Rozdział XV - "teraz albo nigdy"

2K 203 174
                                    

Kolejne minuty płynęły, a Fryderyk i Ferenc w końcu rozpoczęli właściwą część próby.

Ich występ, będący finałem koncertu świątecznego, miał polegać na połączeniu dwóch napisanych przez nich utworów w jeden muzyczny dialog pomiędzy dwoma instrumentami..

...oraz, jak się prędko okazało, dwoma różnymi stylami komponowania...

Chopin od początku wiedział, że nie będzie to łatwe zadanie, zwłaszcza, że on i Ferenc zupełnie się nie znali i nie mieli pojęcia o swoich charakterach i muzyce. Jednak, gdy tylko obaj wymienili się swoimi utworami i spojrzał na pierwszą stronę nut utworu Ferenca, zorientował się, że jest jeszcze gorzej, niż się spodziewał. Patrzył z przerażeniem na gąszcz nut i znaków muzycznych, rozpisanych na pięcioliniach. Jak on niby miał to zagrać, na Boga?!

Następnie z lekkim wstydem i niepokojem Fryderyk wręczył Ferencowi kopię nut poloneza, nad którym pracował przez ostatnie kilka dni. Jego partytura wyglądała tak blado przy tej, którą wręczył mu Liszt. Czuł, że jest mu potwornie głupio.

Z przejęciem patrzył, jak Ferenc stawia partyturę na pulpicie i od razu w tempie, gra poloneza a vista. Serce Fryderyka przyspieszyło gwałtownie i chłopak miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Miał ochotę czym prędzej zgarnąć z pulpitu swój marny utwór, wybiec z sali i już nigdy więcej nie spojrzeć Lisztowi w oczy.

Na twarzy pochylonego nad instrumentem Węgra malowało się skupienie i zaangażowanie, choć przecież gra szła mu bezbłędnie. Delikatna zmarszczka pojawiła się między jego ciemnymi brwiami, a w jego oczach Fryderyk dostrzegł pewien błysk, jakby Ferenc podczas gry analizował każdy jeden dźwięk, zapisany na pięcioliniach.

Melodia toczyła się płynnie i wartko, choć niezbyt wyraziście, jednak w pewnym momencie Ferenc przerwał raptownie grę, będąc zaledwie w połowie pierwszej strony.

- To jest... Boże, jakie to jest dobre - powiedział cicho wyraźnie zdumiony i zdjął dłonie z klawiatury. - Nie umiem tego zagrać!

- Co ty opowiadasz? - obruszył się od razu Fryderyk - Przecież twoje utwory są sto razy trudniejsze! Zresztą, grasz przecież bezbłędnie i-

- Nie chodzi przecież o ilość nut, albo tempo, Szopa. To nie jest dla mnie żaden problem - dodał Liszt z lekkim uśmiechem. - Nie zagram tego dobrze, bo... To byłaby kompletna profanacja, zagrać tego poloneza nie rozumiejąc go w stu procentach. A ja go nie umiem rozgryźć. - Chłopak wziął nuty do ręki i zaczął przyglądać się im z uwagą. - Polonez to jest wasz taniec narodowy, ale on tutaj jest stylizowany, prawda? To słychać, słychać tutaj tę waszą polskość, naprawdę... I ten charakter...! To ma tyle muzyki, Chopin, że kompletnie mnie to przerasta!

Fryderyk oparł się o fortepian, stojąc z boku w jego zagłębieniu.

- Liszt, przestań gadać głupoty. - rzekł z powagą. - Jesteś utalentowany jak nikt inny na tej uczelni i na pewno, kiedy razem nad tym popracujemy, pójdzie ci świetnie. Przesłuchamy razem tyle polonezów, ile tylko się da - Zerknął na leżące przed nim nuty, utworu należącego do Liszta. - Większy problem będzie z nauczaniem mnie twojej cholernej rapsodii...

Ferenc roześmiał się cicho, a następnie pokiwał głową.

- Ze wszystkim damy sobie radę - odparł, uśmiechając się do Fryderyka pokrzepiająco.

***
Chłopcy postanowili skończyć próbę dopiero, kiedy portier zajrzał do auli, powiadamiając ich, że musi zamknąć uczelnię za parę minut. Obaj opuszczali salę bardzo niechętnie. Było przecież między nimi jeszcze tyle niewyczerpanych tematów rozmów, tyle spraw do omówienia.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUحيث تعيش القصص. اكتشف الآن