VIII cz. II

Depuis le début
                                    

***

Obserwowałam go jak zmierzał w kierunku samochodu, z rękami schowanymi w kieszeń bluzy. Twarz miał ukrytą w kapturze, także nie mogłam odczytać z niej żadnych emocji.

- Cześć – powiedział wchodząc do auta. – Jedź poza LA – dodał, zatrzaskując drzwiczki.

Nie odpowiedziałam nic, jedynie rzuciłam okiem w jego kierunku, po czym odjechałam gwałtownie z parkingu, zostawiając za sobą pisk opon. Ignorując przepisy drogowe, przyśpieszyłam chcąc szybko znaleźć się na drodze wyjazdowej z miasta.

- Nie bardzo wiem, co mówić... - zaczął niepewnie.

- Cokolwiek, Dylan.

Westchnął.

- Tęskniłem za Tobą, mała.

- Ale nie muszą to być takie banały – odparłam kąśliwie.

- Nazywasz to banałem? Proszę, przestań się złościć... Jestem tu dla Ciebie, mówiłem, że będę zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować.

- Wczoraj Cię potrzebowałam. A, tak by the way, jak impreza?

- Nie udawaj, że Cię to obchodzi.

- Masz rację, nie będę. Mam to całkowicie gdzieś – przycisnęłam pedał gazu.

- Wiem, że zachowałem się nie do końca fair względem Ciebie. Przepraszam, naprawdę... Jesteś moją pierwszą... - przerwał na chwilę, chyba brakło mu słowa – nie potrafię tego jeszcze nazwać, ale jesteś pierwszą kobietą, z którą zacząłem się spotykać po tak długiej przerwie. Może to dlatego tak opornie idzie mi przyzwyczajenie się do myśli, że jest ktoś ponad mną, ktoś kogo zdanie w gruncie rzeczy staję się dla mnie najważniejszym? Nie chciałem Cię zranić, nie chciałem byś czuła się samotna. Obiecuje, że nigdy więcej się tak nie zachowam, a następna impreza będzie tylko wtedy, gdy zechcesz pójść na nią ze mną.

Przeniosłam spojrzenie na Dylana, jego twarz wyrażała skruchę i nadzieję. Uśmiechał się delikatnie, niczym chłopiec, który spsocił coś młodszej koleżance. Jego słowa rozczuliły mnie nieco, a poziom złości momentalnie opadł. Prawdziwość tego wyznania wprawiła mnie w dezorientację.

- Hm... Ja nie wiem, co powiedzieć. Miło mi bardzo – odparłam zmieszana – ale to nie zmienia faktu, że zachowałeś się okropnie. Cały wieczór miałeś mnie gdzieś.

- To nie tak... Myślałem o Tobie tylko, że impreza wymknęła się trochę z pod kontroli.

- Co to ma znaczyć? – zaniepokoiłam się.

- Wiesz, chyba przesadziłem z alkoholem – powiedział niepewnie drapiąc się po głowie. – Urwał mi się na trochę film, a później jakoś poszło.

- Oo proszę... To ładnie się bawiłeś. Nie mów nic więcej. Nie chce mi się tego słuchać – odpowiedziałam nie kryjąc powracającej złości.

- Nel, no co Ty... Nie zrobiłem nic złego, jeśli masz coś takiego na myśli.

- No ta, zwyczajnie schlałeś pałę.

- Yyy... w sumie tak – zachichotał. – Ale naprawdę nie gniewaj się już na mnie. Nie lubię, gdy się złościsz.

- To mnie nie wkurzaj, to nie będę miała do tego powodów.

- Oczywiście słońce – podniósł moją dłoń, którą trzymałam na drążku zmiany biegów i ucałował. Na mojej twarzy wymalował się uśmiech i ponownie poczułam jak negatywne emocje w końcu odpuszczają. Ten słodki gest przyniósł ze sobą znajome ciepło, które utuliło moje zranione serce. - Czyli przeprosiny przyjęte?

Where's my love? | Dylan O'brienOù les histoires vivent. Découvrez maintenant