Rozdział 46

3K 192 22
                                    


Jade chodziła jak struta przez kilka dni. I jak ognia unikała Robertsa. Doszła jednak do wniosku, że bardziej niż na niego jest zła na siebie. Jak w ogóle mogła nabrać się na bzdury, które jej serował? Żenujące.

- Ej, może mówił prawdę? – podsunęła Kat, odrywając się od leżącego na kolanach laptopa. – Nie pomyślałaś, że blondyna wszystko ukartowała?

- Nie obchodzi mnie to – warknęła Jess.

I weszła w nieprzeczytaną wiadomość od Alexandra.

Tak, wciąż miał ochotę na spotkanie. I tak, dzisiejszy wieczór mu pasował.

Godzinę później Jade była odświeżona, gotowa i zdeterminowana, żeby dobrze się bawić.

- Dokąd idziesz? – zapytała współlokatorka, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa. Błękitne światło oblewało jej twarz i intensywnie fioletowe włosy.

- Na spacer.

Katherine zerknęła na nią z powątpiewaniem.

- Nie masz na sobie bluzy. Ani tego rozpaćkanego kucyka. Dokąd idziesz i z kim?

- Do kina. Sama – powiedziała i wyszła.

Wieczór był przyjemnie ciepły. Seans miał się zacząć o wpół do dziesiątej, ale wcześniej umówili się z Alexandrem w knajpie. Paranoja podpowiedziała Jade, żeby odejść pieszo przecznicę czy dwie i dopiero stamtąd wziąć ubera. Na wypadek gdyby ktoś ją śledził. Albo coś.

- Ślicznie wyglądasz – powitał ją Curtis.

Tym razem nie zaproponował jednej z tych ekskluzywnych restauracji, w których zazwyczaj jadał. Jade była mu za to wdzięczna. Chociaż to, że jego wybór padł teraz na Waffle House, był niczym przejście z jednej skrajności w drugą. No ale przynajmniej było stąd blisko do kina.

- Więc jesteś fanką horrorów, tak? – zagadnął, zerkając na nią znad swojego talerza.

Boże, ależ miał oczy.

A ona wciąż myślała o Robertsie. Co za porażka.

- Five Nights at Freddy's ma na IMDb pięć gwiazdek na dziesięć – odparła wymijająco. – Chcę się sama przekonać, czy to faktycznie chłam. No, to znaczy razem z tobą.

- W takim razie kupię największy popcorn, jaki mają – powiedział ze śmiertelną powagą. – Jak będzie naprawdę źle, zaczniemy nim rzucać.

Abernathy parsknęła śmiechem.

- Stoi.

Mieli wystarczająco dużo czasu, żeby nie musieć jeść w pośpiechu. Pomijając fakt, że z jakichś niejasnych względów Jade co chwilę oglądała się w kierunku wejścia, było naprawdę przyjemnie.

- Czekamy na kogoś? – zainteresował się Alexander, kiedy wzrok Abernathy kolejny raz przesunął się na drzwi Waffle House.

- Co? Nie. – Zaśmiała się nerwowo. – To tylko taki, eee... nawyk. Wiesz, coś jak nerwica natręctw.

Co za brednie. Powinna się zamknąć.

Tyle że zamiast to zrobić, zaczęła gadać jeszcze więcej. O sobie, o uczelni, o tym, że przez pracę u Ronniego nie miała czasu, żeby chodzić na dodatkowy kurs u Travisa, więc czasem spotykali się na wydziale po godzinach. Opowiedziała o tym, że profesor motywował ją i zachęcał do zajęcia się pisaniem na poważnie, ona jednak za bardzo bała się, że to nie wypali. Alexander słuchał tego wszystkiego, co pewien czas potakująco kiwając głową. I wcale nie wyglądał na znudzonego. Wręcz przeciwnie.

- Wspominałem ci, że Travis wykłada też na Bakersfield?

Tak wspominał.

- Wiesz, mogłabyś się tam przenieść – zaproponował. – Pomógłbym ci z formalnościami.

Przenieść się? Na Bakersfield?

- Co? Och, no cóż... ja... – Prawdę mówiąc, aż ją zatkało.

Widząc jej zmieszanie, Curtis uspokajająco pogładził ją po grzbiecie dłoni.

- Spokojnie, to była tylko luźna propozycja. To nie tak, że chcę cię do czegoś zmusić. Chodziło mi tylko o to, że Bakersfield jest naprawdę w porządku. To uczelnia dla ludzi z wyobraźnią. – Uśmiechnął się. – Przejedź się tam kiedyś. Sama się przekonasz.

Jade w zamyśleniu opuściła wzrok. Wiedziała, czego w Bakersfield na pewno nie ma. Robertsa.

- Zastanowię się nad tym – powiedziała. – Ale może się już zbierajmy? Film zaczyna się za dwadzieścia minut.

- A ty jako miłośniczka reklam przed seansem nie chcesz się spóźnić?

- Dokładnie tak.

Jade nie zaprzestała paranoidalnego rozglądania się dookoła, nawet po tym jak wyszli z Waffle House. Starała się jednak być dyskretna. Bardzo dyskretna. Wolałaby, żeby Alexander tego nie zauważył i nie wziął jej za totalną świruskę.

- Nie bój się – powiedział. – Przy mnie nic ci się nie stanie. Nie pozwolę na to.

Czyli jednak zauważył. Jezu.

Czy może być jeszcze gorzej?, zastanowiła się.

Okazało się, że mogło.

DEVIL'S GAME | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz