Rozdział 27

3.3K 187 16
                                    


Jade rozejrzała się po parkingu z miną zbiega. Zawieszone na horyzoncie słońce malowało jej włosy złotem, a Chris nie mógł, zwyczajnie nie mógł pojąć, jak to się stało, że nie dostrzegł tego wcześniej. Że od tylu miesięcy siedział w odległości dwóch ławek od tej dziewczyny i wcale jej nie zauważał.

Jednakże Abernathy szybko ostudziła jego zapał.

- Fajnie się gadało i takie tam. – Ton jej głosu sugerował, że mimo wszystko była to tortura. – Ale śpieszę się.

- Nadal się boisz, że jeśli zobaczą nas razem, zszargasz sobie reputację?

- A ty się nie boisz?

- Ja mam to gdzieś. Nie chwytasz, że jesteśmy zespołem? Roberts i Abernathy, najgorętsze nazwiska sezonu.

- O Jezu. – Westchnęła i szarpnęła za klamkę swojego forda. Jednak Chris położył rękę na drzwiach, akurat kiedy chciała je otworzyć.

- Nie tak szybko. Twoja książka.

- Możesz ją sobie zatrzymać.

Niewiarygodne, ale Abernathy niezmiennie dawała mu kosza. Pierwszy raz w życiu spotykał kogoś tak opornego.

- Na pewno? – Wyciągnął Listy do młodego poety w jej stronę, ale kiedy chciała chwycić książkę, cofnął ją poza zasięg jej rąk. – O, jednak ją chcesz.

- Dupek!

Być może. Ale ten dupek miał pewien pomysł.

- Powiedz mi jedną rzecz. – Zasłonił drzwi jej auta całym sobą. – Jak to jest, że kiedy się całujemy, miękną ci nogi, a jednak w dalszym ciągu tak bardzo mnie nie znosisz?

Wyglądała na spłoszoną.

- Muszę już iść. Poważnie.

- Boisz się mnie, o to chodzi? – Chwycił ją za nadgarstek. – Powiedz mi, Jade.

- Puść. Moją. Rękę.

Zrobił coś zupełnie innego. Otworzył zmaltretowaną książkę Abernathy i zaczął kartkować ją od końca.

- Jest jedna rzecz, która mi się w listach Rilkego podobała.

- Nie obchodzi mnie to! – Obchodziło. Widział to w jej oczach.

- Tylko nie miałem takiej ładnej kolorowej karteczki jak te twoje, żeby to zaznaczyć.

- Och, na litość boską! – Abernathy wchodziła w histeryczne rejestry.

On jednak był nieporuszony. I wreszcie znalazł to, o co mu chodziło.

- Może wszystko, co straszne, jest w głębi bezbronne i oczekuje od nas pomocy – odczytał. – Ja też jej oczekuję, Jade. Błagam cię o nią. Daj mi szansę. Mi, jako człowiekowi. Jako facetowi, któremu na tobie zależy.

Przyglądała mu się spod ściągniętych brwi. Zaraz jednak jej twarz się rozjaśniła. Odrobinę.

- Przemyślę to. Ale naprawdę się śpieszę.

Chris wciąż nie ruszał się z miejsca, blokując drzwi. Jade zaczęła odpychać go siłą. Ustąpił. Chyba tylko dlatego, że w przeciwnym razie zaczęliby się bić na środku parkingu. Poznał tę dziewczynę na tyle, że wiedział, iż była do tego zdolna.

- Może skoczymy gdzieś w weekend? – zaproponował.

- Nie. – Jade zajęła miejsce w swoim fordzie i zatrzasnęła drzwi. Tak głośno, że zadrżała szyba.

Chris spokojnym gestem pokazał ruch odkręcanej korby. I pomachał książką, którą cały czas trzymał w dłoni. Abernathy opuściła szybę i wyrwała mu Listy do młodego poety z ręki.

- To co z naszym weekendem? – zapytał niezrażony.

- Nie mogę. Mam inne plany.

- Jakaś impreza? Świetnie, pójdziemy razem.

- Nie. Dzięki, ale nie.

Wsunął rękę do środka forda i chwycił kierownicę.

- Umówiłaś się z Curtisem? – Ta myśl raziła go jak grom.

- Nie!

- Więc z kim?

- Z nikim! – Zdzieliła go w grzbiet dłoni. – Puszczaj to!

- Jade!

- Puść albo urwę ci rękę!

Nie żartowała, zrozumiał to w tej samej sekundzie, w której silnik jej wozu zbudził się z rykiem. Chris odskoczył od forda w samą porę. Jade ruszyła zamaszyście, zostawiając go samego na parkingu.

DEVIL'S GAME | ZakończoneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora