Rozdział 3

6K 272 5
                                    


Stary wrócił na swoje miejsce na podwyższeniu i zaczął wykład, ale Chris nawet go nie słuchał. Zastanawiał się, co ten baran powiedział, to znaczy, ile powiedział, i dlaczego on sam był takim idiotą, żeby w ogóle zgadzać się walczyć akurat z tym przeciwnikiem. Nikt z kampusu, a już pod żadnym pozorem nikt z rodziny profesorskiej kadry, to powinna być i była jedna z naczelnych zasad. I była, tyle że Chris rozmyślnie ją złamał.

Bo był głodny zwycięstwa, dlatego.

Bo on, Christopher Roberts, nie zwykł przegrywać. Nigdy.

Jezu, przecież wiedział, że Sebastian, to mała, mściwa cipa. Oczywiście, nie pochwalił się, że Chris powalił go w uczciwiej, choć absolutnie niepochwalanej przez prawo walce – wtedy ściągnąłby na siebie zbyt wielkie kłopoty. Ale nie mógł przełknąć ani straty forsy, ani porażki, dlatego postanowił uprzykrzyć życie temu, kto go pokonał. Nie, raczej upokorzył. Tak pewnie o tym myślał. Zaczął się mazać, a potem pobiegł na skargę i powiedział wujkowi, że zły Roberts zrobił mu kuku.

Mike szturchnął go w ramię i pokazał swój telefon. Tym razem trafił w paskudnego siniaka, pamiątkę po walce, ale Christopher nie zwrócił uwagi na ból. Chyba nawet go nie poczuł. Zmrużył oczy i odczytał:

Podobno Chris tłukł się z Sebastianem na parkingu pod klubem. Tak przynajmniej twierdzi sam Sebastian.

Aha, a więc tak brzmiała bajeczka dla wujka. Zgrabna, nie wzbudzająca podejrzeń. A przede wszystkim taka, która na żadnego z nich nie ściągała glin.

Chris zacisnął dłonie w pięści, ignorując protest poobijanych knykci. Miał problem. Cholera, miał teraz bardzo poważny problem. Stary go udupi. Zrobi wszystko, żeby typ, który pobił jego cipowatego siostrzeńca wyleciał z uczelni.

- Po czymś takim pewnie obsadziłby cię, nawet gdybyś był nią. – Mike kiwnięciem podbródka wskazał na blondynkę w różowym topie. Świętą Abernathy, czy jak tam się nazywała.

- Dzięki za wsparcie. Zaraz się wzruszę – warknął.

Musiał coś wymyślić, w przeciwnym razie pożegna się z uczelnią. Travis nie będzie musiał się specjalnie starać, wystarczy, że nie zaliczy mu literatury. Gdyby to był pierwszy rok, może nic wielkiego by się nie stało. Ale on już drugi rok siedział na pierwszym roku, a to zmieniało wiele. Tym razem nie będzie mógł liczyć na wsparcie ojca. Tym razem ojciec osobiście go zamorduje.

Chris ścisnął ołówek tak mocno, że ten pękł. Nasunęło mu się nieprzyjemne skojarzenie, że w podobny sposób złamie się jego przyszłość, jeśli z uprzejmą pomocą Travisa pożegna się z tą cholerną uczelnią. Po pierwszej wpadce ojciec wlepił mu tego idiotę na współlokatora, że niby Alexander Curtis, synuś jego współpracownika, natchnie go do zmian na lepsze. Już to samo w sobie było torturą. Druga wpadka będzie równoznaczna z zesłaniem do obozu pracy. Czy czegoś równie strasznego.

- Ty, stary, może poproś ją o pomoc – zasugerował Mike. – Jest mądra.

Chris spojrzał na Abernathy. Siedziała zwrócona do niego profilem i zaangażowaniem chłonęła słowa Travisa. Nagle nabrał graniczących z pewnością podejrzeń, że koleś, którego potrącił w drodze na zajęcia, wcale nie był kolesiem, tylko laską, właśnie tą laską. I podupadł na duchu.

- Ona mi nie pomoże – stwierdził.

- Może jednak spróbuj.

Chciał odpowiedzieć, że absolutnie nie, ale wtedy Travis zarządził pracę w dwuosobowych grupach. I Christopher dostrzegł w tym swoją szansę.

- Biorę Abernathy! – ryknął, kiedy stary poprosił, żeby dobrali się w pary.

Dziewczyna popatrzyła na niego z podszytą nienawiścią grozą. Gorzej niż fatalnie, ale Chris był optymistą. I nie rezygnował tak łatwo.

- Proszę? – dodał, uśmiechając się do niej.

Oblicze blondynki pozostało chmurne. Właściwie to wyglądała, jakby miała ochotę Christophera zamordować.

- Sądzę, że to doskonały pomysł – podchwycił profesor. W tym momencie Chris z chęcią by go uściskał. – Fuzja tak skrajnych osobowości może mieć fascynujące rezultaty. Jade, co ty na to?

Abernathy poczerwieniała. Całą sobą manifestowała, że jest na nie. A jednak jej odpowiedź Chrisa zaskoczyła.

- Niech będzie – wypluła z siebie.

- Dosiądziesz się? – zapytał Christopher z przesadnym entuzjazmem. – Czy ja mam to zrobić?

- Chodź – warknęła przez zęby.

Podniósł się i ruszył w jej kierunku. Mike rzucił mu ukradkowe spojrzenie i uniósł kciuk. „Dobra, jest" – wyszeptał.

Okazało się, że wcale nie było.

DEVIL'S GAME | ZakończoneWhere stories live. Discover now