Rozdział 28

3.2K 179 11
                                    


Ostatnie dwa dni przed koncertem White Rabbit wlokły się niemiłosiernie, przynajmniej w odczuciu Jade. A kiedy wreszcie nastał upragniony dzień, Katherine postanowiła złapać zatrucie pokarmowe.

- Nie dam rady – jęknęła zbolałym głosem, podnosząc głowę znad sedesu. – Nie widzisz, jak wyglądam?

Jade opierała się o futrynę, przyglądając się jej z rozpaczą. Parę spoconych kosmyków przywarło do czoła i policzka Kat. Ich granat dodatkowo pogłębiał upiorną bladość dziewczyny.

- Są leki przeciwwymiotne. Mogłabym...

Kat posłała jej ponure spojrzenie.

- Chcesz wiedzieć, jak się czuję? Pewnie nie, ale i tak ci powiem. Kojarzysz napromieniowanych ludzi? Zaczynają się rozpuszczać od środka. Dokładnie tak jak ja teraz – powiedziała. I znów zaczęła wymiotować.

Jade skrzywiła się i odwróciła wzrok.

- Mam kogoś wezwać? Ambulans albo...

- Nie. Nic mi nie będzie. – Katherine czknęła. – Możesz oddać komuś mój bilet. Albo sprzedać, jeśli ci się uda.

- Niby komu?

Kat posłała jej chytry uśmiech.

- Swojemu chłopakowi?

- Co?

- Robertsowi. Nie udawaj, że nie wiesz, o kogo mi chodzi.

- To nie jest mój chłopak! – obruszyła się Jade.

Ale współlokatorka chyba jej nie usłyszała. Znów nurkowała głową w muszli.

Abernathy wycofała się do pokoju i przysiadła na swoim łóżku. Chwyciła telefon i w zadumie obracała go w dłoni. Poza Kat nie miała na uczelni wielu przyjaciół. No dobrze, tak naprawdę nie miała nikogo poza nią. Chyba że faktycznie...

Nie. Nie ma mowy, pomyślała, odrzucając komórkę na materac. Sama myśl, żeby zaprosić Chrisa na koncert, wręcz ją poraziła. Chyba dlatego, że nagle wydała się Jade tak kusząca.

Z łazienki regularnie dobiegały ją odgłosy Katherine, toteż wiedziała, że dziewczyna wciąż żyje. A kiedy zajrzała do niej i ponowiła ofertę wezwania ambulansu, Kat rzuciła w nią ręcznikiem.

- Czyli mówimy o pewnej poprawie – stwierdziła Jade.

I rozpoczęła metodyczny proces szykowania się na imprezę.

Najwięcej czasu zeszło jej na robieniu makijażu. Upragnione kreski wyciągnęła za trzecim podejściem, ale finalny efekt porażał. Do tego turbo wytuszowane rzęsy, rozświetlacz, róż oraz krwistoczerwona pomadka na ustach i Jade z niewidzialnej studentki zmieniła się w gorącą laskę. Postanowiła spotęgować to wrażenie, przeciągając prostownicą po włosach i hojnie traktując je lakierem. A kiedy wreszcie wbiła się w nową sukienkę i trampki, uznała, iż jest nawet lepiej, niż zakładała, że będzie.

- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją współlokatorką? – odezwała się Katherine, przystając w drzwiach. W dalszym ciągu była blada, ale odnosiło się już wrażenia, że zaraz przeniesie się na tamten świat.

Jade rozłożyła ręce i wykonała piruet.

- Wyglądam w porządku? – Wiedziała, że jest znacznie dalej od „w porządku".

- Jakbym patrzyła na inną osobę – przyznała Kat. – Powinnaś się częściej malować.

Ale nie chciała, o to chodziło. Nie była ułomna, nic z tych rzeczy, raczej leniwa. A przede wszystkim nie interesowało jej, jak wygląda w miejscu, w którym była tylko dlatego, że pragnęła zdobywać wiedzę. Jeśli więc nie musiała mazać niczym twarzy, nie miała zamiaru się z tym babrać.

- Nie chcę. – Zmarszczyła nos. – Nie zależy mi.

- Teraz ci jednak zależy. – Katherine beknęła i zasłoniła usta ręką. – Czyli jednak zaprosiłaś Robertsa? Czy tego drugiego?

- Nie i nie. – Jade uśmiechnęła się szeroko. – Ale może wokalista White Rabbit zaprosi mnie na scenę.

- O ile uda ci się dopchać do pierwszego rzędu.

Glany, pomyślała Jade. Mogłam założyć glany. Wtedy łatwiej byłoby przekopać sobie drogę pod scenę.

- Masz może...

- Nie mam – ucięła Kate. Oparła głowę o futrynę i przymknęła powieki. – A ty powinnaś już chyba spadać. Niech chociaż jedna z nas pójdzie na ten koncert.

Faktycznie. Zrobiło się niebezpiecznie późno.

Jade zamówiła ubera i niedługo później stała już w kolejce pod wejściem. Udało się jej nawet sprzedać bilet Katherine jakiemuś tlenionemu kolesiowi. Miał zaskakująco sympatyczny uśmiech i tatuaż zachodzący aż na szyję, ale nie przyjrzała się, co to właściwie jest.

- To do miłego, nie? – rzucił chłopak, po czym zniknął w tłumie.

Jest lepiej niż dobrze, pomyślała, chowając pod etui telefonu trzy banknoty z podobizną prezydenta Granta.

Jednak szybko miało się okazać, jak bardzo się pomyliła.


________

Jak myślicie, co się stanie na koncercie?

Karina

DEVIL'S GAME | ZakończoneWhere stories live. Discover now