Rozdział XLVII - pusty futerał

1.1K 142 74
                                    

7 maja 2020r. 17:26

Delfina Potocka była kobietą o niewątpliwej klasie i dystynkcji. Inteligentna, oczytana, zaznajomiona byłą blisko z wszelkimi dziedzinami sztuki. Nie brakowało jej również kultury osobistej.

Jednak, gdy w stresie traciła panowanie nad sobą...

- Gdzie, do jasnej cholery, jest ten makaroniarz?! - wrzasnęła, nerwowym ruchem poprawiając kosmyk ciemnych włosów, który wysunął się z jej starannie upiętego koka. Trzasnęła o ścianę podkładką, na której zapisaną miała listę uczestników koncertu i ponownie odezwała się. - Czy ktoś z was widział Paganiniego?

Grupa studentów, tłocząca się na zapleczu sali koncertowej ucichła raptownie, wszelkie rozmowy urwały się, jak ucięte nożem. Kilka osób pokręciło nieśmiało głowami, na znak, że nie mają pojęcia, gdzie znajduje się Niccolo.

Potocka westchnęła i melodramatycznym ruchem przyłożyła sobie dłoń do czoła.

- Zjawił się tylko na dwóch próbach, teraz go nie ma, a koncert jest za godzinę... - wyliczała zdenerwowana. - Mam dość tych jego kaprysów!

Próba generalna miała rozpocząć się już za kilka minut. Wszyscy studenci, biorący udział w koncercie znajdowali się już na tyłach sali koncertowej, ubrani w wieczorowe, odświętne stroje. Już i tak nerwowa i pełna napięcia atmosfera podsycona została dodatkowo informacją, że Niccolo najwyraźniej nie ma zamiaru zjawić się na próbie, a może i nawet na samym koncercie.

- Paganini zwiał? - Ferenc roześmiał się cicho i pokręcił głową.

- Jeszcze przyjdzie - zapewniła Alina, dziewczyna, z którą Liszt miał występować w duecie. - Pewnie wpadnie tu w ostatniej chwili, żeby zrobić większe wrażenie. Wszyscy wiemy, że lubi zwracać na siebie uwagę...

- Właśnie dlatego nie opuściłby koncertu - wtrącił Berlioz. - Wszyscy dobrze wiemy, że ten człowiek ma potrzebę sceny i atencji. On tym żyje.

- Myślałam, że żyje szlugami... - mruknęła Konstancja, zakładając na piersi krągłe, blade ramiona. - Śmierdzi nimi od niego na kilometr.

- To racja - przyznał Felix. - Ale zgadzam się z Berliozem, Paganini musiałby mieć ważny powód, żeby nie przyjść.

Zanim jeszcze Mendelssohn skończył mówić, drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie, a w nich stanął nikt inny, jak Niccolo Paganini. Wszyscy, jak na komendę, odwrócili się w tamtą stronę. Szmer cichych szeptów przebiegł wśród studentów, a stojący w drzwiach skrzypek bez słowa ruszył w stronę profesor Potockiej.

Ubrany był w swój niezwykle charakterystyczny długi, czarny płaszcz, choć był ciepły, majowy wieczór. Na wydatnym, zakrzywionym nosie założone miał okrągłe okulary przeciwsłoneczne. W ręku trzymał czarny futerał na skrzypce.

Prezentował sobą obraz tak groteskowy, mroczny i niepokojący, że wszyscy bez wyjątku podążali za nim wzrokiem, śledząc każdy jego ruch, czekając na jakieś słowo wyjaśnienia z jego strony.

Skrzypek podszedł do Delfiny, przywitał się z nią krótko

- Mam niezmiernie przykre wieści, pani profesor - zaczął, a ton jego głosu wskazywał na to, że nie jest mu przykro nawet odrobinę. - Niestety nie będę mógł wziąć udziału w tym uroczym koncercie.

- O czym pan mówi, Paganini? - syknęła Potocka, pochylając się w jego stronę. - Przydzieliłam panu ostatni występ, miał być pan finałowym popisem!

- Tak jak mówiłem, niestety nie będę mógł tego dla pani zrobić - rzekł Niccolo. Wyjął z kieszeni płaszcza papierosa i flegmatycznym ruchem włożył go sobie między zęby. - Mam samolot za jutro rano, muszę się jak najszybciej spakować.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz