Rozdział 11

4K 222 10
                                    


Basen nie był przykryty, a unoszące się na powierzchni wody liście sugerowały, że wymagał czyszczenia. Dlatego nie zgromadził wokół siebie wianuszka pijanych małolatów. Bardzo dobrze. Jak na jeden wieczór Abernathy starczyło widowni.

- Masz jeszcze tequilę? – zapytała radośnie.

A, więc tym się załatwiła. Wspaniale.

- Dużo tego wypiłaś?

Wzruszyła ramionami.

- Dwie lufy. Albo pięć. Myślę, że chyba jednak trzy.

Chris się wzdrygnął. Wieczór robił się coraz chłodniejszy – kolejny powód, dla którego basen nie był główną atrakcją – lecz to również było w porządku. Chłód powinien trochę dziewczynę otrzeźwić.

- To nie będzie już toastu? Tequila była taka doooobraaaa.

- Trzy lufy, tak? – Uśmiechnął się krzywo. – Jesteś pewna, że nie trzydzieści?

Zachichotała.

- Wtedy bym umarła. Pijam... właściwie to nigdy.

Tak, dało się poznać.

Obserwował ją uważnie, gotów w każdej chwili pospieszyć na pomoc. Chociaż wyglądało na to, że nie ma takiej potrzeby. Jade kołysała się lekko, ale teraz już przynajmniej była w stanie samodzielnie stać.

- Chce ci się rzygać? – zapytał.

Pokręciła głową.

- Nie. Tylko trochę spać.

- O nie. Nie, nie, nie. – Delikatnie poklepał ją po twarzy. – Żadnego spania.

Położyła policzek na jego dłoni, a potem ujęła ją i przyjrzała się jego kłykciom. Czułym gestem przesunęła czubkami palców po pokaleczonej skórze. To mogłoby niemal uchodzić za romantyczne, gdyby nie to, że Abernathy była zalana.

- Biłeś się z kimś – stwierdziła, po czym znów czknęła. – Nieładnie.

- Hej! – Zauważył, że jej powieki zaczynają opadać i tym razem klepnął ją mocniej. – Hej, hej, hej! Żadnego spania!

- Dlaczego nie?

- Bo nie. Zaufaj mi. – Kątem oka dojrzał, jak przy przesuwnych drzwiach Michael używa argumentu pięści i uprzejmie zawraca kretyna, który próbował wyjść na zewnątrz. Kiwnął przyjacielowi głową i ponownie skupił uwagę na Jade. – Tak będzie lepiej.

- To ze mną zatańcz – wypaliła i, ku jego przerażeniu, wykonała karkołomny piruet. Chwiejnie zatrzymała się przy krawędzi basenu i zaprezentowała swój nowy pijacki uśmiech.

Jeżeli wcześniej sądził, że przyprowadzenie Abernathy na imprezę będzie niezłym posunięciem, to teraz nie potrafił przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle tak pomyślał.

- Tobie już chyba wystarczy. Tańca i wszystkiego.

- Nuuuuudziaaaarz! – Ryknęła i pokazała mu język.

Westchnął bezgłośnie.

- Skup się, Jade. Pamiętasz w ogóle, gdzie jesteś?

Posłała mu chytre spojrzenie.

- Pamiętam. Niestety. Stoję na patio bogatego gościa z innym bogatym gościem, który nie chce ze mną zatańczyć.

Chris poczuł coś na kształt zmęczonego zniecierpliwienia. Niekoniecznie uśmiechało mu się tkwić tu w nieskończoność z bredzącą trzy po trzy wstawioną Abernathy. Potrzebował jej, owszem, ale przytomnej i trzeźwej. Dlatego zdecydował się na terapię szokową.

- Umiesz pływać, Jade? – zapytał.

- Pewnie. – Czknęła. – Czemu miałabym nie umieć?

- To świetnie – stwierdził.

I wepchnął ją do basenu.

Na twarzy dziewczyny odmalował się wyraz skrajnego szoku i zaraz – kiedy wynurzyła się na moment, po tym jak jej ciało pochłonęła lodowata woda – ten szok zmienił się w przerażenie.

Kłamała, pojął Christopher.

A potem wskoczył do basenu w ślad za nią.

Chwycił Jade w pasie i pomógł jej wynurzyć się na powierzchnię. Dziewczyna wściekle młóciła rękoma, parę razy trafiając go w głowę.

- Spokojnie – powiedział. – Trzymam cię.

Przywarła do niego histerycznie. Słyszał, jak głośno szczękają jej zęby.

- Dlaczego to zrobiłeś?!

- Mówiłaś, że umiesz pływać.

Doholował ją do brzegu i pomógł wyjść z basenu. Następnie sam wyskoczył z wody. Jezu, naprawdę była lodowata. Widział parę unoszącą się ze skóry Abernathy, ze swojej zresztą też. W następnej chwili dziewczyna odciągnęła koszulkę od ciała i zaczęła ją wykręcać, a on spostrzegł, że nie miała pod spodem stanika.

- Nie wejdę do środka. – Zorientowała się, na co patrzył, i skrzyżowała ramiona na piersiach. – Nawet nie mów, że mają tam ręczniki i jest cieplej.

Bo mają i jest, tak pomyślał, ale się nie odezwał. Zdaje się, że łapał, o co jej chodziło. I równocześnie uzmysłowił sobie, że zimny twardy przedmiot w przedniej kieszeni dżinsów to jego telefon. Zalany. Najpewniej bezpowrotnie zniszczony. Cóż, nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

- Liść – zauważył. – Przykleił ci się do włosów.

Zerwała go z furią.

- Wrzuciłeś mnie do basenu – powiedziała. – Dlaczego to zrobiłeś?

- Już ci lepiej, nie? – Chris ściągnął koszulkę, wykręcił i założył z powrotem. Nie, żeby to miało w jakikolwiek sposób pomóc. A wnioskując po wściekłym spojrzeniu Abernathy było wręcz zniewagą. – No co?

- Masz dużo siniaków. Mam nadzieję, że bolało.

Prawdziwy kwiatuszek.

- Poprawię ci nastrój, jak powiem, że bardzo? – Zaryzykował uśmiech, ale go nie odwzajemniła. Broda jej drżała, zresztą cała Jade drżała z zimna, jednak kiedy Chris zbliżył się do niej wymierzyła palec w jego pierś.

- Jeszcze jeden taki numer i cię połamię – przestrzegła.

Ciekawe, czy te brednie Jess o tym, że ojciec Abernathy kogoś załatwił, są prawdą, pomyślał mimochodem.

- Starałem się pomóc, to wszystko.

Wbiła w niego ciężki wzrok. Gdyby mógł zabijać, Chris prawdopodobnie już leżałby martwy na trawniku.

- Udław się tą pomocą.

Nie denerwuj się, nakazał sobie. Cokolwiek się stanie, nie denerwuj się. Abernathy jest ci potrzebna.

- Byłaś zalana, Jade – wyjaśnił cierpliwie. – Teraz przynajmniej...

- Nie trzeba było mnie tu zabierać – przerwała mu ostro. – To nie jest miejsce dziwnych osób z głupimi czaszkami na koszulkach – dodała i ruszyła przed siebie.

Pieprzona Jess, zdążył jeszcze pomyśleć Christopher.

A potem puścił się pędem za Jade.

DEVIL'S GAME | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz