Rozdział 50

3K 199 42
                                    


- To nie może być na poważnie – stwierdziła z rezygnacją.

Rozejrzała się po pokoju, starając się dostrzec jakiś niewłaściwy element, który przekonałby ją, że wciąż śni. Jednak niczego takiego nie znalazła. To naprawdę się działo. Roberts przyszedł tu, kiedy spała i przyniósł ze sobą... Co właściwie? Coś, co ładnie pachniało.

- Ale jest. – Postukał w papierową torbę. – Kawa i pączki. Co ty na to?

Podciągnęła się do siadu, pilnując, żeby kołdra szczelnie otulała jej ciało.

- Myślisz, że to właśnie jem na śniadanie? Pączki?

- A co? Jesteś uczulona?

- Chciałbyś. – Wyciągnęła przed siebie rękę. – Z czym są?

Roberts rozchylił torbę i wyjął z niej dwie kawy na kartonowej podstawce, następnie w jego ręku pojawiło się błękitne pudełko.

- Ze wszystkim – powiedział, otwierając wieczko.

Na widok oblanych kolorowym lukrem i czekoladą pączków z rozkoszną dziurką w środku żołądek Jade zbudził się do życia, komunikując to głośnym burknięciem. Spróbowała zagłuszyć ten odgłos, symulując atak kaszlu, ale Chris i tak to usłyszał.

- Czyli jednak jesteś głodna – skwitował, wciąż z tym uśmieszkiem doklejonym do warg.

Abernathy gapiła się na niego, siedzącego we wpadających przez okno promieniach słońca niesamowicie przystojnego chłopaka – i miała mniej więcej taką samą ochotę rzucić się na niego z pięściami co go pocałować. Boże, przepadła. Przepadła już na amen.

- Jak w ogóle tu wszedłeś? – zapytała, sięgając po pączka z polewą czekoladową. – Włamałeś się?

- Nie musiałem. Było otwarte.

No tak, Kat. Chociaż pretensje mogła mieć tylko do siebie; trzeba było wstać i przekręcić klucz w tych cholernych drzwiach.

- I długo tak siedzisz?

- Nie, chwilę.

Rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie, wgryzając się w pączka. Słodki Jezu, ależ był pyszny.

- Pewnie obudził cię zapach kawy – dodał Chris i wręczył jej jedną. – Uważaj. Gorąca.

Pewnie, pomyślała, bo to właśnie kawa jest tutaj elementem, który można o cokolwiek obwinić, nie gość, który wślizguje się do pokoju śpiącej laski. Nie powiedziała tego jednak głośno. Nawet ona wiedziała, kiedy lepiej się zamknąć.

- Nie dosypałeś tu niczego? – Uniosła kubek.

Roberts z politowaniem pokręcił głową.

- Ty naprawdę masz paranoję.

- A dziwisz mi się? – Dyskretnie obejrzała papierowy kubek. Wyglądało na to, że jest w porządku. – Też byś się taki zrobił, gdyby ktoś cię prześladował.

- Nie prześladuję cię. Ja tylko się troszczę.

Teatralnie wywróciła oczami. A potem przemilczała kolejną złośliwość, która cisnęła się jej na usta. I wreszcie napiła się kawy.

- Nie kręci ci się w głowie? – zainteresował się Chris. – Nie? Czyli musisz wypić więcej.

- Bardzo śmieszne – mruknęła i pociągnęła jeszcze jeden łyk. A potem odstawiła kawę na podłogę. Na wypadek, gdyby jednak coś było z nią nie do końca okej. – Powiesz mi wreszcie, po co przyszedłeś? Bo chyba nie po to, żeby przynieść mi pączki i kawę?

- Pomyślałem, że nie masz planów na dzisiejszy dzień. A skoro tak, będziesz chciała spędzić go ze mną.

Jade zapatrzyła się na resztkę pączka w dłoni. Rozważała, czy nie wziąć drugiego, ale zrezygnowała. Tupet Robertsa chwilowo odebrał jej apetyt.

- Poważnie? Co niby kazało ci tak pomyśleć?

- Dziś nie ma zajęć, ale pewnie to wiesz, skoro dochodzi dwunasta, a ty wciąż leżysz w łóżku.

- Co?! Dochodzi dwu... – Uświadomiła sobie, że odrzuciła kołdrę i błyskawicznie przyciągnęła ją do piersi. Nie chodziło o to, że była pod nią naga, bo nie. Było jeszcze gorzej.

- Ej, pokaż. – Roberts doskoczył do niej i złapał skraj kołdry. – Co tam chowasz?

- Nic! Puść to!

- No pokaż.

- PUSZCZAJ TO!!!

Walczyła dzielnie, jednak on był silniejszy. Szarpnięciem zerwał z Abernathy kołdrę i wlepił spojrzenie w napis na jej koszulce.

- Najsłodsze ciasteczko – odczytał. – Tak się dopingujesz przed pójściem spać?

Rzuciła w niego resztką pączka.

- Zamknij się!

Chris złapał go bez trudu, prezentując godny podziwu refleks i wsunął sobie do ust. Żuł z entuzjazmem, nie odrywając spojrzenia od Jade.

- Co tam jest dalej? – zapytał, podchodząc jeszcze bliżej. – To są strzałki?

Abernathy płonęła. Czuła wyraźnie, jak jej twarz zajmuje się ogniem.

- Przestań się na mnie gapić!!!

Ale on najwyraźniej nie był w stanie. Przyglądał się literom, tworzącym ten kretyński napis, i strzałkom prowadzącym w dół do nadrukowanego na materiale wielkiego ciastka. Jade nie wiedziała, co właściwie kazało jej kupić tę cholerną koszulkę, ale przecież nie mogła przewidzieć, że pewnego dnia wtargnie tu Roberts i ją zobaczy.

I teraz ten sam Roberts ze wszystkich sił starał się zachować powagę, tyle że szybko przegrał tę walkę. Kąciki jego ust zadrżały, a chwilę później ryknął śmiechem.

- Nie, poważnie, to bardzo... jak to się mówi... motywujące?

- Jeszcze jedno słowo i wydrapię ci oczy! – przestrzegła, mierząc w niego palcem.

Ujął ją za nadgarstek, a ona poczuła, jak całe jej ciało przechodzi dreszcz.

- Naprawdę właśnie to chciałabyś teraz zrobić? – zapytał, zniżając głos.


____

Czy ktoś w ogóle czyta o takiej godzinie?

Przekonajmy się :)

DEVIL'S GAME | ZakończoneWhere stories live. Discover now