Rozdział XXVI - jeśli mieli Muzykę...

1.7K 205 95
                                    

10 stycznia 2020r. 10:25

Sprawa między Felixem Mendelssohnem, a Hectorem Berliozem wciąż nie ucichła. Kolejne dni mijały, a oni zdawali się być tak samo daleko od dojścia do zgody, jak w samym dniu swojej kłótni.

Ich najbliżsi znajomi i przyjaciele, którzy wiedzieli o wszystkim, co się stało, robili wszystko co było w ich mocy, by pomóc dwójce studentów naprawić swoją relację. Ich starania były jednak zupełnie próżne i bezowocne.

Zraniony do głębi Hector niemal nie wychodził ze swojego mieszkania, opuszczał większość wykładów i chodził wiecznie nieprzytomny, z powodu ilości trawy, jaką wypalał.

Felix natomiast nie dawał po sobie poznać, by cała ta sytuacja go obchodziła go choć odrobinę. Po tym jak raz wypłakał Chopinowi wszystko, co leżało mu na sercu, znów zamknął się w sobie. Grał niewzruszonego, obojętnego na to, co działo się z Berliozem, powtarzając sobie i wszystkim dookoła, że wciąż uważa swoją decyzję za słuszną.

"To nie miało przyszłości" - mówił. - "Żyjemy w dwóch różnych światach, jesteśmy zbyt różni".

Owszem, można przyznać mu w tym rację - na pierwszy rzut oka byli jak ogień i woda. Zdawali się zupełnie do siebie nie pasować.

Jeśli jednak ktoś obserwował z perspektywy trzeciej ich relację, natychmiast wyłapywał to, jak niesamowita więź tak naprawdę łączy tych dwóch chłopaków. Mimo tego, ile rzeczy ich różniło, ile nieporozumień występowało między nimi, wciąż jakiś magnetyzm ciągnął ich ku sobie.

Uczucie między nimi było rzeczą nieczęsto spotykaną.

Ponieważ tym, co ich łączyło była Muzyka.

Sztuka najdoskonalsza, piękna i niepojęta, która sprawiała, że nagle wszystkie różnice i przeszkody stawały się nieważne.

Jeśli mieli Muzykę - mogli wszystko.

***

- Ale co ja niby mogę? - prychnął Hector i zaciągnął się resztką skręta.

- Berlioz, nie osłabiaj mnie... - Ferenc Liszt ukrył twarz w dłoniach. - Ile razy mam ci powtarzać: Felix cię nie nienawidzi!

Rudowłosy chłopak, siedzący na parapecie wypuścił z ust chmurę dymu, w której na chwilę zniknęła cała jego twarz.

- Gdy z nim rozmawiałem, miałem inne wrażenie - mruknął gorzko.

- Ale Frycek mówił, że... - próbował dalej Ferenc.

- Liszt, nie obchodzi mnie, co mówisz ty i twój Frycek! - warknął Berlioz pogardliwie. - Przestańcie próbować nas ze sobą pogodzić!

Ferenc umilkł, zaskoczony nagłym wybuchem ze strony swojego przyjaciela.

- Hector - zaczął więc jeszcze raz, tym razem spokojniejszym tonem. - Wiem, że Felix cię zranił, ale to co mówił... On tego tak naprawdę nie miał na myśli. On wie, jaki świetny z ciebie facet i...

Umilkł, widząc jak Berlioz nagle zeskakuje niezdarnie z parapetu, wsadzając sobie skręta między zęby. Przeszedł przez pokój kilkoma krokami i schylił się po stojące w kącie przy drzwiach buty.

- Muszę się przejść - mruknął niewyraźnie i chwilę później już znikał za drzwiami, prowadzącymi na korytarz.

***
Na korytarzu było piekielnie zimno - jakiś idiota zostawił tam otwarte okno. Mroźne powietrze owiało go nieprzyjemnym chłodem. Okryte jedynie bluzą ciało Hectora zadrżało samoistnie.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUWhere stories live. Discover now