Rozdział 16

175 27 74
                                    

Isabella

Isabella obserwowała poczynania swoich podopiecznych na uboczu, jednocześnie wychwytując potencjalnych świadków, których mogłaby zaniepokoić zamaskowana grupka. Kamera przyczepiona do rynny była ostatnią zlokalizowaną w Czwartej Dzielnicy. Dochodziła już pierwsza nad ranem, Isabelli marzył się powrót do łóżka, nawet jeśli znów czekał ją przerywany sen przepełniony niepokojącymi wizjami o Naoto, który prawdopodobnie w tym czasie znosił tortury.

Byłaby spokojniejsza, gdyby dowiedziała się o jego śmierci. Wszystko byłoby lepsze od gnicia w celi w więzieniu SOO. Isabella nie poprowadzi swoich podopiecznych na samobójczy atak. Nie poświęciłaby Rebelii, by odbić nawet najważniejszą osobę w jej życiu.

„Ty powinnaś być ostatnią osobą go opłakującą. Taka jest cena władzy. Nie zapominaj o tym" w głowie nadal rozbrzmiewało jej echo słów Blaise'a.

Będzie opłakiwać Naoto,  ale w poduszkę w swoim mieszkaniu, gdzie nikt jej nie zobaczy. Teraz miała do wykonania zadanie.

Środek nocy wydawał się najlepszą porą do rozmontowywania kamer SOO, aczkolwiek niedaleko kręciło się kilku Fartuchów mających nocną zmianę w Mieście. Isabella podpierając się o ścianę ceglanego budynku, wsłuchiwała się w odgłosy wydobywające się z jego wnętrza. Za masywną ścianą mieścił się nocny klub. Huczna muzyka w nierównym rytmie, krzyk ludzi, którzy swoim zachowaniem przypominali zwierzęta... Hałas był nieprzyjemny, ale intrygujący. Przez przyciemnione okna odbijały się różnobarwne światła w ułamku sekundy zmieniające swoją częstotliwość.

– Pani Isabello – odezwał się jeden z ostrokostnych o niewinnym, chłopięcym głosie, którego nawet maska nie potrafiła do końca zdeformować. – Skończyliśmy.

Przywódczyni oderwała się od ceglanej ściany. Strzepnęła pyłek z czarnej kurtki.

– Dobrze. Weź pozostałych i wracajcie do Podziemi. Większość grup z innych Dzielnic powinna już czekać. Przekażcie, że niedługo też dołączę.

– Ale nie powinna, pani... zostawać sama o tej porze – odparł nieśmiało podwładny.

Maska zakrywała twarz Isabelli, jak i widniejący na niej uśmiech. Miło było usłyszeć słowa troski.

– Ja z nią zostanę – powiedział ostrokostny wynurzający się z ciemności zaułka. – Jeśli tylko moja przywódczyni wyrazi na to zgodę.

Okrycie twarzy obecnie trzymał w dłoni.

Młody chłopak widząc nadchodzącego Kenneta cofnął się o krok, podobnie jak pozostali członkowie grupy. Pomimo że Kennet był nowicjuszem w klanie, zdążył wyrobić sobie opinię i zaznaczyć swoją pozycję. Silny. Sprytny. Niebezpieczny. Nie robił wrażenia tylko na Isabelli.

– Miałeś obserwować okolicę z dachu kamienicy, a ja nie pozwoliłam ci stamtąd zejść.

Machnęła ręką na pozostałych ostrokostnych. Po chwili zniknęli w ciemności zapomnianej uliczki, z której niedawno wynurzył się Kennet.

– Wybacz. Widziałem, że już kończą... pani Isabello? – powiedział, przedłużając sylaby dwóch ostatnich słów.

Isabella westchnęła. Naprawdę zgodziła się na naleganie Kenneta, by poszedł z jej grupą?

– „Pani Isabello" brzmi zdecydowanie przyjaźniej niż „przywódczyni". A nikt niższy w hierarchii nie chce zwracać się do mnie samym imieniem. Jeśli już o to ci chodzi – burknęła.

Kennet wyciągnął z kieszeni płaszcza papierosa i zapalniczkę. Teraz Isabella była pewna, skąd cały czas czuła odór dymu papierosowego. Siwy płaszcz Kenneta całkowicie nim przesiąknął.

MIASTO ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz