Rozdział 21

3.4K 179 15
                                    


- Nie możesz spać? – odezwała się Kat.

Jade znieruchomiała na łóżku. Sądziła, że do tej pory wierciła się w pościeli bardzo cicho. Jednak najwyraźniej wierciła się głośno.

- Nie – przyznała. – Jakoś nie dam rady.

Z drugiej strony pokoju rozległo się przeciągłe westchnienie. Zaraz potem Katherine zapytała:

- Coś się stało?

Och, bardzo wiele rzeczy, pomyślała Abernathy. Odrzuciła kołdrę i zapaliła nocną lampę. Światło nie było ostre, ale wystarczyło, żeby Katherine osłoniła oczy ramieniem.

- Nie musiałaś – zaprotestowała.

Jade jednak nie zwróciła na to uwagi; kołowrotek w jej głowie rozpędził się z nową mocą. Wyskoczyła z pościeli i zaczęła krążyć po pokoju, wypluwając z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.

- Spotkałam go dziś. Zaprosił mnie na obiad. Nie ma dziewczyny. I chyba mnie lubi. A potem okazało się, że jego ojciec i ojciec tego cymbała... Nie musiał wsadzać mojej książki w chipsy! Ani mnie całować! Och, cholera! Cholera jasna!

Katherine patrzyła na nią z narastającym przerażeniem.

- Powoli. Kto zaprosił cię na obiad?

- Alexander!

- To ten kolega Robertsa? Ten miły?

- Tak.

- I to on wsadził twoją książkę w chipsy?

- Nie!!!

Kat się skrzywiła.

- Jezu, nie wrzeszcz. Jeszcze nie ogłuchłam i wolałabym, żeby tak zostało.

- Przepraszam – Jade się stropiła. – Ja...

- Jesteś niezdrowo podekscytowana – podsunęła Kat. – Co wyście robili na tym obiedzie?

- Nic! Nawet nie dojadłam swojego naleśnika! Nie wiem, po co w ogóle tam poszłam, to nie jest miejsce dla...

- Znowu zaczynasz krzyczeć. Przestań.

Jade zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na koleżankę. Spróbowała tej sztuczki z oddechami, ale gówno dała. Jak zwykle.

- Masz jakieś tabletki?

- Na szajbę? Nie, zostały w innej piżamie.

- Bardzo zabawne. – Jade klapnęła na krawędzi biurka. – Te ziołowe na uspokojenie. Brałaś je podczas zimowej sesji.

- Nie pomogły mi wtedy, więc z pewnością nie pomogą też tobie. – Kat owinęła się kołdrą tak, że wystawała z niej tylko intensywnie granatowa czupryna. – Czemu nie opowiesz mi tej przejmującej historii? I tak już się rozbudziłam.

Jade powtórzyła sztuczkę z oddechami, tym razem wkładając w to więcej zaangażowania. Chyba rzeczywiście trochę pomogło, ale to mogła być raczej autosugestia. A potem, pamiętając, żeby się nie drzeć, streściła współlokatorce ostatnie wydarzenia. No, w każdym razie ich nieco ocenzurowaną wersję.

- Czyli teraz leci na ciebie dwóch gości? – Katherine gwizdnęła. – Jeśli to przez tę kolekcję bluz z odzieży używanej, to chyba muszę się tam wybrać na zakupy.

- Te ciuchy nie są z... – Abernathy pokręciła głową. Pomysł, który od pewnego czasu obracała w myślach, nagle nabrał wyraźnych kształtów. – Nieważne. Kat, mogę mieć pytanie?

- Aż się boję.

Jade zsunęła się z biurka i podeszła do koleżanki. Cała jej pościel pachniała farbą do włosów.

- Czy jest jakaś rzecz, do której przy pomocy swojego komputera nie potrafiłabyś się włamać? – zapytała, przyklękając obok jej łóżka.


________

Hej <3 

Dziś pytanie o okładkę. Wracamy do tej ze skrzydłem (macie ją u góry rozdziału) czy zostawiamy tę parę, którą mamy?

Będę mega wdzięczna za Wasze opinie <3

Karina

DEVIL'S GAME | ZakończoneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora