XII

230 21 15
                                    

Danielle

Z uwagą przyglądałam się pracy całej ekipy, choć wzrok często uciekał mi w kierunku Dylana. Nie chciałam go rozpraszać natrętnymi spojrzeniami, ale ciężko było mi się oprzeć pokusie oglądania go z bliska. Każdy jego ruch, cokolwiek… Mogłabym siedzieć tu w nieskończoność. Miałam wrażenie, że inni stali tłem, zwykłym szumem. Byłam pogrążona w swoim własnym transie. Patrzyłam na niego, stał nienaturalnie blisko Holland i spoglądał na nią z góry uśmiechając się enigmatycznie. W jego brązowych oczach było coś niezwykłego, magicznego. Z pewnością efekt był zamierzony, ale w takich oczach można się zakochać. W ich głębokim, przeszywającym spojrzeniu. Naprawdę, chciałabym aby na mnie patrzył tak zawsze.

Kolejną najlepszą rzeczą w nim była masa uroczych pieprzyków rozsianych po twarzy. Dodawały mu dziecięcego charakteru i odejmowały trochę lat. Przez nie, może to wyda się głupie, ale wyglądał tak prosto, zwyczajnie. Nie był typem jakiegoś mięśniaka, który przez nadmiar treningów po skradał zmysły albo kolesiem z wysokim ego. Chyba ta prostota urzekała mnie w nim najbardziej.

Kiedy przypadkiem nasze spojrzenia skrzyżowały się poczułam rumieńce na policzkach. Kącik ust Dylana uniósł się lekko. Bez większego zastanowienia wysłałam mu buziaka i wtedy roześmiał się.

- O’Brien, co Ty wyprawiasz? – rozległ się nagle krzyk.

Wzdrygnęłam się i zmieniłam pozycję na krześle zakładając nogę na nogę. Nie wiedziałam dokładnie do kogo należał ten męski głos, ale pochodził pewnie od jednego z fotografów. Byłam lekko skołowana, bo ktoś w brutalny sposób przerwał mój cudowny stan niebytu.

- Stoję – powiedział Dylan wzruszając nonszalancko ramionami.

- To stój w miejscu – odpowiedziała ta sama osoba, która pytała.

Przez chwilę zachodziłam w głowę czy ktoś nie widział tego głupiego buziaczka, ale na moje szczęście raczej nie. W miejscu, w którym siedziałam światło było stłumione, ciemniejsze, tak by nie rozpraszało nikogo z obsady ani ekipy pracującej. Poza mną siedzącą (grzecznie) kręciło się tutaj jeszcze kilka innych osób, więc byłam praktycznie incognito.

- Na kogo tak patrzysz?

Odwróciłam się i dostrzegłam tatę. W jednej ręce trzymał plik kartek, a w drugiej kubek kawy. Uśmiechał się do mnie ciepło, wyraźnie zaintrygowany.

- Co? Ja? Na nikogo – poprawiłam włosy i roześmiałam się.

- Dziwne, bo zdawało mi się, że usilnie się w coś wpatrujesz – tata zmarszczył brwi nie wierząc w moje słowa.

Rozważałam w głowie kilka odpowiedzi, ale żadna nie wydała mi się wystarczająco dobra i przekonująca. Ojciec był człowiekiem, który jak już coś tak solidnie zauważy, to niełatwo jest odwieść go od poznania prawdy.

- Dobra, może jest tak jak mówisz – przyznałam mu niechętnie rację, robiąc przy tym minę niewiniątka.

- Kogo trzeba zwolnić? – zapytał groźnym głosem, choć śmiech cisnął mu się na usta.

- Tato!
-
No co? – zmroziłam go wzrokiem – Ktoś wpadł Ci w oko?

Westchnęłam, bo następne pytanie ojca skłaniało mnie do kolejnych refleksji. Po pierwsze: Powinnam próbować go zbyć i starać się wkręcić jakieś drobne kłamstewko?, po drugie: Moje godzinne wgapianie się w O’briena nie było wcale takie incognito. Ta druga kwestia wprowadziła mnie w lekką konfuzję.

- To było aż tak widać? – spytałam, mając ogromną nadzieję, że powie „Nie”.

- Jeśli odpowiem „Tak” nie będziesz uciekać? – zażartował siadając obok mnie na jednym z tych wysokich krzeseł, które zawsze nazywam „reżyserskimi”.

Where's my love? | Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz