Rozdział 60

2.7K 179 35
                                    


Red Bricks to była to totalna speluna. Znacznie gorsza niż wyobrażenia Jade o totalnej spelunie. Sam koncept, że właśnie tutaj szukała Chrisa, miał w sobie coś bluźnierczego. To było mniej więcej tak, jakby usłyszeć, że papież pojawił się w burdelu.

Na sztywnych nogach minęła wąski zaułek oddzielający ją od tej ponurej budy. Angażując całą siłę woli, starała się nie widzieć podejrzanego faceta, który przeliczał banknoty podane mu przez kogoś w czapce baseballowej. Czasami naprawdę lepiej nie wiedzieć. I pod żadnym pozorem nie inicjować kontaktu wzrokowego.

Od strony lokalu dobiegała jazgotliwa muzyka. Wejścia pilnował zwalisty facet w opiętej czarnej koszulce i z papierosem w zębach. Zwisł nad Jade, blokując jej drogę.

- Taaa? – zapytał, zerkając na nią kpiąco. – Zgubiłaś się?

- Szukam kogoś. – Wspięła się na palce i spróbowała dojrzeć cokolwiek w ciemnym prostokącie za jego plecami. – On tu, eee... występuje.

- Może go poszukaj w teatrze?

Świetny żart. No po prostu przedni. Gość pewnie dorabiał jako komik.

- Chris. Nazywa się Chris. Jestem jego dziewczyną.

Facet przymrużył oko, do którego leciał dym z papierosa.

- Dziewczyną, ta?

- Jakiś problem?

Wyglądało na to, że spory.

- Gdyby dawali mi dolara za każdym razem, jak któraś tak powie. Rozumiesz, nie?

Pewnie, że rozumiała. I przede wszystkim nie chciała sterczeć tu w nieskończoność, a nie zanosiło się na żaden przełom. Postanowiła więc zagrać odważnie, kartą, nazwijmy ją, Wchodzę Do Mordowni. Wcisnęła facetowi dwudziestkę w rękę, a potem przybrała zaczepny ton osoby, którą nie była.

- A co? Ta blondyna się za nią podawała? – Naparła na ochroniarza, jak gdyby rzeczywiście mogła go staranować. – To tym bardziej muszę tam wejść! Skopię jej dupsko!

Bramkarz jeszcze chwilę mierzył ją spojrzeniem, mrużąc prawe oko. Wreszcie ledwo zauważalnie skinął głową.

- Na prawo i w dół, ale pewnie to wiesz, nie? – Drwiący uśmieszek rozciągnął jego wargi.

Minęła go, wypuszczając powietrze w bezgłośnym westchnieniu. Obejrzała się paranoicznie, raz, potem drugi, ale ochroniarz stracił już zainteresowanie i teraz rozmawiał z tym śliskim gościem, którego minęła w zaułku. Jade mogłaby przysiąc, że skądś kojarzyła tę wąską twarz i hiszpańską bródkę. Możliwe, że widziała jego zdjęcie na której z internetowych stron pod hasłem POSZUKIWANY PRZESTĘPCA.

Zrobiła kolejny krok w głąb mrocznego, wibrującego tym jazgotliwym rzępoleniem korytarza i zawahała się. Wiedziała, że prawdopodobnie nie powinna tu w ogóle przychodzić, ale zabrnęła zbyt daleko, żeby teraz snuć tego typu refleksje. Poza tym musiała zyskać pewność.

- Nie jestem tchórzem – wymamrotała.

I niczym bohaterka horroru klasy B weszła wprost w odór potu, piwa i stęchlizny. Jeżeli gdzieś śmierdziało gorzej niż w Red Bricks, to pewnie musiało być samo piekło.

Już z daleka doleciało ją skandowanie, które nałożyło się na muzykę i wreszcie pochłonęło ją zupełnie. Wzmagało się bardziej i bardziej, w miarę jak schodziła po schodach. Na dole woń potu i piwa stała się jeszcze silniejsza. Pojawiła się też nowa, złowroga nuta w tym wątpliwym bukiecie zapachowym. Krew. Jade podupadła na duchu, zdając sobie z tego sprawę.

DEVIL'S GAME | ZakończoneWhere stories live. Discover now