Rozdział VI - panie Liszt

2K 230 158
                                    

Fryderyk aż do końca wykładu czuł okropny wstyd, zjadający go od środka. Cały czerwony na twarzy, myślał o tym, że podpadł już kolejnej osobie na tej uczelni, w dodatku profesorowi. I to już na pierwszym wykładzie!

Nie był jednak jedyną osobą, która padła obiektem drwin i krzyków ze strony profesora Beethovena. Kilkoro innych studentów również oberwało w głowę markerem lub zostało ochrzanionych za rozmawianie, albo przysypianie na ławce, jak to było w przypadku Berlioza.

Jednak rzeczą, która irytowała Fryderyka bardziej, niż porywczy i straszny wykładowca, był fakt, że ten idiota, Ferenc Liszt, co chwila zerka na niego przez ramię.

***
- To by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy wykład - powiedział Beethoven, zeskakując z biurka i klaszcząc w dłonie.

Studenci powoli zaczęli podnosić się ze swoich miejsc. Ferenc również zgarnął wszystkie swoje rzeczy do torby, którą następnie przewiesił przez ramię. Wstał, rozglądając się jeszcze raz po sali, w poszukiwaniu tego cichego uroczego chłopaka z tylnych rzędów, którego obserwował przez większość wykładu

Odszukał go wzrokiem i ruszył za nim, nie zwracając uwagi na sprzeczających się o coś Hectora i Niccolo.

Wyszedł na korytarz, wciąż podążając za tym tajemniczym Szopą i obserwując jego szczupłą, drobną sylwetkę, niebieski plecak i kręcone włosy, podskakujące śmiesznie przy każdym kroku.

Sam nie wiedział, dlaczego za nim szedł. Dlaczego tak bardzo przyciągał on wzrok Ferenca? Wydawał mu się po prostu tak intrygujący...

Nagle usłyszał za sobą głośny wrzask i śmiechy. Odwrócił się i ujrzał biegnących korytarzem Berlioza i Paganiniego, wydających z siebie odgłosy zbliżone do rykowiska jeleni.

Ferenc nie miał pojęcia, o co może im chodzić, jednak automatycznie zszedł im z drogi, usuwając się pod ścianę. Chwilę później jednak zorientował się, że idący przed nim Szopa ma w uszach słuchawki i, nieświadomy nadciągających z tyłu chłopaków, dalej idzie samym środkiem korytarza.

- Uważaj! - krzyknął, jednak było już za późno.

Paganini z impetem wpadł w idącego przodem studenta. Książki i zeszyty, które ten ściskał dotąd w rękach, wysypały się na podłogę, a sam chłopak zachwiał się i upadł.

- Sorry, bro! - krzyknął tylko Paganini, nawet się nie zatrzymując i dalej biegnąc przed siebie.

Ferenc natychmiast znalazł się przy leżącym na podłodze chłopaku, uznając to za swoją szansę do przedstawienia się.

Kucnął przy nim i wyciągnął rękę w jego stronę.

- Pomogę ci - rzekł, a chłopaku natychmiast z wdzięcznością przyjął ofiarowaną mu dłoń.

Jednak gdy podniósł wzrok i jego oczy ujrzały twarz Ferenca, pobladł, wstał gwałtownie i cofnął swoją rękę, odsuwając się od Liszta na odległość metra.

Liszt uniósł brwi w wyrazie niemego zaskoczenia. Uśmiechnął się czarująco i powiedział:

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - Schylił się i podniósł z podłogi rozsypane książki, po czym podał je chłopaki, przysuwając się do niego przy okazji. - Jestem Ferenc Liszt.

- Przecież... my się znamy - wyjąkał ten, czując się bardzo niekomfortowo. Znów zrobił kilka kroków w tył i poczuł, że plecami dotyka już ściany.

- Naprawdę? Nie pamiętam. Pewnie poznaliśmy się na imprezie, prawda? - widząc skinięcie głową Fryderyka, uśmiechnął się. - Sorki, byłem schlany w trzy dupy, nie pamiętam większości rzeczy, które wczoraj robiłem.

- Domyślam się - wycedził ironicznie Chopin. Schował książki i zeszyty do niebieskiego plecaka, który zarzucony miał na ramię i odchrząknął. - Muszę już iść - dodał, próbując jakoś wyminąć Liszta, który jednak wciąż blokował mu drogę.

- Może pójdziemy razem? - zaproponował, puszczając mu niedyskretne oczko.

Fryderyk zaczerwienił się ze złości.

- Nie dziękuję, Panie Liszt. - odparł chłodno i wyniośle. - Zdaje mi się, że trafię do swojego mieszkania bez niczyjej pomocy.

Odszedł, zostawiając Liszta zagubionego i zaskoczonego, jednak bynajmniej nie zniechęconego.

***
- Co za palant! - rzekł Fryderyk, wchodząc do mieszkania. Trzasnął drzwiami, cisnął plecak w kąt i rzucił się na łóżko.

Słowacki, siedzący przy stole i pijący kawę, podniósł wzrok i spojrzał na Chopina zaskoczony.

- Co jest? Znowu ten Dzban z wczorajszej imprezy?

- Mhm - mruknął w odpowiedzi chłopak, przytulając do siebie poduszkę. - Jak w ogóle można się tak zachowywać?!

- Oho - Juliusz uśmiechnął się pod nosem. - Wyczuwam między wami jakąś chemię...

Fryderyk pobladł nagle.

- Nie, nie, to nie tak! Ja nie... - zająknął się. - Ja nie lubię chłopaków... w ten sposób...

- Och - Juliusz speszył się i zmarszczył brwi. - Sorry, nie wiedziałem... - przekrzywił głowę, patrząc wciąż na Chopina i jakby nad czymś głęboko się zastanawiając. - Po prostu wyglądałeś mi na...

- Juliusz, nie jestem gejem! - uciął Chopin, mnąc w palcach rąbek swojej kołdry.

- Po prostu wydawało mi się, że...

- Nie jestem gejem - powtórzył z westchnieniem Chopin, sfrustrowany całą tą rozmową. - A sam pomysł, że mógłby podobać mi się ten idiota mi ubliża - dodał, już luźniejszym tonem. - Więc uważaj sobie, Słowacki, albo zjem ci wszystkie twoje chrupki kukurydziane!

Juliusz roześmiał się z ulgą. Musiał jednak zadać jeszcze jedno pytanie, by w pełni oczyścić atmosferę między nim, a jego współlokatorem.

- Słuchaj... Nie jesteś zły... za to, co stało się w nocy? Nie mieliśmy wcześniej czasu o tym porozmawiać, bo oboje mieliśmy wykłady i... - Słowacki urwał, nie wiedząc, co więcej powiedzieć i roześmiał się niezręcznie.

Fryderyk zagryzł usta i nerwowo przeczesał palcami włosy.

- Czyli jednak mi się to nie śniło - powiedział ironicznie. - Więc to był twój...

- Mój chłopak - potwierdził Słowacki, kiwając głową. - Nazywa się Adam, jest naprawdę cudownym człowiekiem i strasznie przykro mi, że musiałeś go poznać w ten sposób.

- W porządku - Fryderyk uśmiechnął się uspokajająco. - Po prostu, następnym razem uprzedź mnie jakoś.

- Będę wysyłać ci SMSy, tak jak alerty burzowe! - Słowacki parsknął śmiechem. - Albo załatwimy sobie taką tabliczkę na drzwi z napisem "Adam, łapy przy sobie, Fryderyk tu jest".

Obaj uśmiechnęli się szeroko z ulgą. Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Juliusz, mówiąc:

- Zrobię nam kakao. I zjemy razem chrupki.

- Brzmi cudownie - odparł Fryderyk.

[A/N] Omg wygląda na to, że Fryderyk nie przepada za Lisztem i co teraz będzie??
Ale za to Chopin + Słowacki to roommate goals, I dare you to change my mind.
Dzisiejszy rozdział troszkę krótszy, niż poprzednie.
Następny na dniach, mimo, że nadal mam zapierdol w szkole.
Najwyżej nie zdam :))
Mam nadzieję że się podobało. Padam do nóżek, bye 🌻

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now