Rozdział 22

3.4K 188 14
                                    


Chris zbiegł na dół i skrzywił się na widok Curtisa. Miał nadzieję, że przynajmniej rano nie będzie musiał oglądać jego parszywej gęby. Dziękujmy Panu za drobne łaski i tak dalej, jednak w tym wypadku nie było specjalnie za co.

- Na co się gapisz? – warknął, chwytając wiszącą na krześle kurtkę.

Alexander odstawił kubek z syfem, który w nim zaparzył, i posłał Robertsowi cyniczny uśmiech.

- Dzień dobry, Christopher. Ja również życzę ci miłego dnia.

Roberts aż przystanął.

- Wali cię na dekiel czy jak? Nie jesteśmy na herbatce u twojej angielskiej mamusi.

- Paskudne. – Curtis dotknął swojej skroni, dając do zrozumienia, że ma na myśli rozcięcie na twarzy Christophera. – Przemyłeś to chociaż?

- Nie twój zasrany interes.

- Wybacz. – Cyniczny uśmieszek Curtisa przybrał na sile. – Sądziłem, że możemy odnosić się do siebie jak ludzie na poziomie, ale najwyraźniej się przeliczyłem.

- Pieprz się, facet. – Chris wcisnął książkę Abernathy do tylnej kieszeni dżinsów i ruszył do wyjścia.

Jednak to, co powiedział Alexander, sprawiło, że przystanął z dłonią na klamce.

- Mam nadzieję, że przynajmniej do kobiet odnosisz się z większym szacunkiem. Na przykład do Jade.

Roberts bardzo powoli obrócił się w jego kierunku.

- Co powiedziałeś?

- Spotkałem ją, wiesz? Zjedliśmy razem obiad.

Chris poczuł, jak wszystkie wskaźniki w jego głowie przesuwają się w prawo, na koniec skali. Do wybuchu pozostały sekundy.

- Po co za nią łazisz?

- Ja? – prychnął Curtis. – Może to ona łazi za mną.

- Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić tę gadkę?

- Nie skorzystam. Wiem natomiast, gdzie następnym razem zaproszę Jade. Jest... naprawdę urocza.

Świat zalała chora czerwień. Chris nie myślał o tym, co zamierza zrobić. W ogóle nie myślał. Doskoczył do Alexandra i z całej siły pchnął go na lodówkę. Metal szczęknął.

- Jaki ty masz właściwie problem, co?

- Ja? Żadnego. – Curtis w dalszym ciągu się uśmiechał. – Ty najwyraźniej masz ich bardzo wiele.

- Tak cię to bawi? – Chris wymierzył mu cios w brzuch. – To też? – dodał i poprawił uderzenie kolanem.

Curtis stęknął. Jego twarz Curtisa przybrała barwę twarożku. Osunął się na podłogę, obiema rękami trzymając się za brzuch. Miał wyraźne trudności ze złapaniem oddechu, o, jak przykro.

- Nie powinieneś był tego robić.

Chris patrzył na niego z góry, walcząc z pragnieniem, by wymierzyć jeszcze jeden cios. Ostatni. Taki, po którym tamten już by się nie podniósł.

- Bo co? Zadzwonisz do tatusia i na mnie naskarżysz?

Anglik złapał się uchwytu najbliższej szafki i powoli się podniósł. Na jego twarzy miejsce uśmiechu zajął zbolały grymas.

- Sam kręcisz sobie stryczek. Nie muszę ci w tym pomagać.

- Uważaj, frajerze, bo ktoś skręci go tobie.

- Ukręci – poprawił Curtis odruchowo. – Mówi się...

Chris znów znalazł się tuż przy nim. Szarpnął go za przód koszulki, zaciskając materiał na gardle. Spod rozsypanych jasnych włosów przyglądały mu się oczy anglika. Nie było w nich strachu. Rzucały mu wyzwanie.

A on bardzo chętnie je przyjął.

- Mam to w dupie – warknął. – Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do Jade, zabiję cię. Przyswajasz?

Curtis złapał rękę Chrisa i spróbował oderwać ją od swojej szyi.

- Nie zasługujesz na kogoś takiego jak ona.

Christopher się zaśmiał. Upiorny dźwięk.

- Tak ci się wydaje?

- Nie potrafiłbyś jej docenić. – Ramię Curtisa wystrzeliło w górę, jednak Roberts w ostatniej chwili zablokował mu ten ruch. Pięść anglika tylko prześlizgnęła się po jego żebrach, zamiast się w nie wbić. – Nie wychodzi ci nic poza prymitywnym używaniem siły.

- Tobie nie idzie nawet to – zauważył Chris.

- Czyżby? – Curtis się wyszczerzył, a potem kopnął Robertsa w piszczel.

Zabolało.

- Od początku miałem cię za strasznego sukinsyna. – Chris wziął zamach i wymierzył Curtisowi cios.

Znacznie mocniejszy, niż planował.

Anglik wysunął się z jego chwytu. Błysnął niebieskawymi białkami oczu i runął na podłogę. Chris nie poczuł jednak spodziewanej satysfakcji. W jego żyłach płonął napalm.

DEVIL'S GAME | ZakończoneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora