Rozdział XIII - przepraszam

1.8K 200 106
                                    

7 listopada 17:34

Fryderyk usłyszał z korytarza podniesione głosy. Przewrócił oczami, bez większego zaskoczenia zakładając z góry, że to znów coś dzikiego i nieprawdopodobnego dzieje się w mieszkaniu numer sto dwadzieścia. Cały akademik przyzwyczajony był już do tego, że w pokoju Liszta i Berlioza nie występują takie pojęcia jak cisza i spokój. Sięgnął więc tylko po telefon, chcąc podgłośnić muzykę, której słuchał podczas nauki.

Nagle jednak zastygł w połowie ruchu, po czym wyciągnął jedną słuchawkę z ucha. Dźwięki muzyki fortepianowej ucichły lekko, dzięki czemu chłopak był w stanie lepiej słyszeć dany hałas.

"Uspokój się w końcu, zachowujesz się jak dzieciak!" - huknął ktoś.

"Za to ty zachowujesz się, jak kompletna świnia!"

Fryderyk podniósł się szybko z łóżka i podszedł do drzwi. Ten głos zdecydowanie nie należał do Liszta, Hectora, czy też Paganiniego.

On należał do Juliusza.

Słyszał, jak idzie korytarzem akademika, obrzucając kogoś coraz to gorszymi wyzwiskami i obelgami. Szybko i z niemałym zdziwieniem zorientował się, że Juliusz krzyczał tak na swojego chłopaka.

Wkrótce z hukiem obaj wpadli do środka pokoju sto czterdzieści cztery.

Juliusz stał w otwartych drzwiach, wrzaskiem wypraszając Adama z pokoju. Ten jednak wciąż stał w środku, upierając się, że nie wyjdzie z niego, dopóki nie porozmawiają na spokojnie i wszystkiego między sobą nie wyjaśnią.

Fryderyk ukradkiem zgarnął z łóżka swój telefon i zeszyt z notatkami. Jego nienawidząca konfliktów natura kazała mu cicho przemknąć obok kłócącej się pary i na pewien czas przenieść się z nauką do mieszkania Felixa i Bedricha Smetany. Tam mogliby przygotowywać się we trójkę do zbliżającego się zaliczenia z harmonii praktycznej.

Słowacki jednak najwyraźniej odczytał jego zamiary, ponieważ zatrzymał go jednym ruchem ręki.

- Stój, Chopin! - Powiedział ostro. - Gdzie ty się niby wybierasz?

- J-ja nie chcę wam przeszkadzać...

- Wcale nie przeszkadzasz! Adam właśnie wychodził.

- Doprawdy? - zapytał Mickiewicz podniesionym głosem.

- Tak! Masz natychmiast wyjść z mojego mieszkania! - krzyknął Słowacki, wskazując mu po raz kolejny drzwi.

- Chryste, przestań w końcu robić mi sceny! Ja chcę z tobą tylko porozmawiać!

- Ja robię sceny?! - obruszył się chłopak.

- Tak, robisz! Zachowujesz się zupełnie jak twoja matka!

Adam urwał nagle i zaklął głośno. Po jego twarzy, włosach i koszulce spływały resztki zimnej już kawy latte, którą właśnie chlusnął w niego Juliusz.

- Spieprzaj stąd - wysyczał chłopak, odrzucając do zlewu pusty papierowy kubek po swoim napoju. Adam wciąż stał w miejscu, nie mogąc się ruszyć lub wydusić z siebie choćby słowa. - Jeśli ty nie wyjdziesz, ja to zrobię - dodał Słowacki z nutą groźby w głosie.

Łzy szkliły się w jego ciemnych oczach, teraz zaczerwienionych od płaczu. Odczekał kilka sekund, wyzywająco patrząc na swojego chłopaka. Gdy Adam wciąż nie reagował, Juliusz otarł rękawem swetra łzy ze swoich policzków i wyszedł z pokoju z właściwym sobie dramatyzmem - głośno trzaskając przy tym drzwiami.

Adam bez ruchu stał po środku mieszkania. Jego dłoń wyciągnięta była w stronę zamkniętych już drzwi. Chciał go zatrzymać. Ale było już za późno. Juliusz wyszedł i teraz Adam poczuł jak nagle uderza w niego ogromne poczucie winy i absurd całej tej kłótni. 

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz