Rozdział VIII - idę na ogrodnika

2.1K 212 218
                                    

27 października 2019. 20:02

Profesor Elsner zerknął na swój złoty zegarek i rzekł:

- Musimy kończyć na dzisiaj, panie Chopin.

- Oczywiście - Fryderyk podniósł się z fortepianowego stołka i zaczął zgarniać z pulpitu książki z nutami. - To była świetna pierwsza lekcja, profesorze - dodał mówiąc zupełnie szczerze.

- Miło mi to słyszeć - odparł Elsner z lekkim uśmiechem. - Ja również jestem zadowolony. Rzadko trafiają mi się studenci o talencie tak wielkim, jak pański.

Chopin spuścił wzrok zawstydzony , a jego policzki zaczerwieniły się lekko.

- Dziekuję - wyjąkał nieśmiało, wsadzając nuty do swojego żółtego plecaka, który następnie przewiesił przez ramię. - Do widzenia, panie profesorze.

***
Akademia o tej porze była prawie pusta. Niewielu studentów miało zajęcia tak późnym wieczorem, dlatego większość z nich opuściła już budynek i udała się do akademika lub w miasto.

Fryderyk jednak bardzo cieszył się z faktu, że jego lekcje fortepianu odbywają się o tej porze. Szedł teraz niemal całkiem pustymi korytarzami, mijając jedynie pojedyncze osoby, rozmyślając w ciszy o odbytej właśnie lekcji. Profesor Elsner bardzo mu zaimponował, jako nauczyciel. Był dumny, spokojny i opanowany, a przy tym wydawał się być osobą niezwykle inteligentną, oczytaną i uzdolnioną, nie tylko w dziedzinie gry fortepianie. Fryderyk pewien był, że będzie się dogadywał lepiej z nim, niż, dajmy na to, z takim Bettym, jak nazywali studenci profesora Beethovena.

Skręcił w kolejny korytarz, rozmasowując sobie obolałą od gry lewą dłoń, kiedy nagle poczuł, że na kogoś wpada.

Plecak spadł mu z ramienia, a z jego niezapiętej do końca kieszeni wypadły telefon i piórnik. Fryderyk natychmiast rzucił się do zbierania przedmiotów z podłogi, kiedy zauważył, że osoba, na którą przed chwilą wpadł, klęka obok niego i podaje mu piórnik.

- Znów spotykany się w takich okolicznościach - usłyszał i poczuł jak nagle krew odpływa mu z twarzy.

Ciemny, lekko zuchwały męski głos mógł należeć tylko do jednej osoby.

- Dobry wieczór, Liszt - wymamrotał Fryderyk, wstając, przyjmując od niego upuszczony przedmiot i pakując go do plecaka, tym razem zapinając go szczelnie.

- Cześć, Chopin - usta Ferenca wygięły się w delikatnym i zadziornym uśmiechu. - Co ty tu robisz o tej godzinie?

- Miałem fortepian - odparł chłopak krótko, ruszając dalej korytarzem.

Ferenc dotrzymywał mu kroku. Zerkał ukradkiem na profil idącego obok chłopaka - jego wydatny nos, wysokie czoło i przerażony wzrok, który wciąż odwracał.

- Czyli jesteś pianistą, Chopin? Patrz, to tak, jak ja!

Jego przepełniony sztucznym entuzjazmem głos był irytujący i przerysowany, a brak odpowiedzi i milczenie Fryderyka jeszcze bardziej go nakręcały.

"To jest twoja szansa, Liszt! " - powtarzał sobie w głowie. - "Twoja szansa na darmowe piwo i dwie dychy, za które możesz kupić go jeszcze więcej!"

- Co dzisiaj robisz? - zapytał więc po chwili ciszy, dyskretnie przysuwając się do chłopaka. - Bo wiesz, w klubie dwie ulice stąd jest dzisiaj impreza i moglibyśmy na nią razem pójść, trochę się zabawić... - Ferenc objął Fryderyka ramieniem i lekko nim zakołysał.

- Jestem dziś zajęty - uciął Fryderyk, podnosząc w końcu wzrok i patrząc mu w oczy. Starał się nie zdradzać żadnych emocji: niepokoju lub zawstydzenia, jego spojrzenie było lodowate, Liszt jednak wciąż mógł dostrzec to, jak bardzo czuł się w tym wszystkim zagubiony.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now