jak to jest dowodzić klanem. Na dodatek Rada milczała, kiedy Naoto wysyłał jej pisma z prośbą o wsparcie.

– Nie zrozumiesz.

Stracił pięciu podwładnych w potyczkach na powierzchni. Przynajmniej o tylu go powiadomiono. Absurd, oddał Rebelii całego siebie, stworzył klan, który poprowadził niemal na szczyt Podziemnej hierarchii. A jego podwładni? Odwracali się od niego. Kto wie, może spisywali go na straty, gdy dowlókł się na terytorium klanu po ucieczce z więzienia?

– Nao...

– Zamknij się.

Nie był słaby.

Poderwał się z kanapy. Naoto ostatnio miał wrażenie, że doskwierał mu ból głowy za każdym razem, gdy słyszał Raisę. Wdrożył ją do klanu, z początku ze względu na panujący między nimi układ, ale skoro już codziennie dotrzymywała mu towarzystwa, mogłaby chociaż coś doradzić! Gdzie, do cholery, podziewał się Blaise z Miyu?

Szybko się ubrał i wyszedł z sali alf, ignorując kochankę. Potrzebował pobyć w samotności, a w mieszkaniu na powierzchni na pewno ją znajdzie. Od dawna nie zakładał, że kogoś tam zastanie.

W auli, w dole przesiadywała spora grupa, co w obecnej sytuacji nie było niczym dziwnym. W trakcie napaści lepiej trzymać się w zaufanym gronie, przynajmniej z pozoru. Naoto wyminął zebranych i szedł dalej, dopóki w świetle palących się w oddali pochodni nie dostrzegł sylwetek.

Białe maski. Raczej nie wróciły, by przeprosić za zamieszki.

Czekał. Pozwalał, by się zbliżyli. Pomimo zakrytych twarzy rozpoznał dwie osoby idące na czele zbuntowanej grupy. Nigdy nie sądził, że stanie naprzeciw Blaise'a w takich okolicznościach, że będzie zmuszony walczyć z ostrokostnym, którego od dziecka traktował niemal jak brata.

– Zrezygnuj z przywództwa – zaczął Ethan. – Nie masz prawa rządzić klanem. Nie po tym, co stało się z Isabellą.

Sukinsyny i idioci w jednym, skoro myśleli, że Naoto był odpowiedzialny za zniknięcie Isabelli. Wspaniały pretekst, by wywołać bunt, by zwerbować własnych sprzymierzeńców. Naoto nie miał zamiaru okazać skruchy. Podwładni, którzy w obronnym geście stanęli tuż przy nim, tylko utwierdzali go w przekonaniu, że nadal miał kogo prowadzić.

Naoto był ciekawy, ilu podwładnych było mu wiernych, a ilu po prostu ulegało sile instynktu i wpływom przywódcy. Pod tym względem cieszył się z atutów, którymi obdarowała go natura.

– Podziwiam twój zapał i oddanie. Twoje też, Blaise – oświadczył Naoto. – Tyle że nikt nie wie, gdzie wcięło moją siostrę. Równie dobrze mogła rzucić Rebelię i mieć nas wszystkich w dupie. Jesteś pewien, w czyim imieniu zaraz przelejesz krew?

MIASTO ✅Where stories live. Discover now