Rozdział L - jak kocha, to poczeka

1.2K 138 67
                                    

21 maja 2020r. 16:47

- Berlioz, ja naprawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł...

Felix nerwowym ruchem wplótł palce we włosy i zacisnął na nich swoją dłoń w pięść. Za wszelką cenę próbował uniknąć spojrzenia Hectorowi w oczy, więc z udawanym zainteresowaniem gapił się w okno, za którym wierzby pięły wysoko w górę swoje gałęzie, obleczone zielonymi liśćmi.

- Na pewno nie będzie tak źle, niepotrzebnie się denerwujesz - zapewnił go Hector, na co chłopak skrzywił się i pokręcił głową.

- Nie znasz ich... - wymamrotał, spuszczając wzrok.

Hector popatrzył na Felixa ze smutkiem i ułożył swoje dłonie na jego nadgarstkach.

- Dobrze wiesz, że nie będziemy mogli ukrywać się w nieskończoność.

- A szkoda - mruknął brunet, wydymając wargi. - Tak byłoby lepiej...

- Felix... - W głosie Hectora dało się słyszeć wyraźną nutę urazy.

- Przepraszam, nie tak to miało zabrzmieć - usprawiedliwił się chłopak. - Po prostu... Ja tak bardzo boję się ich reakcji. Jestem pewien, że to skończy się kłótnią.

- Felek, przecież to twoi rodzice! Będą cię kochać za wszystko i mimo wszystko.

Mendelssohn znów popatrzył na okno. Na wszechobecną zieleń, słoneczny blask i intensywnie błękitne niebo. Te jasne, promienne barwy silnie dysonowały z tym, co działo się w jego sercu.

- Chodzi właśnie o to, Hector - powiedział cicho - że nie jestem tego taki pewien...

***

19:12

- Myślisz, że się mnie wstydzi?

Ferenc popatrzył na swojego współlokatora, marszcząc brwi w wyrazie zmartwienia. Berlioz od ponad pół godziny leżał zwinięty na swoim łóżku, wpatrując się tępo w ścianę przed sobą (nosiła ona na sobie kilka wyraźnych plam po rozlanym alkoholu, a także jeden tajemniczy odcisk buta tuż pod sufitem).

- Nie mów tak nawet - skarcił go Liszt. - Wiesz, że nie o to chodzi. On naprawdę boi się powiedzieć swoim rodzicom.

- Ale... - Berlioz uniósł głowę z poduszki, a kilka rudych sprężynek opadło mu na czoło. -To tylko zwykły obiad, co się może stać? Przecież obiecałem mu, że będę się zachowywał tak dobrze, jak tylko umiem, chciałem nawet kupić nową koszulę! 

- Tu nie chodzi o ciebie, ćpunie - Ferenc uśmiechnął się łagodnie. - Nie chodzi o to, co założysz, ani jak będziesz się zachowywać. Oni po prostu mają... takie, a nie inne poglądy.

Berlioz usiadł na łóżku, oparł się plecami o ścianę i umilkł na dłuższą chwilę.

- Myślisz, że ktoś mógłby naprawdę znienawidzić swoje własne dziecko za coś takiego? Za miłość? - zapytał ledwo słyszalnie.

Ferenc powoli wzruszył ramionami i westchnął.

- Nie takie rzeczy już widział ten świat. Jedyne, co możemy zrobić, to wspierać Felka i pomagać mu tak, jak tylko możemy.

Hector powoli pokiwał głową.

- A ty? - zapytał nagle po chwili. - Rozmawiałeś już z Szopą?

Ferenc spuścił wzrok zmieszany i pokręcił głową.

- Jeszcze nie - rzekł cicho. - Trudno mi się do tego zebrać.

- Im dłużej z tym zwlekasz, tym ciężej będzie ci to zrobić - zauważył Berlioz słusznie. - A czasu nie masz aż tak wiele. Rok akademicki już niedługo się skończy.

- Wiem, wiem - przyznał Ferenc i opierając łokcie na stole i wplatając palce we włosy. - Po prostu boję się, że on może odmówić.

- Mam przeczucie, że się zgodzi - rzekł Berlioz, uśmiechając się pod nosem. - Więc lepiej zrób to jutro, albo skopię ci tyłek.

***

19:56

- Frycek, dlaczego ty tak tłuczesz w to biedne pianino? - jęknął ze swojego łóżka Juliusz, unosząc się na łokciach.

Chopin prawdopodobnie nie usłyszał pytania, ponieważ nawet nie obrócił się w jego stronę. Mogło to być spowodowane tym, że miał na uszach słuchawki lub tym, że, jak zwykle podczas gry na pianinie, zdawał się być w zupełnie innym świecie.

- Chopin, dzbanie malinowy! - warknął Słowacki, rzucając w chłopaka zmiętą kulką papieru, na której znajdował się najprawdopodobniej jakiś nieudany i niedokończony wiersz.

- Chryste, Juliusz! - pisnął Fryderyk, podskakując na stołku. - O co ci chodzi?

- Pytałem się, dlaczego męczysz ten biedny instrument - powtórzył poeta. - Od ponad godziny walisz w te klawisze i nie ma z tobą kontaktu.

- Przepraszam, zamyśliłem się trochę - wyjaśnił Frycek. - Komponuję.

- Nie powinieneś ćwiczyć utworów na egzamin? - zapytał Juliusz, unosząc lekko brwi. 

- Niby tak, ale... - Frycek obrócił się na stołku, siadając tyłem do pianina. - Próbuję napisać coś dla Ferenca.

- Och, jak romantycznie! - zachwycił się sztucznie Słowacki, teatralnym gestem chwytając się za serce. - Balladę miłosną? Serenadę?

- Przestań, to nic takiego - mruknął Chopin, speszony. - Po prostu... Głupio mi bardzo za to, że tak się ostatnio wobec niego zachowywałem, że poczuł się, jakby mi już nie zależało. Poza tym, chcę, żeby to był pożegnalny prezent. Wiesz, zanim wyjedzie.

- Nie spędzacie razem wakacji? - zdziwił się Juliusz. - Myślałem, że Liszt tu zostaje.

- Mieliśmy taki plan, ale... Wiesz, on czuje, że powinien wrócić do swojej mamy. Nie chce, żeby przez trzy miesiące była sama. Bardzo się o nią martwi od kiedy zmarł jego tata.

- Rozumiem - mruknął poeta. - W takich momentach cieszę się, że Adaś mieszka w Warszawie. Spędzam z nim całe lato, August się cieszy, bo nie ma mnie w domu...

Fryderyk parsknął cichym śmiechem, a następnie umilkł na chwilę, wpatrując się w zamyśleniu w okno.

- Czemu ten idiota musi mieszkać tak daleko...? - westchnął.

- Może dobrze ci to zrobi, jak trochę za nim zatęsknisz - rzekł Juliusz ze śmiechem. - Wiesz, jak to mówią: jak kocha, to poczeka.

- A myślisz, że mało w Budapeszcie jest ładnych chłopców i dziewczyn...? - mruknął Fryderyk gorzko.

Juliusz westchnął ciężko, podniósł się z łóżka i podszedł do Fryderyka. Ułożył mu ręce na ramionach i pogładził je delikatnie.

- Frytek, ten człowiek szaleje za tobą od miesięcy. Dla byle pijanego Węgra cię przecież nie zostawi. - Pieszczotliwym ruchem poczochrał mu włosy. - A teraz kończ ten utwór, bo jak nie przestaniesz napieprzać w to pianino to ci utnę kabel i tyle będzie z twojego grania!

[A/N] Dzisiaj znowu trochę króciutko, chaotycznie i niefrasobliwie. Ale to po prostu wstęp do wielkich akcji, które będą się działy już od następnego rozdziału.

Poza tym, potrzebowałam czegoś takiego lekkiego, żeby się odstresować. Także ten.

Do następnego!

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now