Izaya Orihara [Jedyna]

991 43 6
                                    

Uniwersum: Durarara

Słońce właśnie zachodziło, a [T/I] [T/N] podziwiała ten zachód przez okno biura niejakiego Izayi Orihary. Wiedziała, że to niebezpieczny gość i lepiej się trzymać od niego z daleka, ale ona nie potrafiła. Jej serce nie mogło wytrzymać braku obecności tego informatora. Musiała być obok niego.

O ile nie wątpiła w to, że darzy Izayę uczuciem zwanym miłością, to w uczucie, które Orihara darzył podobno nią, już tak. Zdawała sobie sprawę, że ten facet kocha każdego człowieka i zabawia się z nimi w swojej chorej grze. Kochał mieć władzę. Skąd mogła wiedzieć, czy przypadkiem nie wpadła na jego planszę i jest tylko bezwartościowym pionkiem, którego można wysłać na pewne stracenie, aby inny, ważniejszy, mógł pójść dalej?

Bolało ją to. Ta niepewność. Nieważne, ile razy brunet zapewniał ją o swoich uczuciach, ona nadal wątpiła. Prezenty, podróże, pocałunki wydawały jej się szczerze i prawdziwe. Ale przez opinię, którą Izaya sobie wyrobił, miała wrażenie, że on po prostu świetnie gra kochanego chłopaka. Może w tym momencie właśnie całuje się z jakąś inną na mieście? Może kocha się w wynajętym pokoju w najlepszym hotelu? Wyjechał do innego kraju z jeszcze inną kochanką?

Słońce zdążyło całkowicie zajść podczas jej rozmyślań, przez co w pomieszczeniu było ciemno. Jedynie sylwetka [T/I] była oświetlana przez lampę z ulicy, która i tak co chwilę się gasiła, informując, iż wkrótce będzie potrzebowała wymiany. W zamku przekręcił się klucz, a kobieta od razu odwróciła się w stronę drzwi i posłała mężczyźnie uśmiech. Fałszywy czy prawdziwy? Tego sama nie wiedziała.

- Wróciłem, kochanie! - Izaya od razu do niej podbiegł i ją przytulił, wykonując przy tym obrót.

- Cześć.

- Coś się stało? - spodziewała się, że Orihara wyłapie jej nastrój. - Nie mów, że...

- Nie mówię nic. Po prostu za dużo myślę. I chyba wiesz czemu.

- [T/I] - chwycił jej policzki, przez co przeszedł przez jej ciało dreszcz. - Wysłuchaj mnie. Nie chodzimy ze sobą od wczoraj. Trzy lata, dokładnie tyle. A dzisiaj jest nasza trzecia rocznica. Do tej pory nie wiem, co widzisz we mnie. Jestem potworem, gorszym niż Shizuo. Zimnym, bezlitosnym draniem potrzebującym miłości i kogoś, aby wskazał mu właściwą drogę, z której zszedł dawno temu. I jestem ci za to wdzięczny, bo to ty jesteś tą osobą. Nie obchodzi mnie, że wątpisz w moje uczucia. Uważaj sobie, że ciągle cię oszukuję, wykorzystuję. Boli mnie to, ale póki tu jesteś, jestem szczęśliwy. Moje uczucia względem ciebie nie zawierają żadnego fałszu, są prawdziwe. Kocham cię, do jasnej cholery! Zrozum to, proszę...

Pod koniec swojej wypowiedzi zaczął już krzyczeć i spuścił wzrok. [T/N] położyła swoje dłonie na jego barkach. Nigdy się tak nie zachowywał, co ją zdziwiło. Serce jej biło jak oszalałe, a wszelkie wątpliwości z przed chwili uciekły daleko. Położyła swoją głowę na tej Izayi i przyciągnęła go do swojej klatki piersiowej, przytulając. Ten objął ją w pasie, prostując kręgosłup, przez co znowu był od niej wyższy. Teraz to on usadowił swoją głowę na tej [T/N].

- Kocham cię, nic tego nie zmieni. Kocham cię, kocham cię... I będę ci to powtarzał ciągle, póki nie zrozumiesz, że naprawdę jesteś moją jedyną. Co mam jeszcze zrobić, abyś mi uwierzyła?

- No nie wiem, oświadcz mi się zaraz - zaśmiała się, żartując.

Orihara odsunął od siebie kobietę i sięgnął po coś do kieszeni swojej ciepłej kurtki. Przez jakiś czas czegoś w niej szukał, a gdy to prawdopodobnie znalazł, uśmiechnął się lekko.

- Miało to poczekać, ale skoro to sprawi, że w końcu dotrze do ciebie moja miłość, mogę zrobić to teraz.

Po czym jak gdyby nigdy nic, uklęknął przed zaskoczoną [T/I] i otworzył przed nią pudełeczko w odcieniu jej oczu. Pierścionek był cieńki, a błyszczący się diamencik dodawał mu uroku. Na twarzy Izayi pojawił się ledwo zauważalny rumieniec, jednak fakt, iż tylko psująca się lampa dawało światło, nie pozwolił dostrzec [T/N] tych wypieków.

- Nie jestem dobry w te klocki, cholera. Może nie jest to romantyczna sytuacja, ale no... [T/I] [T/N], może byś tak przejęła w niedalekiej przyszłości moje nazwisko?

Śmiać się czy płakać ze szczęścia? [T/I] patrzyła to na Oriharę, to na pierścionek. Nie sądziła, że jej wybranek to zrobi. Rzuciła to w formie żartu, a ten wziął to na poważnie. Czy w takiej sytuacji mogłaby nadal uważać się za pionka Izayi? Chyba nie, w końcu nawet ktoś taki jak brunet nie posunąłby się do małżeństwa, aby osiągnąć swój cel. Chociaż...

- A niech to wszystko diabli wezmą, niech się dzieje, co chce! Oczywiście, Izaya. Zgadzam się.

To, co działo się i w sercach, i umysłach tych dwójki ludzi trudno opisać. Wszelkie obawy znikały, jak i się pojawiały na nowo. Pierścionek błyszczący się już na palcu [T/I] przypominał Oriharze łzy szczęścia, które pojawiły się w jej oczach. Otarł je, składając przy okazji szybki pocałunek na ciepłych wargach ukochanej. Zaczął bawić się jednym z kosmyków jej włosów. Zbliżył się do jej ucha, nie zaprzestając zabawy.

- Teraz pasuje jakoś uczcić nasze zaręczyny, nie sądzisz?

Jego dłonie natychmiast powędrowały na talię kobiety. Ta dostrzegła w ciemnych oczach pożądanie, przez które wiedziała, że nie ma odwrotu. Mimo wszystko uśmiechnęła się na wyobrażenie tego, co wkrótce miało się wydarzyć. Zarzuciła ręce na szyję Orihary, przez co na jego twarzy pojawił się zboczony uśmieszek.

- Gdzie się podział ten czuły Izaya?

- Uciekł.

Po krótkiej odpowiedzi odnalazł spragnionymi wargami pocałunku odpowiedniczki [T/I]. W porównaniu do innych pocałunków, ten był agresywny. Języki wykonywały wszelkie ruchy, aby przejąć dominację w tym czynie, jednak przez długi czas żaden nie mógł temu podołać. Dopiero gdy Izaya podwinął koszulkę [T/I] i położył na jej brzuchu zimną dłoń, udało mu się przejąć władzę.

To będzie długa i niezapomniana marcowa noc...

|| O N E  S H O T S ||Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ