22

542 18 1
                                    

Mężczyzna stał na balkonie i obserwował spokojne otoczenie. Pomarańczowe słońce wschodziło powoli znad zielonych drzew, które kołysały się spokojnie na delikatnym wietrze. Ptaki zaczynały latać po niebie,  które powoli robiło się jasnoniebieskie. Niebo było prawie bezchmurne, a małe obłoczki, które były dryfowały po jaśniejącym niebie.

Ten widok zdecydowanie napełniał go spokojem, a on stał spokojnie rozluźniony i pił czarną kawę bez mlecza i z trzema łyżeczkami cukru. Oblizał usta powoli. Czas go nie gonił, więc dlaczego miał się spieszyć? Do pracy miał dopiero kiedy zdecyduje, że pojedzie. Mógł się zjawić kiedy chciał. Nikt mu nie dyktował. To on dyktował innym.

Uśmiechnął się delikatnie jednym kącikiem ust. Był panem. Zdecydowanie. To wszystko należało do niego. To na co patrzył i gdzie się znajdował. Mówili mu, że nic nie osiągnie, a on? Zaufał znajdując przyjaciela i osiągnął wszystko. Jego interes i JeonGguka kwitł z roku na rok coraz bardziej, a oni zyskiwali rozgłos w wielkich firmach. Stawali się bogami swojego życia. Oni dyktowali losowi, a nie na odwrót.

Jednak życie mężczyzny i jego życiowy spokój i równowagę przerwała jedna i dość drobna blondynka, która upiera się w przekonaniu, że dziecko, które nosi pod sercem jest jego. Co za nonsens. Nie mógł być ojcem. Nie nadawał się na to kompletnie. Nie wiedział nawet na czym polega ojcowska miłość. Wychowywał się bez ojca. Sam był wpadką i teraz nie mógł uwierzyć, że i on ją zaliczył. 

Pokręcił głową na boki odsuwając trochę kubek od ust i spojrzał znowu w niebo. Wychowywała go matka, a gdy miał dziesięć lat zauważył, że jest dość blisko z żonatym sąsiadem z naprzeciwka, a jej brzuch dość szybko rośnie. Zrozumiał wtedy, gdy pewnego razu mężczyzna wprowadził się do nich na kilka dni, żeby przypilnować ich w pakowaniu, a potem żeby wyprowadzić się wspólnie do Seoulu. Tu urodziła mu się siostra, Park MiSoo.

Przetarł twarz jedną dłonią i przejechał dłonią po czubku głowy do małego koczka z tyłu. Przymknął oczy wzdychając cicho. W dalszym ciągu nie mógł dopuścić do siebie myśli, że to dziecko jest jego. Ono nie mogło być jego.

Imagine || Park JiminWhere stories live. Discover now