Rozdział XXIV - kartka w pięciolinię i dym

1.5K 195 88
                                    

3 stycznia 2020r. 11:59

- Hector? - wyrwało się z ust Mendelssohna, gdy tylko zauważył stojącego przed nim chłopaka.

Czuł, że blednie, mimo faktu, że zrobiło mu się nagle niebywale gorąco. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, napędzane paniką, która zrodziła się teraz w jego głowie.

"Czy ja powiedziałem to na głos?" - pomyślał ze strachem. - "Może tego nie słyszał? Boże, błagam, żeby on tego nie słyszał, błagam..."

Powtarzał w myślach tę prośbę, jakby żywiąc nadzieję, że zadziała ona jak zaklęcie - powtórzone wystarczającą ilość razy stanie się prawdą.

Wtedy usłyszał cichy głos Hectora.

- Felix, ja... Próbowałem skontaktować się z tobą przez całe święta! - Słowa te, wypowiedziane przez ściśnięte gardło chłopaka, zabrzmiały naprawdę żałośnie. Zrobił krok w stronę Mendelssohna i uśmiechnął się do niego niepewnie i smutno. - Czy... czy ty mnie unikasz?

Felix rozchylił usta i nabierając powietrza, pragnąc powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie.

Jednak to okropne oskarżenie było również boleśnie prawdziwe, dlatego chwilę później chłopak zamknął na powrót usta i zamilkł na dobre.

Hector wypuścił głośno powietrze z płuc i zacisnął mocno obie swoje pięści, zgniatając tym samym w jednej z nich jakiś kawałek papieru.

- Co ja takiego, do cholery, zrobiłem? - zapytał głosem gorzkim, jednak wciąż roztrzęsionym i zaprawionym nutą rozpaczy. - Czy zrobiłem coś źle? Czy jakoś cię zraniłem?

- Hector, to nie tak... - próbował bronić się Felix. - To... To zwyczajnie nie ma sensu. - Czuł, jak targają nim skrajne emocje, ale wciąż z całych sił próbował opanować swój głos i zachować względny spokój. W skutek tego jego słowa brzmiały tylko chłodno i oschle. - Nie ma sensu nawet próbować, bo... jesteśmy zbyt różni. To się nie uda.

- A ten pocałunek? - wyjąkał Berlioz.

- To była pomyłka - wymamrotał Felix i przymknął oczy. - Zwykły błąd dwójki... zbyt porywczych ludzi.

- Felix, jesteś ostatnią osobą, którą mógłbym nazwać porywczą - odparł Hector, wyraźnie sfrustrowany. - Jesteś pedantem, planujesz każdą najmniejszą czynność w swoim życiu, żeby nigdy nie popełnić żadnego cholernego błędu, a teraz próbujesz mi wmówić, że jesteś po prostu zbyt porywczy?!

- Tak na mnie działasz! - krzyknął Felix. - Staję się zupełnie bezmyślny i robię takie głupoty. Właśnie dlatego to nie ma sensu, rozumiesz?! Nie ma w moim życiu miejsca na... na kogoś takiego jak ty.

Nuta odrzucenia, która niespodziewanie pojawiła się w jego głosie, gdy wypowiadał ostatnie słowa sprawiła, że Hector zamilkł. Zacisnął mocno szczękę, próbując powstrzymać drganie mięśni swojej twarzy. Bezskutecznie.

- Hector, zrozum wreszcie - rzekł znów Felix. - Chcę skończyć te studia. Chcę mieć świetne oceny, a nie ledwo zaliczać rok. Chcę chodzić na wykłady, a nie pojawiać się na nich sporadycznie, zupełnie nieprzytomny i skacowany. Chcę wieczorami komponować i ewentualnie spędzić chwilę z moimi znajomymi przy miłych rozmowach, a nie... palić zioło i upijać się do nieprzytomności! - Wszystko to brzmiało znacznie gorzej, niż sobie to zaplanował. Dostrzegł, jak stalowe oczy Berlioza napełniają się łzami. Brnął jednak dalej w to, co chciał powiedzieć. - Dlatego uważam... że to wszystko to była pomyłka.

Zapadła chwila ciężkiej, przytłaczającej ciszy. W końcu Hector uniósł głowę wysoko, zadarł podbródek i spojrzał na Felixa wzrokiem tak rozdzierająco żałosnym, że Mendelssohn poczuł, jak obejmują go dreszcze i miał wrażenie, że sam zaraz się rozpłaczę.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now