- jak należy -

1.9K 124 302
                                    

[A/N] Witam Was wszystkich w moim lisztinowym one-shocie, będącym ostatecznym zakończeniem Piu Lento Appassionato.

W mediach powyżej widzicie dość nieudolnie przeze mnie wykonaną ilustrację do niego, mam nadzieję, że jest ona do zniesienia, haha

Kilka zastrzeżeń na samym początku. Primo: szocik wyszedł mi strasznie długi, dłuższy nawet niż to miałam w zamyśle. Stwierdziłam jednak, że z racji, że jest to finał tego AU, może wybaczycie mi tę nieludzką długość. Secundo: może być tu kilka nieścisłości, związanych z wyglądem Budapesztu i jego poszczególnych budynków, ponieważ, będę szczera, już dawno mnie tam nie było i wszystko pisałam na ślepo. Tertio: tak jak to miało się w całości PLA, zgodność historyczna tutaj absolutnie nie istnieje, ale jestem tego jak najbardziej świadoma. Autorką jestem. Wolno mi.

Bez zbędnego przedłużania, zapraszam Was już do czytania!

***

- Zizi!

Głośny kobiecy krzyk przerwał Fryderykowi i Ferencowi prowadzoną właśnie rozmowę. Obaj poderwali głowy do góry i zaczęli rozglądać się dookoła, lekko zdezorientowani.

Liszt poznał głos swojej matki od razu. Przyjemnie znajomy i swojski, natychmiast sprawił, że chłopak poczuł, jak ogarnia go uczucie dziwnego podekscytowania.

Długo nie mógł odnaleźć jej wśród tłumu ludzi, tłoczących się w hali lotniskowej. Mrużąc oczy, rozglądał się nerwowo dookoła, aż wreszcie odnalazł ją we wszechobecnym ścisku - drobną, niewysoką kobietę, z szerokim uśmiechem na ustach i jedną ręką uniesioną wysoko w górę, machającą mu na powitanie.

Szła szybko i energicznie, przeciskając się pomiędzy ludźmi. Ubrana w długą do kostek, ciemnozieloną codzienną sukienkę, wyglądała swobodnie, a jednocześnie biła od niej niewymuszona elegancja. Ciemne włosy miała upięte z tyłu głowy w ciasny węzeł. Jej twarz rozjaśniał szeroki uśmiech, wyrażający bezgraniczną radość i podekscytowanie.

- Zizi, moje kochanie! - zawołała po węgiersku, będąc już tuż obok nich.

Natychmiast rozłożyła szeroko ramiona i Ferenc znalazł się nagle w jej uścisku - ciepłym i mocnym, przepełnionym tęsknotą. Mama pachniała tak jak zawsze - swoimi ulubionymi perfumami Perceive Dew i jakąś słodką przyprawą kuchenną, której nazwy Ferenc nigdy nie mógł zapamiętać.

Westchnął głęboko, uśmiechając się bezwiednie. Naprawdę za nią tęsknił.

- Tyle razy cię prosiłem, żebyś przestała mówić na mnie "Zizi"... - mruknął jednak szorstko w obawie, że zaraz całkiem się rozklei i rozpłacze. - To przezwisko powinno umrzeć śmiercią naturalną w momencie, kiedy skończyłem dziesięć lat...

- Już, już, nie złość się na mnie - odparła matka, klepiąc go przy tym po policzku pieszczotliwym gestem.

Fryderyk przypatrywał się tej chwili czułości ze zmieszaniem, pomieszanym ze wzruszeniem i rozczuleniem. Miło było zobaczyć Ferenca w tak pięknej chwili, zupełnie naturalnego, przytulającego się do mamy, jakby wcale nie był dorosłym mężczyzną, wyższym od niej o dwie głowy, jednak przy tym wciąż bardzo stresował się tym spotkaniem. 

Pani Anna najwyraźniej musiała to wyczuć, ponieważ nagle wypuściła Ferenca ze swoich objęć, zwróciła się twarzą do Frycka i uśmiechnęła się do niego ciepło.

- No dobrze, synku, tobą zajmę się jeszcze później. Teraz lepiej przedstaw mi tego ślicznego chłopca...

Ferenc wywrócił oczami z uśmiechem, a następnie objął do granic możliwości zawstydzonego Frycka ramieniem i uroczyście rzekł:

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum