Liverpool - cześć 6

Start from the beginning
                                    

- To może ja się ubiorę – Paul zapatrzył się na usta przyjaciela, usta które przed paroma godzinami tak namiętnie go całowały.

- A może... nie?

- Dlaczego? Przecież już skończyłeś.

Paul nie wiedział czemu odzywał się szeptem co spowodowało u Johna przyspieszenie oddechu.

- John, przestań hipnotyzować tymi oczami.

McCartney potrząsnął głową szybko wstał i zaczął się ubierać

- Bardzo bym chciał – odparł w kierunku gdzie przed chwilą siedział jego przyjaciel.

Macca miał ochotę wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza dlatego też zaproponował aby poszli na dach oglądać gwiazdy , na jego nieszczęście John miał trochę inne plany. Zaproponował grę w karty na rozbieranie. Zasady były proste. Paul wygrywa idą na dach, wygrywa John śpią nago. Po całej zgrzewce piw ten pomysł nie wydawał im się jakoś dziwny czy niemoralny.

- Tylko powiedz mi jedno Johny. Co ty masz z tą nagością.

- No nie wiem, tak jakoś mi wpadło do głowy.

- Rozumiem jakbyś był tu z kobietą ale tak...

- Kobiet się już naoglądałem – prychnął półżartem pół serio.

- Mimi, John jest chyba chory, daj termometr!

Komentarz McCartneya tak rozśmieszył chłopaka, że nie mógł się uspokoić. Był taki radosny, że spędzają czas ze sobą w tak miły sposób, a przecież tak byłoby też gdyby łączyło ich coś więcej. Potasował i rozdał karty. Początkowo Paul bronił się przed przegraną jak tylko mógł podczas którejś kolejki dotarło do niego, że przecież tak naprawdę to bardzo chce przegrać. Zaczął więc rzucać karty bez zastanowienia i jego pozycja zwycięzcy bardzo szybko uległa zmianie. Radość Lennona kiedy całkowicie wyczyścił przyjaciela z kart była ogromna.

- No to kwestę nocy mamy załatwioną. Zaklepuje miejsce od ściany – zaznaczył Paul.

- Okej nie ma problemu.

- To świętujemy jeszcze jakoś czy już spać?

- Ja bym się już kładł – teraz zależało mu tylko na tym aby jak najszybciej znaleźć się w łóżku obok Paula.

Położyli się pod kołdra zupełnie nadzy a John wykorzystywał każdą sposobność aby dotknąć lub otrzeć się o przyjaciela. Do tego uparł się, że zrobi mu kolacje bo na pewno jest głodny. Ni z tego ni z owego cmoknął go w policzek i poleciał robić kanapki.

- Dlaczego ty tak nie traktujesz kobiet? To one na to od ciebie zasługują – zauważył Paul zajadając się stertą kanapek.

- Nie wiem. Być może dlatego, że się w żadnej nie zakochałem – zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos o kilka chwil za późno.

Paul zakrztusił się swoją kolacją i przecierając załzawione z braku powietrza oczy spojrzał na przyjaciela.

- Popraw mnie jeśli się mylę ale...właśnie powiedziałeś że jesteś miły dla tych w których się zakochasz... jesteś miły dla mnie.

- Nie, nie, to nie tak jak myślisz. Ile razy mam mówić ci, że kocham cię jak brata – Zawołał zdenerwowany John.

- To dobrze bo już zaczynałem myśleć... bo te wszystkie komplementy i tak dalej.

- To, że prawię ci komplementy to nie znaczy że na ciebie lecę – prychnął.

- Aha... dobra skończymy temat. Nie chce mi się słuchać jak mnie kochasz a jak nie.

Paul poczuł się zdołowany odpowiedzią Johna i tonem jego głosu. Lennon położył się do łóżka odwracając do przyjaciela plecami. Na co ten siłą przyzwyczajenia pochodzącą z czasów Hamburga przytulił się do jego pleców tak aby było cieplej. John nie mógł tego zignorować . Odwrócił się w jego stronę i zaczął głaskać po brzuchu. Podniecenie wróciło zdwojoną siłą i tym razem nie udało mu się tego ukryć. Przypadkowo dotknął Paula gdy kręcił się na łóżku.

- John, wyjaśnisz mi to – zapytał Paul mając skrajnie mieszane uczucia.

- Może kiedyś...

- A może lepiej teraz.

- Nie sądzę – zaprotestował John

- Wolał bym wiedzieć o co ci chodzi zwłaszcza, że przed chwilą mnie głaskałeś...

- Jezu czy ty musisz być taki dociekliwy? Śpij już wreszcie...

Paul nie chciał więcej kontynuować tematu i drażnić Johna, takie rzeczy się zdarzają, przecież nie musiało mieć to związku z jego obecnością. Poczekał kilka chwil aż Johny zaśnie po czym zaczął się w niego wpatrywać i gładzić policzek . Ten drugi za to przebudził się w środku nocy i po śnie który, właśnie miał nie mógł oderwać swoich oczu i rąk od McCartneya. Bardzo szybko jego dłonie powędrowały z jego klatki piersiowej aż na przyrodzenie. Zmagając się z samym sobą zaczął go masować myśląc, że ten śpi. Paul jednak nie spał, leżał cichutko, co przychodziło mu z trudem i czerpał przyjemność z tego co John wyprawiał z jego interesem, w tej chwili nie obchodziło go dlaczego to robi. Najważniejsze było aby zachować ciszę, John jednak nakręcał się coraz bardziej chwycił przyrodzenie przyjaciela całą dłonią i pocierał coraz to szybciej i szybciej. W pewnym momencie McCartney wiedział, że już dłużej nie wytrzyma.

- Kurwa, John co ty robisz?

Wystraszony John ocknął się i zdał sobie sprawę, że Paul nie śpi. Więc to on musiał udawać, że nie wie o co chodzi.

- Co, co jest- zapytał zaspanym głosem.

- Co to miało znaczyć – krzyczał Macca.

- Ej nie krzycz bo obudzisz Mimi.

- No to powiedz mi dlaczego twoje ręce były na moim interesie – syknął szeptem - i dlaczego było tak przyjemnie... shit.

No to wpadka. Paul totalnie spanikował. Tego nie da się już odkręcić, to było zbyt oczywiście i wprost powiedziane.

- Przestań się wygłu... Co?

- Co, co? Nic. Przesłyszałeś się.

- Powiedziałeś przyjemnie.

- Nie..

- Na pewno tak.

Serce Lennona biło z radością, pochylił się nad przyjacielem i ponownie tego dnia zaczął go całować. Ku jego zdziwieniu został odepchnięty.

- Co cię opętało – syczał McCartney, bał się, że przyjaciel odkrył jego sekret i teraz się z niego nabija.

- Paul, ja nie wiem. Odbija mi przy tobie – przypomniał sobie jak Paul wcześniej również głaskał go po twarzy – ale ty też mnie głaskałeś i macałeś.

- Nie wiem spałem – bronił się chłopak – może mi się znów ta ruda śniła. Przepraszam.

- Ale ja nie spałem i wszystko czułem. Nie przepraszaj głupku – John uśmiechnął się mimo woli.

- Głupku? I mam nie przepraszać – Paul musiał zaryzykować to pytanie – Podobało ci się?

Zapadła dłuższa chwila milczenia.

- Trochę – westchnął John.

Paul nie wierzył własnym uszom. Słowo „trochę” brzmiało dla niego jak szansa którą będzie musiał wykorzystać. Ale nie od razu musi to przemyśleć i przygotować plan działania aby powoli urobić Johna. Jeśli wszystko poszło by po jego myśli nie wykluczone, że mogli by być razem. Ale na razie...

- Czy ja mam cie nazwać słowem na „p” - zapytał z udawanym już teraz oburzeniem.

- Dobranoc – odwarknął chłodno Lennon. Poczuł się jak zbity pies. Jego własny przyjaciel grał na jego uczuciach i jak widać sprawiało mu to przyjemność.

Paul ułożył się na brzuchu i zamiast pójść spać z uśmiechem skrytym w ciemności zaczął kombinować jak dostać się do serca Johna i je zdobyć.

Two Boys LoveWhere stories live. Discover now