Gen Asagiri [Debil czy debil?]

894 32 18
                                    

Uniwersum: Dr. Stone

[T/I] siedziała na ławce w parku, którego nieopodal odbywał się występ pewnego znanego mentalisty. Dużo osób by zapewne pytało, dlaczego tak atrakcyjna dziewczyna jak ona, która dodatkowo zna Gena osobiście, siedzi w parku późnym wieczorem, zamiast przebywać na występie swojego, można śmiało rzec, przyjaciela.

A powód był prosty. Zdarza się ta rzecz wszędzie - wśród rodzin bądź przyjaciół. Jest to normalna sytuacja w każdej relacji, która albo ją umacnia, albo kończy. Cóż to takiego? Nic innego jak kłótnia! Zwykła kłótnia z byle powodu... A może jednak nie takie byle?

Jeśli się przyjrzeć tej młodej dziewczynie, a właściwie już chyba kobiecie, można zauważyć łzy, które toczyły się co chwilę po lekko czerwonych od płaczu policzkach. Jesienny wiatr targał jej włosami na wszystkie strony, a jej ciało trzęsło się jak galaretka z powodu niskiej temperatury. Ale co się dziwić, skoro miała na sobie zaledwie cienką bluzę, gdy inni nosili już kurtki?

A jaki był znowu powód tej kłótni? Dla innych może być on błahostką, ale dla niej coś ważnego. Zaczęło się od tego, że [T/I] wpadła jak burza do garderoby młodego artysty, rzucając się na niego i zamykając w szczelnym uścisku. Mimo że Asagiri odwzajemnił to, zaraz ją odsunął, tłumacząc się małą ilością czasu, aby teraz z nią porozmawiać. W końcu zaraz występ!

Co poczuł wtedy ten zrozpaczony żeński osobnik ludzkiego gatunku? Smutek. Ból. Wściekłość. Odrzucenie. Dokładnie te rzeczy. Nieważne co się działo, ona zawsze pomagała Genowi. Rzucała wtedy wszystko i biegła do niego, aby go wysłuchać lub po prostu pomóc w jakieś czynności. Nigdy nie narzucała mu swoich problemów. Ale akurat teraz, gdy potrzebowała tego, on tak po prostu ją odsunął. Zignorował.

- Dupek! - rzuciła na to wspomnienie w powietrze, a jakiś przechodzący nieopodal z matką dzieciak zaśmiał się głośno. - Dupek, dupek, dupek...

Do szumu drzew dołączył zaraz chichot ludzi, ich rozmowy oraz dźwięk odjeżdżających pojazdów. Występ się zakończył, a ta nadal trwała na tej ławce. Kilka osób przeszło obok niej, nawet nie zwracając uwagi na jej osobę. Byli zbyt pochłonięci komentowaniem ostatnich dwóch godzin.

Kiedy już myślała, że znowu została sama i będzie miała spokój, poczuła, jak ktoś zarzuca jej na ramiona gruby płaszcz. Po jej ciele przeszły dreszcze wraz z przyjemnym ciepłem. Odruchowo mocniej nałożyła na siebie odzież. Spojrzała z lekkim uśmiechem na jej wybawcę od zimna, ale zaraz w jej oczach znowu pojawiły się łzy, a serce zaczęło szybciej bić.

- G-Gen..?

Mężczyzna usiadł obok niej, unikając jej wzroku. Wpatrywał się cały czas w swoje buty, lekko przygryzając wargę. Myślał nad słowami, które zaraz wypowiedział. W końcu kto jak kto, ale on zdawał sobie sprawę z wagi wypowiedzianych w danej sytuacji wyrazów. Musiał mieć wszystko dobrze przemyślane.

- [T/I]-chan... przepraszam za to. Nie chciałem, aby tak wyszło - wyszeptał, patrząc na nią kątem oka.

Ta, zamiast cokolwiek odpowiedź, oparła się o niego, przymykając oczy. Nadal była na niego zła, ale jakoś ta złość spadła przez jego przeprosiny. Oczekiwała jednak więcej.

- Dopiero w trakcie rozmów z fanami do mnie dotarło, jak bardzo źle się zachowałem w stosunku do ciebie - mruknął, bawiąc się palcami. - Nie powinienem cię tak potraktować, to było niemiłe, wiem. Pierwszy raz po prostu zdarzyła mi się taka sytuacja i nie wiedziałem, jak zareagować. Wybacz mi, proszę.

- Jesteś debilem czy debilem, że myślałeś, że ci nie wybaczę? - wreszcie się do niego odezwała.

- Prawdopodobnie debilem - zaśmiał się na jej słowa.

- Przynajmniej już wiesz, że inni też czasami potrzebują pomocy. I że szukają ich w najbliższych i zaufanych osobach.

- Powinienem czuć się wyróżniony?

- Jeszcze raz, jesteś debilem czy debilem?

Po tej krótkiej wymianie zdań zaśmiali się obydwoje, a Gen wytarł jej oczy, w których nadal zalegały drobne łzy. [T/I] po krótkich namowach przyjaciela wreszcie opowiedziała mu, co jej leżało na sercu i dlaczego szukała w nim pomocy. Ale ten temat można pominąć, nie jest aż tak bardzo ważny.

- Ale już wszystkie lepiej? - zapytał jeszcze na koniec, a ta potwierdziła to cichym mruknięciem. - A więc teraz pora na lody!

- Jesteś debilem czy debilem? - już trzeci raz w ciągu ostatnich minut o to zapytała. - Mamy listopad, jest około północy, a ty chcesz jeść lody?

- Tak. A coś w tym dziwnego? - wstał z ławki i chwycił jej dłoń, aby ta również to zrobiła.

Trzymając ją tak, ruszył w stronę najbliższego otwartego sklepu, aby tam zakupić pyszne lody, a potem udać się do jego domu i je zjeść przy jakimś śmiesznym filmie oraz nieśmiesznych żartach mentalisty. Podczas drogi ciągle opowiadał jej o samych głupotach, na co ta się śmiała.

- I za to cię kocham - uśmiechnęła się w jego stronę.

- Wreszcie to powiedziałaś! - wykrzyczał to z wielką radością, przez co [T/N] nieźle się zadziwiła. - Już myślałem, że się nie odważysz!

- Chwila, ty...

- Wiedziałem od samego początku, moja słodka [T/I]-chan. W końcu jestem Gen Asagiri, nic mi nie umknie.

Na jego słowa kobieta uderzyła go w ramię, burcząc coś pod nosem, jakim to on nie jest debilem. Ale cóż, w ten sposób przynajmniej kolejna dwójka ludzi na świecie się zeszła, a kolejny sklep zarobił na lodach! Wszyscy szczęśliwi, więc można kończyć tą krótką historię o dziwnym wyznaniu miłości!

Tak, ja żyję. Tak, nadal nie umiem pisać.

|| O N E  S H O T S ||Où les histoires vivent. Découvrez maintenant