Rozdział specjalny vol.2

1.2K 145 90
                                    

Disclaimer: poniższy rozdział jest czymś odbiegającym nieco od norm w PLA. 

Jest on bowiem prezentem urodzinowym dla Pani Ani Współautorki, która wkracza dziś w piękny wiek pełnoletniości, kiedy to sama będzie ponosić konsekwencje prawne, będzie mogła samodzielnie kupować alkohol, a także rzucić naukę w pizdu i zająć się sadzeniem marchwi.

Rozdział ten jest więc zbiorem naszych inside joke'ów i wspólnych historii. Z tego powodu może on nie mieć dla Was zbytnio sensu, przepraszam XD

Ale musicie zrozumieć, że cel stworzenia tego dzieła jest szczytny, wszystko dla Pani Ani Współautorki.

Miłego czytania, ziomeczku mój przeukochany, i sto lat! :^)

22 lutego 2020r. 7:49

Głośny trzask brutalnie wyrwał Ferenca ze snu. Chłopak poderwał się do pozycji siedzącej i niewidzącym, zdezorientowanym wzrokiem rozejrzał się po swoim pokoju.

Źródłem tego hałasu okazał się być, jak się zresztą spodziewał, jego współlokator Hector.

- Berlioz, ćpunie, nie tłucz się tak...! - jęknął Ferenc, przecierając oczy wierzchem dłoni.

- Sorry, stary, nie chciałem cię zbudzić - odparł Hector, uśmiechając się do niego przepraszająco. - Upuściłem miskę - wyjaśnił.

Nieco rozbudzony już Ferenc spojrzał z uwagą na swojego współlokatora. Stał on na drugim końcu pokoju, obok blatu kuchennego, trzymając w rękach przeróżne miski, składniki i przyrządy, wskazujące na to, że chłopak zabiera się do gotowania. Dlaczego jednak robił to tak wcześnie rano? I dlaczego wyglądało na to, że danie, która ma zamiar przyrządzić nie należy do najprostszych? Przecież zwykle ograniczali się do zupek chińskich, jedzenia zamawianego przez UberEats lub tego, czym akurat podzielili się z nimi ich znajomi...

- Co ty robisz? - zapytał więc Liszt i ziewnął szeroko.

- Pomyślałem, że wypadałoby zrobić Szopie jakiś prezent i chciałem mu coś ugotować - rzekł Hector. - Pytałem Juliusza o jego ulubione dania, ale ten gość ma strasznie wyrafinowany gust - mruknął. - Pulardy, kiełbasy węgierskie... W życiu bym czegoś takiego nie umiał zrobić. Więc postanowiłem upiec brownies, są przecież moją specjalnością. Ale tym razem są bez zio...

- Czekaj, co? - przerwał mu w pół słowa Ferenc, blednąc nagle. - Prezent? Dlaczego?

Hector zmarszczył brwi z niezrozumieniem.

- Jak to: dlaczego? Przecież ma dzisiaj... - Hector urwał nagle, zrozumiawszy co się stało. - O kurwa, stary - szepnął.

- Nie, nie nie! NIE! - krzyknął Liszt, zrywając się na równe nogi. - To niemożliwe! Zapisałem to w kalendarzu! On nie ma dzisiaj urodzin!

- Stary, ja też to zapisałem. - Hector wyjął komórkę z kieszeni swoich szarych dresów, podszedł do Ferenca i podsunął mu pod nos urządzenie. - Widzisz?  "Dwudziesty drugi lutego - urodziny Szopy".

Ferenc rzucił się więc na poszukiwanie swojego telefonu. Odnalazłszy go, otworzył czym prędzej kalendarz. 

- Ja mam je zapisane na pierwszego marca! - jęknął, zupełnie zdezorientowany. - O co chodzi, do jasnej cholery?!

Hector wzruszył powoli ramionami.

- Może... Zapisywałeś datę, jak byłeś pijany? - mruknął. - Tak czy siak, stary, na twoim miejscu już bym szukał jakiegoś prezentu. Bo zapomnieć o urodzinach twojego chłopaka, kiedy jesteście razem od prawie miesiąca... - Chłopak pokręcił głową i zacmokał z dezaprobatą. - To najgorsze, co możesz zrobić.

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz