Rozdział 65

2.7K 170 43
                                    

- Wielki Boże. – Katherine przyglądała się Jade rozmarzonym wzrokiem, podpierając brodę na rękach. – Zupełnie jak z bajki. Brakowało tylko, żeby wsunął ci na stopę szklany pantofelek.

- Albo zmienił się w ogra – bąknęła Jade.

Kat rzuciła jej spojrzenie sugerujące, że mimo wszystko obawia się o zdrowie psychiczne swojej współlokatorki. I nagle jej twarz rozpaliła jakaś zachwycająca myśl.

- Powiedz, jak było, kiedy... no wiesz. Jak rozgrywający Hornets wygląda... tam? – Wskazała palcami na swoje krocze. – Jest tak, jak głoszą legendy? Czy Chris Roberts jest posiadaczem ogromne...

Abernathy rzuciła w nią książką.

- Następnym razem będę celować w głowę!

- Dan Simmons. – Kat spojrzała na okładkę. – Wygląda obiecująco. Mogę pożyczyć?

Jade machnęła ręką w geście mówiącym: „Proszę bardzo".

- Więc ty i Chris to już takie totalnie oficjalne, no nie? – Katherine gładziła okładkę książki pieszczotliwym gestem. – Jeeeeeju!

Niewiarygodne, a jednak. Mimo wszystko Abernathy miała pewne wątpliwości. Kiedy coś jest zbyt piękne, trudno uwierzyć, że jest prawdziwe. Tym bardziej z tak głęboką paranoją jak u niej.

- Nie napalaj się tak. Zaraz pewnie ta nawiedzona blondyna znów wyskoczy z jakimś szajsem.

Kat uśmiechnęła się tajemniczo.

- Z jej strony niczego bym się już nie spodziewała.

- Tak? – Brwi Abernathy podjechały do góry. – O czymś nie wiem?

- Będzie szybciej, jak ci to pokażę – powiedziała Katherine i sięgnęła po swój telefon.

Jade nie przypuszczała, jakiego rodzaju bomba zaraz na nią zleci. Dobrze, że akurat siedziała i tak dalej.

- Wow – wykrztusiła po obejrzeniu nagrania. – Nie mam więcej pytań.

- Mhm. – Katherine niedbale odrzuciła komórkę za siebie. – Ale ja mam jedno. Mogę?

- O ile to nie ma związku z częściami ciała Chrisa, to tak.

Katherine wbiła w Abernathy poważne spojrzenie.

- Ty naprawdę chcesz ukraść dla niego ten test, co?

Jade z zaangażowaniem zaczęła skubać narzutę, na której siedziała. Była w pełni świadoma ryzyka, ale owszem, mimo wszystko zamierzała gwizdnąć Travisowi testy.

- Tak. Wygląda na to, że to właśnie zamierzam zrobić. Masz z tym jakiś problem?

- Nie, ale ty możesz go mieć. – Współlokatorka wyciągnęła w jej stronę zamkniętą dłoń. – Bez tego – dodała i rozwarła palce.

Abernathy wpatrywała się w czerwony pendrive, zastanawiając się, na czym tym razem polega dowcip.

- Myślisz, że nie mam swojego?

- Myślę, że nie masz na nim tego programu, co tutaj. – Kat chwyciła pendrive w dwa palce. – Nazwałam go CyberJade. Nieźle, co?

Abernathy oblizała wargi.

- To jakiś wirus?

- Technicznie rzecz biorąc każdy wirus to tylko program skonstruowany w taki sposób, żeby... – Pochwyciła spojrzenie Abernathy. – To nie jest wirus, w porządku? To tylko szkodliwe oprogramowanie.

- Dla mnie wciąż brzmi jak wirus.

- To niech sobie brzmi. – Obróciła pendrive w dłoni. – Wkładasz go w slot i CyberJade odwali za ciebie całą robotę. Skopiuje wszystkie pliki, jakie Travis ma na dysku. Nie będziesz musiała tam sterczeć, Bóg wie ile, a ja nie będę musiała się martwić, że przyłapią cię, wyleją z uczelni i zamiast ciebie wprowadzi się tu jakaś idiotka.

Jade przyglądała się jej w taki sposób, jak gdyby Kat ogłosiła, że wynalazła lek na raka. Faktycznie, za każdym razem, kiedy myślała o wizycie w gabinecie profesora Travisa, napotykała jeden słaby punkt swojego planu – czas potrzebny na znalezienie właściwego pliku. Zaraz jednak trafiła na kolejną przeszkodę.

- Skąd będę wiedziała, kiedy skończy wszystko kopiować?

Katherine przewróciła oczami, jakby chciała powiedzieć: „Boże, amatorzy".

- Ja bym wiedziała, no, ale nie ja tam idę. W tego typu programach chodzi o to, żeby były niewidzialne i dla systemu, i dla użytkownika, no nie? Dlatego nie zobaczysz żadnego komunikatu, kiedy podepniesz pendrive. Całość nie zajmie więcej niż kilkanaście sekund, ale z myślą o tobie i twojej paranoi zaprogramowałam wszystko tak, że kiedy CyberJade skończy robotę, w prawym dolnym rogu ekranu pojawi się małe różowe serduszko. Patrz uważnie, bo ono tylko tam mignie. Wtedy wyciągasz pendrive i wychodzisz. Nie będzie żadnych śladów. Nic.

- Napisałaś ten program specjalnie dla mnie? – zapytała Jade, gapiąc się na nią okrągłymi oczami.

- Hej, wspominałam już, że nie chcę utknąć w tym pokoju z jakąś idiotką? Kąciki ust Katherine podjechały do góry we wstrzymywanym uśmiechu. – To by mi zepsuło aurę.

Abernathy pisnęła i rzuciła się współlokatorce w ramiona.

- Kocham cię! – wykrzyknęła, przygwożdżając ją do materaca. – Dziękuję, Kat! Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!

- Jade, dusisz mnie.

Abernathy ścisnęła ją raz jeszcze, po czym wypuściła Kat z objęć.

- Dziękuję – powtórzyła. – Jesteś niesamowita. Poważnie.

Kat zbyła to machnięciem ręki.

- To nic wielkiego.

- Może dla ciebie. – Jade położyła sobie czerwony pendrive na dłoni i spoglądała na niego z fascynacją. – Ja potrafię zepsuć komputer, po prostu na niego patrząc.


______

Chcielibyście, żeby DEVIL'S GAME została wydana?

Na ten moment nie mam jeszcze takich planów, ale jestem ciekawa Waszego zdania na ten temat <3

Karina


DEVIL'S GAME | ZakończoneWhere stories live. Discover now