15

616 21 0
                                    

Martyna otworzyła powoli oczy i przeciągnęła się. Położyła dłoń na delikatnie zaokrąglonym brzuchu. Uśmiechnęła się do siebie delikatnie. Od jej wizyty u ginekologa minęły dwa tygodnie. To oznaczało, że była już w pierwszym miesiącu ciąży.

Usiadła powoli na łóżku i sapnęła czując ból kręgosłupa. Dzisiaj wyjątkowo źle spała. Westchnęła i podniosła się powoli. Wsunęła stopy w kapcie i założyła bluzę. Zaczął się już październik, więc pogoda zaczęła się nico psuć. Jeszcze miesiąc temu wrzesień umiał zaskoczyć i było na prawdę ciepło.

Skorzystała najpierw z toalety, a następnie udała się do kuchni. Odkąd zaszła w ciążę nie piła aż tak kawy, a teraz nawet nie mogła jej wypić, bo zrobiła się według niej niedobra. Kochała wąchać zapach wanili, a teraz mdli ją na samą myśl. Tego w ciąży nie lubiła.

Była teraz sama w domu. Spojrzała w kalendarz i westchnęła. Sobota. Ewa musiała odpracować stracony piątek, a Paula wzięła pierwszą zmianę w kawiarni. Podobno i tak ta zmiana miała się przedłużyć. Jutro też miała pracować, co za tym szło, że Martyna i Ewa spędzą większość dnia same.

Nie lubiła tego, gdy nawet w weekend któraś z nich pracowała. Sobote i niedzielę miały spędzać razem, a nie pracując. Nic nie mówiła jednak, bo wiedziała, że potrzebują pieniędzy na opłatę czynszu i rachunków, a ich termin spłaty nadchodził coraz szybciej.

Zrobiła sobie herbatę i zrobiła musli. Postawiła wszystko na wyspie kuchennej i nachyliła się nad blatem włączając radio. Nie chciała siedzieć w ciszy, a muzykę uwielbiała. Uspokajała ją albo dawała wenę twórczą, a to było dość przydatne, gdy chciała zrobić zdjęcie albo zająć się pisaniem, które było jedynie zajęciem hobbystycznym.

Usiadła na wysokim krześle i zaczęła jeść słuchając piosenki jakiegoś koreańskiego artysty. Melodia była skoczna, a tekst dość prosty. Ruszała do niego stopą, a palcami u wolnej ręki wystukiwała rytm. Uśmiechała się delikatnie jedząc powoli. Podobały jej się takie poranki, gdy nie musiała się spieszyć. Wiedziała jednak, że poranek byłby lepszy gdyby były z nią przyjaciółki.

Posprzątała po posiłku i zrobiła sobie kolejną herbatę. Zostawiła ją jednak na blacie i udała się na górę, żeby doprowadzić się choć trochę do ładu. Swoje kroki skierowała do łazienki, gdzie zaczęła na samym początku od prysznica.

Gdy myła głowę jej myśli zaprzątał ojciec dziecka. Od tamtej pory, gdy był widziany przez Paulę nie było już o nim wzmianki. Nie przyszedł do kawiarni, ani nie widziały go na ulicy. Jakby w ogóle nie istniał. Martyna zaczęła się powoli zastanawiać czy będzie jakakolwiek szansa, żeby uczestniczył on choć w małym stopniu w życiu ich dwójki.

Wyszła z kabiny i wytarła się, a włosy zawinęła w ręcznik. Stanęła przed umywalką myjąc zęby. Po dłuższej chwili skończyła. Rozpuściła włosy i rozczesała je, a następnie wysuszyła. Pod koniec pobytu w łazience zrobiła lekki makijaż. Miała w planie iść na spacer bliżej popołudnia.

Otworzyła drzwi i wyszła z łazienki idąc do sypialni. Zdjęła kapcie, które założyła po wytarciu ciała i podeszła do szafy. Jej wybór padł na czarne spodnie dresowe zwężane na nogach i z gumką w pasie oraz zwykłą bluzkę z długim rękawem w kolorze ciemnego szarego. Na wierzch założyła jeszcze dużą, rozpinana bluzę w kolorze spodni.

Przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że wygląda znośnie. Chwyciła telefon i zeszła na dół. Wzięła herbatę w dłoń i usiadła na kanapie. Włączyła telewizor oglądając jakiś serial.

Jej spokój jednak nie potrwał długo. Telefon dał o sobie znać. Martyna wzięła go do ręki i odebrała widząc na wyświetlaczu imię i zdjęcie swojej blond włosej przyjaciółki, która odezwała się szybciej niż ona.

-On tu jest. - powiedziała poważnie, a serce Martyny na chwilę stanęło.

-Zaraz będę.

Imagine || Park JiminOnde as histórias ganham vida. Descobre agora