Rozdział LII - ciemny korytarz

1.1K 137 99
                                    

Fryderyk powoli odsunął się od Ferenca i uniósł na niego zdezorientowany wzrok swoich bladoniebieskich oczu. Uchylił lekko usta i wyszeptał ciche, niemal bezgłośne:

- C-co...?

- Jedź ze mną - powtórzył Ferenc, wypuszczając Frycka ze swoich objęć i chwytając go za obie dłonie. - Do Budapesztu.

- Ferenc, ty... Mówisz poważnie? - wyjąkał chłopak z niedowierzaniem. Niepewność majaczyły się w jego jasnych oczach, które błądziły teraz po twarzy Ferenca, jakby szukając w niej jakiejkolwiek odpowiedzi na jego pytanie.

- Fryderyku - zmiana w tonie głosu Liszta sprawiła, że Frycek umilkł raptownie. - Po prostu zgódź się. Proszę...

Ferenc urwał nagle, czując jak Fryderyk mocniej ściska jego dłonie i unosi je delikatnie do góry, splatając ich palce ciasno ze sobą.

- Przyjechać... Do ciebie - powiedział ledwo słyszalnie, a na jego uchylonych ustach z wolna zaczął pojawiać się nieśmiały uśmiech.

- Chociaż na kilka dni - rzekł Ferenc, kiwając powoli głową. - Mam swoje własne mieszkanie na starym mieście, mógłbyś mieszkać tam razem ze mną... - Chłopak uniósł do ust dłonie Fryderyka i ucałował je delikatnie. - Nie wyobrażam sobie tego, że moglibyśmy nie widywać się przez tyle tygodni. - Pokręcił krótko głową, jakby strząsając z siebie tę nieprzyjemną myśl. - Chciałbym spędzić chociaż część lata razem z tobą, pokazać ci moje miasto, przedstawić cię mojej mamie... Chciałbym móc mieć cię na wyłączność i... Po prostu chcę żebyś był tam ze mną, chociaż przez chwilę...

Urwał, czując, że zaczyna brakować mu słów.

Fryderyk nieśmiało ułożył swoją dłoń na jego rozgrzanym policzku.

- Jesteś tego pewien? - szepnął, gładząc go delikatnie po twarzy. - To... To taki duży krok naprzód w naszej relacji, nie sądzisz?

- Jeśli mam być szczery, to... - Ferenc westchnął cicho. - Wiem, że to może być trochę za wcześnie, ale... Jestem pewien, że chcę. Chcę spędzić chociaż część lata z kimś, kogo przecież tak bardzo... Kogo tak bardzo k-kocham... - powiedział, a jego głos zadrżał niebezpiecznie. Ferenc nabrał głęboko powietrza i poczuł się jakby pierwszy raz oddychał tak naprawdę. - Bo ja naprawdę cię kocham, Fryderyku.

Przy ostatnim zdaniu jego gardło zacisnęło się boleśnie ze strachu. Jego serce biło w zawrotnie szybkim tempie, a w głowie szumiało mu z natłoku emocji.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz powiedział komukolwiek te słowa z powagą i świadomie. Nie było to lekkomyślne rzucenie ich dla żartu w stronę któregoś ze znajomych. Nie było to zwykłe, swobodne "ja ciebie też", mówione mamie, kiedy wychodził z domu lub rozmawiał z nią przez telefon.

Nie mogło się to równać nawet z tym cichym wyznaniem, które miało miejsce pomiędzy nim, a pijanym Fryderykiem kilka tygodni temu. W końcu tylko on o nim wiedział.

Tym razem wypowiedział te słowa z całkowitą powagą, świadomy ich znaczenia, wagi i konsekwencji. Świadomy tego, że Frycek może nie być na to gotowy, że różnie może zareagować.

W końcu ta relacja dla ich obu była czymś tak bardzo nowym i nieznanym. Błądzili w niej, jak w ciemnym korytarzu, z zasłoniętymi oczami, zdani tylko na siebie nawzajem, mocno trzymając się za ręce, ponieważ, nawet jeśli zagubiliby się w tym wszystkim, przynajmniej mieli siebie.

Czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony Fryderyka, nieświadomie spodziewając się najgorszego.

Jednak nagle poczuł, jak Fryderyk powolnym ruchem przyciąga ku sobie jego twarz. Gdy zetknęli się czołami, Ferenc wyczuł jak chłopak uśmiecha się szeroko.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now