Rozdział XLV - "pozdrów Chopina"

1.3K 154 106
                                    

13 marca 2020r. 10:51

Radość, jaką czerpał Fryderyk Chopin z każdej chwili spędzonej ze swoim chłopakiem była wręcz nie do opisania. Każdy jego pocałunek, każde słowo szepnięte do ucha, sprawiało, że Frycek czuł bolesne ukłucie w sercu, przypominające mu o tym, jak bardzo jest z nim szczęśliwy. 

Drugi semestr rozpoczął się już na dobre, wykłady trwały, a nauka i ćwiczenie na instrumencie pochłaniały Fryderyka i Ferenca do tego stopnia, że mieli dla siebie coraz mniej czasu. Spotykali się głównie na wykładach, sporadycznie odwiedzali swoje pokoje, wtedy jednak nie mogli liczyć na ani odrobinę prywatności, ponieważ zawsze towarzyszyło im co najmniej jedno z ich grupy przyjaciół.

Dlatego, gdy już udało im się wykraść chwilę dla siebie, Fryderyk starał się rozkoszować nią jak najmocniej, wykorzystać ją najlepiej, jak tylko się da. Gdy byli razem, czas wydawał się zwalniać, jakby nigdy wcale nie istniał. Był tylko on i Ferenc.

Dotyk jego dużych, silnych dłoni sprawiał, że Fryderyka obejmowały dreszcze. Ogarniająca go błogość była niczym sen - nierealna i zbyt piękna. Niemożliwym zdawało mu się to, że oto teraz Ferenc Liszt, ten przystojny, diabelnie utalentowany pianista gładzi go delikatnie po włosach, kiedy razem leżą na łóżku w pokoju numer sto czterdzieści cztery. A to, że znów poczuł na sobie te zmysłowe wargi, idealnie pasujące do jego własnych ust, musiało być zwykłym złudzeniem.

Chopin wziął głęboki, drżący oddech, napawając się zapachem perfum Ferenca, którymi pachniał już cały jego pokój i bezwiednie uśmiechnął się szeroko. 

- Jestem tu teraz z tobą bardzo szczęśliwy - wyszeptał i poczuł, jak Liszt mocniej obejmuje go w pasie i przyciąga jeszcze bliżej siebie, zamykając go w ciasnym uścisku.

Fryderyk ukrył twarz w zagłębieniu szyi Ferenca i zaczął obsypywać ją delikatnymi, jak skrzydła motyla, pocałunkami. Gładził przy tym ręką jego tors, okryty podkoszulkiem i rysujące się pod spodem mięśnie.

- Ja również, Fryderyku - odszepnął Ferenc, a Frycek uśmiechnął się, słysząc swoje imię wypowiedziane z tym twardym, węgierskim akcentem. - Gdybym mógł, przeleżałbym tu z tobą cały dzień.

- Więc może tak zróbmy...? - zaproponował Frycek nieśmiało.

- Kochanie, przecież mamy dzisiaj jeszcze zajęcia - przypomniał mu Ferenc, na co Fryderyk jęknął cicho, odsuwając się od niego. Skrzywił się z niechęcią i westchnął.

- Nie chcę iść... - mruknął. - Mozart działa mi ostatnio na nerwy. Zostańmy tutaj, Juliusz wraca dopiero za dwie godziny.

- Fryderyku Chopinie - rzekł Ferenc z udawanym oburzeniem. - Taki wzorowy student, jak ty, próbuje mnie namówić na wagary?

Chopin parsknął cichym śmiechem i szepnął:

- A dałbyś się na nie namówić?

Liszt zamyślił się teatralnie, uśmiechając się przy tym lekko.

- Zależy, co byśmy wtedy robili...

Fryderyk nie odpowiedział na to nic, jedynie zamknął Ferencowi usta kolejnym długim, niespiesznym pocałunkiem.

Oddali się wzajemnym pieszczotom przy akompaniamencie fletowych fantazji Telemanna, które ktoś ćwiczył piętro wyżej.

Spokój, panujący  w pokoju przerwał nagle ostry i nieprzyjemny dźwięk dzwonka telefonu, powiadamiający o nadchodzącym połączeniu. Brutalnie przywołał on Ferenca i Fryderyka do rzeczywistości. Chłopcy westchnęli ciężko, krzywiąc się jednocześnie.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz