Rozdział 55

3K 183 34
                                    


Kołysane wiatrem gałęzie drzew szumiały cicho. Oprócz tego słychać było jeszcze tykanie stygnącego silnika camaro. Jade znów umilkła, obejmując wzrokiem bezmiar nieba nad nimi. Chris nawet nie próbował odgadnąć, o czym teraz myślała.

- Tu naprawdę jest bardzo ładnie – odezwała się po dłuższej chwili. – Więcej niż ładnie.

- Nie przywiózłbym cię tutaj, gdyby było inaczej.

- A przywoziłeś kogoś przede mną? – Jej oczy były ciemne, poważne.

Zaprzeczył ruchem głowy.

- Nie. Nigdy.

- I mam uwierzyć, że to prawda?

- Byłoby miło. Chociaż pewnie i tak tego nie zrobisz.

- A ty byś uwierzył? Gdybyś był na moim miejscu, uwierzyłbyś?

No i zaczynamy, pomyślał ponuro.

- Znowu wracamy do egzaminu u Travisa i twojej paranoi?

- To nie paranoja. Jeśli nie chodziłoby o ten egzamin, nigdy byś mnie nie poznał, Chris. Dobrze wiesz, że to prawda, więc nawet nie próbuj zaprzeczać.

Wypuścił powietrze w bezgłośnym westchnieniu. Czuł, że zaraz to on będzie tym, który się wścieknie.

- To już nie ma dla mnie znaczenia. Kiedy wreszcie mi uwierzysz? Mam cofnąć naszą umowę? Nie ma sprawy. Cofam ją. Wyleją mnie z uczelni, ale to nieistotne, jeśli dzięki temu będę mógł być z tobą. Ty jesteś ważniejsza, Jade. Ważniejsza od wszystkiego.

Przyglądała mu się czujnie. Jej spojrzenie zdawało się mieć niemal fizyczny ciężar.

- Naprawdę byś z tego zrezygnował?

- Tak – powiedział bez wahania.

- Jeśli wciąż kłamiesz, powinni ci za to wręczyć Oscara.

- A jeśli mówię prawdę?

W jej twarzy zaszła osobliwa zmiana. I w tej chwili Jade wydawała mu się nieskończenie piękna, jednak to piękno było w jakiś sposób smutne.

- Czasem myślę, że byłoby lepiej, gdybyś tego nie robił.

Christopher zachował kamienną minę, ale przyszło mu to z trudem. Wewnątrz czuł się jak jeden z jego ulubionych gif-ów – Jim Carrey ciągnący się za włosy na sali sądowej w filmie Kłamca, kłamca.

- Głodna? – zapytał. – Bo kupiłem nam coś na późną kolację. Kolejny dowód na to, że nie przyjechałem tu, żeby cię zamordować.

Żart nie wywołał spodziewanego efektu.

- Zależy, co masz.

- Kanapki.

- Bez mięsa?

- Bez.

Abernathy była głodna. Bardzo, sądząc po szybkości z jaką jadła. Kiedy Chris był gdzieś tak w połowie swojej porcji, ona miętosiła już w dłoni pusty papierek. Wreszcie wcisnęła go do kieszeni dżinsów. A potem przytknęła puszkę do ust i wlała w siebie resztkę napoju.

- No co? – Pochwyciła spojrzenie Chrisa.

- Przecież nic nie mówię. Ale jak chcesz, to mam w aucie jeszcze batonika.

Nie chciała.

Zadarła głowę i dłuższą chwilę patrzyła na gwiazdy.

- Nie spodziewałam się, że ktoś taki jak ty będzie chciał pokazać mi tego rodzaju miejsce – odezwała się w końcu.

DEVIL'S GAME | ZakończoneWhere stories live. Discover now