Rozdział 47

2.9K 191 32
                                    


Abernathy kątem oka zauważyła, że do jej rzędu przeciska się jakaś postać. Pewnie usiądzie bok, w tym pustym fotelu. I zacznie chrumkać albo coś takiego. To się zawsze tak kończyło.

Już mogłeś sobie darować, człowieku, pomyślała, film zaczął się ponad pół godziny temu. A potem zorientowała się, że idącą w ich stronę postacią jest Roberts i cała się zjeżyła.

- Cześć, Jade – odezwał się, zajmując miejsce po jej lewej.

- Ty?! – syknęła. – Co ty tu robisz, do cholery?!

- A na co ci to wygląda? – Położył rękę na jej dłoni. – Oglądam film.

Wyrwała się spod jego dotyku.

- Zabieraj łapy!

Parę głów z rzędu przed nimi obróciło się. Kilka głosów wspólnie wyszeptało: „Ciiiii!".

- O, Chris. – Alexander wychylił się ponad wiaderkiem popcornu. Nawet w mroku kina można było dostrzec, jak niesmak wykrzywia twarz. – Nie powinienem być zaskoczony, prawda?

- Nie, czemu? To świetny film – stwierdził Roberts, nawet nie patrząc na ekran. – Bardzo chciałem go zobaczyć.

Abernathy wbiła palce w podłokietniki. Była tak wściekła, że bała się, że zaraz dostanie wylewu.

- Nawet nie wiesz, co to jest!

- Wiem. To ten film, w którym zdajesz sobie sprawę, że nigdy cię nie okłamałem.

- Skąd wiedziałeś, gdzie... – zaczęła i urwała. Kat, oczywiście. Tylko, zaraz, chwilka. Jade powiedziała jej, że idzie do kina, ale nie wspomniała, do którego dokładnie. – Poważnie. Skąd wiedziałeś?

Roberts poraził ją uśmiechem.

- To trzecie kino na mojej liście. Znalazłbym cię prędzej czy później.

O Jezu. Boże drogi.

- Powinieneś iść na terapię – warknęła.

- Możemy iść razem. Na taką dla par – odparł i znów dotknął jej ręki.

- Przestań mnie macać! – ryknęła.

Teraz nie obróciło się już tylko parę głów. Zrobił to cały rząd. Patrzyli na hałasującą trójkę z niekłamaną wrogością, a Abernathy poczuła, że płonie.

- Tu się ogląda – zgromił ją tęgi chłopak. – Jak nie pasuje, to wypad.

- Grzeczniej. – Chris wychylił się w jego stronę. – Jasne?

- Przestań być takim troglodytą. To nie boisko – zauważył Alexander.

Roberts popatrzył na niego, nie przestając się uśmiechać. W tym momencie wyglądał jak psychopata.

- Masz szczęście, że to nie boisko, chłopie.

- Proszę. – Alexander podsunął mu popcorn. – Zajmij się czymś. Może to cię uspokoi.

O nie, pomyślała Abernathy. Nie dawaj mu tego.

Ale było już za późno.

Chris wyrwał wiaderko popcornu z rąk Curtisa i wysypał mu je na głowę. Jade się pochyliła, jednak niewystarczająco szybko. Część zawartości poleciała też na nią.

- Ile ty masz lat?! – zawyła, czując, że popcorn ma również pod koszulką.

- Zamknijcie się tam albo wynocha! – ryknął ktoś z rzędu przed nimi. Zdaje się, że ten sam tęgi chłopak co poprzednio. – Czy jest tu jakaś ochrona?!

Roberts rzucił w niego garścią popcornu zebraną z kolan Abernathy.

- Tobie trzeba współczuć, Chris – stwierdził Alexander, strzepując prażoną kukurydzę z włosów i ramion. – Jesteś, jak to się mówi, opóźniony w ro...

Christopher rzucił się na niego z rykiem, przygniatając Abernathy do fotela.

- Masz! – Wcisnął mu w usta parę uprażonych ziaren. – Nażryj się tego!

Nawet jeśli do tego momentu Curtis był uderzająco spokojny, to wreszcie stracił kontrolę. Zamachnął się i trafił Robertsa w ucho. To musiało być naprawdę mocne uderzenie, bo znajdująca się pod nim Jade poczuła towarzyszącą temu wibrację całą sobą. Jak gdyby była jakimś obłąkanym kamertonem.

- Przestańcie! – wrzasnęła.

Ale oni chyba nawet jej nie usłyszeli. Tłukli się z coraz większym zapamiętaniem, pryskając dookoła popcornem.

Jedyne, co mogła zrobić Jade, to spróbować prześlizgnąć się dołem. Pomyślała, że po prostu stąd zwieje, zostawiając ich samych. Niestety, jej plan udał się zaledwie połowicznie. Wyswobodziła się wprawdzie spod pochłoniętych bójką Alexandra i Chrisa, jednak tylko po to, żeby chwilę później natknąć się na pracowników kina. Było ich trzech, i o ile ten na przedzie nie należał do szczególnie masywnych, to nadrabiało to pozostałych dwóch.

- Ci panowie są z panią? – zapytał krótko obcięty chłopak.

- Nie – skłamała Abernathy.

Ale on nie dał się na to nabrać. Wyprosił całą trójkę.

Kiedy ona, Curtis i Roberts wychodzili z kina, ludzie bili brawo. Co za upokorzenie.

- Dzięki, to było świetne – fuknęła, gdy stali już na ulicy. – Szkoda, że tego nie nagrałam.

- To on zaczął – odezwali się Chris i Alexander niemal równocześnie.

Jak dzieci, pomyślała Abernathy, przesłaniając oczy dłonią.

A potem spojrzała na nich ponownie i z przerażeniem zdała sobie sprawę, że znów zaczęli się szarpać.

- Co cię napadło? – Alexander oburącz pchnął Robertsa na ścianę.

- Nie dotykaj mnie!

- To nie trzeba było tu przyłazić! Nikt ci nie kazał!

Chris złapał go za rękę i wykręcił mu ją za plecami. Teraz to on przyciskał anglika do ściany. I choć obaj byli podobnej postury, to jednak szybkość działała na korzyść Robertsa.

- Jade mi kazała. Robimy razem bardzo ważny projekt. – Posłał jej przelotny uśmiech. – Prawda?

Nie odpowiedziała. Zacisnęła wargi, aż zmieniły się w bladą kreskę.

- W kinie chciałeś go robić? – Curtis wbił Chrisowi łokieć w brzuch, ale tamten nie zwolnił chwytu. Przeciwnie, wyginął rękę anglika pod coraz bardziej złowieszczym kątem. – Jezu, złamiesz mi rękę! Puszczaj!

- To po co prześladujesz Jade? Mówiłem, żebyś tego nie robił!

- Może dlatego, że sama chciała? – odparł Alexander i kopnął go w nogę.

Roberts się zachwiał, ale nie stracił równowagi. Szarpnął Curtisa za kurtkę i pociągnął go na ziemię. Wyprowadził czysty prawy sierpowy, trafiając Alexandra w szczękę i zaraz potem sam zarobił cios w żebra. Jade przyglądała się temu dłuższą chwilę. Aż wreszcie uznała, że ma dość.

- Wiecie co? Pieprzę to – powiedziała. – Jak chcecie, możecie się nawet pozabijać.

Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem odeszła prosto w noc.


_______

Podobała się Wam akcja w kinie? <3

Zostawcie po sobie komentarz <3

Potrzebuję motywacji, żeby wreszcie skończyć ten tekst, więc kopcie mnie tutaj mocno w tyłek :)

Karina

DEVIL'S GAME | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz