Rozdział 7

222 38 81
                                    

Vincent

Zapachy syropów, środków dezynfekujących, zawartości kroplówek tworzyły w powietrzu osobliwą mieszankę, ale przecież czuło się ją wraz z przekroczeniem każdego progu szpitala. Zimne oświetlenie, korytarze w bladych odcieniach zieleni i błękitu wcale nie wpływały na komfort otoczenia.

Vincent zdążył się odzwyczaić od tego specyficznego środowiska. W dzieciństwie był dość chorowity i często spędzał w szpitalach tygodnie. Możliwe, że jego niefortunna towarzyszka lat dziecięcych – anemia, zostawiła po sobie pamiątki w postaci sińców pod oczami i bladej cery. Dla SOO nadal pracowało wiele osób, które osobiście znały egzekutora Rodrigo Torresa i prawie nikt nie miał pojęcia, że jego syn w tym roku również dołączył do Służby. Nie było między nimi znacznego podobieństwa. Vincent odziedziczył po matce brązowy kolor włosów i piwne oczy, których barwa prawdopodobnie wydawała się najżywszym odcieniem na jego twarzy.

Akurat szpital w Piątej Dzielnicy znał doskonale. Gdy pielęgniarka wskazała mu drzwi o odpowiednim numerze, od razu wiedział, gdzie ich szukać.

– A ja gdzie mam iść? – dopytywał Gabriel.

Na szczęście dziś pod służbowym płaszczem kryła się jasna koszula zamiast piżamy!

– Na końcu korytarza, ostatnie drzwi po prawo – odpowiedział mu Vincent, a sam zatrzymał się pod szukanym numerem.

– Tylko jej nie podrywaj. Do potem, młody!

Gabriel wtopił się w tłum fartuchów pielęgniarek oraz lekarzy.

Na Vincenta czekała kolejna część pracy śledczego. Nie był przychylnie nastawiony do przesłuchania, ale lepiej jest słuchać o porozrzucanych wnętrznościach i wyłupanych oczach niż je oglądać. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Maję Larson znał z Akademii. Była z nim na pierwszym roku, ale dziewczyna należała do grona wyjątkowo uzdolnionych. Z Vincentem zbytnio nie rozmawiała.

Teraz ikona Akademii siedziała zgarbiona na szpitalnym łóżku, wpatrując się w nieokreślony punkt na jasnej ścianie. Dziewczyna nie zareagowała, gdy Vincent wszedł do małej sali szpitalnej obecnie przeznaczonej tylko dla niej. Najpewniej nie przeszkadzało jej, że kosmyki czarnych, pozbawionych połysku włosów nachodziły na oczy. Vincent przez moment zastanawiał się, czy dziewczyna w ogóle oddycha.

– Cześć – zaczął, siadając na taborecie przy łóżku.

W odpowiedzi dwukrotnie zamrugała. Chłopak, będąc teraz tuż przy niej, dostrzegł masę bandaży i plastrów wystających spod zielonej koszuli nocnej. Oraz założone szwy na prawym policzku, które miały spoić jeszcze świeżą ranę. To chyba przez tę ohydną szramę twarz młodej egzekutor wydawała się być taka bez wyrazu, główne mięśnie mimiczne z pewnością zostały sparaliżowane.

– Nazywam się Vincent Torres. Z wydziału śledczego Służb Ochrony Obywateli. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale musisz odpowiedzieć na kilka pytań. Chodzi o... incydent na moście. – Starał się zabrzmieć jak najbardziej swobodnie.

Cisza.

– Byliśmy razem na jednym roku w Akademii – kontynuował.

– Taa, pamiętam cię – wychrypiała Maja, nadal patrząc na ścianę – zresztą trudno cię nie znać, jesteś synem Rodrigo.

Raczej nim był.

Vincent dyskretnie uścisnął fragment materiału służbowego płaszcza. Jego uwagę przykuły bukiety kwiatów oraz czekoladki na półce obok łóżka dziewczyny.

MIASTO ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz