Rozdział XLIX - miesiąc

1.1K 133 73
                                    

9 maja 2020r. 11:58

Fryderyk jeszcze nigdy nie wyczekiwał końca lekcji fortepianu z takim zniecierpliwieniem, jak tego dnia.

Drobiazgowość Elsnera, którą zwykle uważał za cechę pozytywną u nauczycieli instrumentu, dziś wydawała mu się wprost nie do zniesienia. Profesor nie pozwalał mu dograć do końca choćby pierwszej strony utworu, zatrzymywał go co chwila, kazał mu powtarzać te same miejsca po kilkanaście, kilkadziesiąt razy...

Na to Fryderyk zdecydowanie nie miał dziś cierpliwości. Przepełniała go złość, bezsilność i frustracja. Tak bardzo chciał choć na chwilę przestać myśleć o tym, co wydarzyło się na korytarzu przed zajęciami, jednak nie potrafił. W głowie wciąż huczało mu od myśli na temat Ferenca i Konstancji.

Zachowanie jego chłopaka w stosunku do Gładkowskiej wydawało mu się irracjonalne. Czyżby Ferenc mu nie ufał? Czy naprawdę uważał, że Fryderyk byłby w stanie go zdradzić? 

Chłopak aż skrzywił się na tę myśl i pokręcił delikatnie głową. Zacisnął mocniej dłonie na teczce z nutami i przyspieszył kroku. Sam pomysł, że mógłby teraz zainteresować kimś innym był dla niego kompletnym absurdem.

Tak samo, jak absurdem wydawało się mu zachowanie Konstancji. Czego, do cholery, oczkiwała ta dziewczyna? Że nagle dla niej zmieni swoje... preferencje

Gdyby Frycek chociaż był przystojny! Gdyby wyglądał jak, dajmy na to, Ferenc - wtedy zachowanie Konstancji byłoby choć w jakimś stopniu uzasadnione. 

Ale on? Przypominał raczej chodzącego trupa; był blady, wychudzony, staromodnie ubrany... Nie widział żadnego powodu, dla którego Gładkowska miałaby się nim zainteresować.

Chopin westchnął cicho i pokręcił głową, jakby chciał strząsnąć z siebie te przykre myśli. Dotarł do głównych drzwi wyjściowych z uczelni, otworzył je łokciem i wyszedł na dziedziniec.

Słońce oślepiło go, wiatr musnął delikatnie jego policzki i rozwiał włosy. Powietrze wypełniał intensywny zapach kwiatów, rosnących na skwerze. Dookoła studenci siedzieli na ławkach i rozłożonych na trawie kocach, pijąc procentowe trunki, ukryte w kartonach po soku, rozmawiając ze sobą i śmiejąc się głośno. Z otwartych okien uczelni i akademika sączyły się stłumione dźwięki przeróżnych instrumentów.

Fryderyk ruszył alejką w stronę akademika, kiedy nagle usłyszał za sobą czyjś głos:

- Możemy porozmawiać?

***
Frycek drgnął przestraszony, odwrócił się na pięcie i ujrzał Liszta, opartego plecami o ścianę akademii, z rękami założonymi na piersi. Patrzył mu niepewnie w oczy, zaciskając usta w cienką linię.

- Zakradłeś się na mnie jak profesjonalny morderca - prychnął Fryderyk. Wywrócił lekko oczami, odwrócił się i kontynuował swój spacer w stronę akademika.

Liszt natychmiast ruszył za nim.

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć - rzekł, równając się z Fryderykiem. - Chciałem tylko porozmawiać... Frycek, przepraszam. Wiem, że nie powinniśmy byli robić tej sceny na środku korytarza. To było idiotyczne.

- W jednym się zgadzamy. - mruknął Chopin.

- Naprawdę, nie chciałem tego załatwiać przy ludziach - kontynuował Ferenc, puszczając ostatnie słowa Fryderyka mimo uszu. - Po prostu... naprawdę zrobiłem się zazdrosny.

- Chryste, Liszt, czy ja ci nie mówiłem przypadkiem, że nie masz o co być zazdrosny? - Frycek spojrzał na Ferenca z pobłażliwością.

- Mówiłeś - rzekł cicho Węgier. - Ale... To nie zmienia faktu, że czuję się ostatnio zepchnięty na drugi plan i... jakbym był dla ciebie zupełnie nieważny.

Fryderyk przystanął gwałtownie i spojrzał na Liszta z konsternacją. Chłopak wciskał ręce głęboko do kieszeni swojej szarej bluzy z kapturem. Garbił się lekko, wzrok spuszczony miał nisko, lewą nogą kopał od niechcenia jakiś kamyk, leżący przed nim na ścieżce.

- Nieważny? - spytał zaskoczony Chopin. - Ferenc, co ty mówisz, dlaczego miałbyś być nieważny?

- Po prostu... - Liszt zająknął się i westchnął ciężko. - Rozumiem, że ten koncert był dla ciebie ważny i cieszę się, że tak bardzo zaangażowałeś się w swój występ, ale... Przez ostatnie kilka tygodni widywaliśmy się tylko na wykładach, cały swój wolny czas spędzałeś z Konstancją, albo Adamem i Julkiem... - wyliczał.

- To nie moja wina, naprawdę miałem dużo pracy! - bronił się Chopin, czując jak powoli ogarnia go żal i poczucie winy.

- Rozumiem to, ale... - Ferenc spojrzał mu nagle w oczy ze smutkiem. - Ostatnio poświęcałeś uwagę wszystkim, tylko nie mnie. A ja tak bardzo chcę spędzić z tobą ten ostatni miesiąc...

"Ostatni miesiąc" - te słowa wstrząsnęły Fryderykiem, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Chłopak poderwał głowę do góry i popatrzył zdezorientowany na Ferenca.

- J-jak to ostatni? - wyjąkał. - Co masz na myśli?

- Wiem, że powinienem ci o tym powiedzieć wcześniej. Ja... Nie będę mógł zostać w Polsce na wakacje - powiedział Liszt cicho, zaciskając dłonie w pięści. - Nie mogę zostawić mamy samej na całe lato i... Wygląda na to, że czeka nas trzymiesięczna przerwa.

Fryderyk uchylił lekko usta, nie wiedząc co powiedzieć. Tak bardzo zaangażował się w ten koncert, a także zbliżającą się sesję egzaminacyjną, że zupełnie zapomniał o wakacjach i tym, jak będą one wyglądać dla niego i Ferenca. 

Skupiony na teraźniejszości nie miał nawet czasu wybiegać myślami w tak daleką przyszłość... która nagle okazała się nie być wcale aż tak daleka. Sesja planowo zaczynała się na początku czerwca, więc pozostał im dokładnie...

- Miesiąc - szepnął Fryderyk na wydechu. - Och, Ferenc, ja zupełnie o tym nie pomyślałem...

Ferenc pokiwał głową, uśmiechając się smutno.

- Ja za to nie myślałem o niczym innym - odparł. - Chciałbym móc tu zostać, znaleźć pracę i mieszkanie, ale mama chce, żebym lato spędził z nią w Budapeszcie. Wyjeżdżam trzy dni po zakończeniu sesji.

- I to... To dlatego byłeś tak przybity i smutny? - zapytał Frycek nieśmiało. - Dlatego aż tak zdenerwowała cię sytuacja z Konstancją? - Liszt skinął powoli głową. - Kochanie... - Fryderyk wyciągnął dłoń i ułożył ją na policzku Ferenca, gładząc go delikatnie.

- Byłeś tak pochłonięty tym wszystkim, bałem się, że tak będzie aż do końca roku... Że zabraknie ci czasu dla mnie.

- Tak strasznie cię za to przepraszam - rzekł Fryderyk. Chwycił twarz Ferenca w obie dłonie i przybliżył ją nieco do swojej tak, że ich nosy zetknęły się. - Może miesiąc to nie jest zbyt dużo, ale... Obiecuję ci, że wykorzystamy go jak najlepiej.

[A/N] Dzisiaj trochę krócej, niż zwykle, ale za to bardziej intensywnie. Sorki za całą tę dramę, mam nadzieję, że Wam ona zbytnio nie przeszkadzała.

Trzymajcie się tam jakoś, moi drodzy, pijcie dużo wody, czy coś.

Do następnego!

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now